Szara koperta przychodzi z Warszawy. W środku jest ankieta z pytaniami o profil firmy. Dane mają trafić do internetowego katalogu, by ułatwić kontakty z klientami. Wystarczy w załączonej kopercie odesłać podpisaną ankietę. A podpis kosztuje
10 tysięcy złotych.
Takie listy masowo rozsyła niemieckie wydawnictwo DAD Deutscher Adressdienst z Hamburga. I właśnie tam należy odesłać wypełniony druk. Na dole ankiety jest miejsce na podpis. A jego złożenie oznacza zlecenie trzyletniej płatnej reklamy w Internecie. I to słono płatnej, bo kosztuje ona 858 euro rocznie. W sumie to ok. 10 tysięcy złotych. Informacja o tym jest podana na dole ankiety. Ale większość osób nie czyta całego dokumentu.
Otrzeźwienie też przychodzi pocztą. Wraz z rachunkiem. Ci, którzy czują się oszukani, mogą zaskarżyć wydawnictwo do sądu w... Hamburgu. Dlaczego tam? Bo pechowcy podpisują się też pod stwierdzeniem, że spory będzie rozstrzygał sąd niemiecki.
To nie jedyny taki przypadek. Pod koniec ubiegłego roku do firm na Lubelszczyźnie trafiła podobna ankieta wysyłana przez firmę ze Szwajcarii, zbierającą dane do informatora dla turystów. Ale chodziło głównie o zbieranie pieniędzy. Tym bardziej że dokument był sporządzony w języku angielskim. Łatwowiernych nie brakowało.
Na reklamę wśród zagranicznych turystów połakomiła się nawet hrubieszowska biblioteka publiczna. Jej dyrektorka dostała wezwanie do zapłaty prawie 4 tysięcy złotych. Także w tym przypadku podpis był równoznaczny z oddaniem się pod szwajcarskie prawo. Wcześniej sprawiedliwości szukały tysiące przedsiębiorców pokrzywdzonych przez podobnie działającą firmę z Hiszpanii, która inkasowała ponad 800 euro.
– I na to nie ma recepty. Trzeba czytać, to co się podpisuje – radzi Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Jeśli umowę zawierają przedsiębiorcy z różnych krajów, sami określają którego państwa prawo będą stosować.
Ostatnio ostrzeżenie przed „Polskim Rejestrem Internetowym” zamieściła na swej witrynie lubelska kuria metropolitalna. •