Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Rozmowa Dnia z Marysią Artemiuk i Karoliną Waszczuk z Centrum Kultury, przygotowującymi Jarmark Jagielloński
• Na czym polega wasza praca przy organizacji zaczynającej się trzy dni imprezy?
M.A.: Już w marcu zaczęłyśmy zawiadamiać twórców ludowych i artystów, bo jesteśmy odpowiedzialne za dobór wystawców i zespołów występujących w czasie jarmarku.
K.W.: Zasadą naszej imprezy jest to, że wystawcy nie płacą za miejsce na stoisku, ale my mamy prawo wyboru uczestników. Dzięki temu możemy zadbać o to, by nikt nie handlował ludowymi wyrobami "made in China”.
K.W.: Zasadą naszej imprezy jest to, że wystawcy nie płacą za miejsce na stoisku, ale my mamy prawo wyboru uczestników. Dzięki temu możemy zadbać o to, by nikt nie handlował ludowymi wyrobami "made in China”.
• Ktoś się nie zakwalifikował do udziału?
K.W.: Jeśli odrzucałyśmy ofertę, to raczej z powodu mniejszej ilości straganów niż byśmy chcieli mieć. Ogródki piwne i rusztowania przy kamienicach uszczuplają jarmark.
• Dużo osób będziecie miały pod opieką?
M.A.: Tak ze 300. Około 70 z Ukrainy, tyle samo z Białorusi i reszta z Polski. To twórcy i sprzedawcy z 250 stoisk i członkowie ośmiu zespołów ludowych - będą występować na placu Po Farze i wędrować między straganami.
• Coś szczególnie polecacie z czterodniowego jarmarku?
K.W.: Wszystkie warsztaty i miejsca, gdzie samemu można spróbować: lepienia, wycinania, wyplatania. Zatańczyć oberka czy poznać zasady gry w palanta.
