W śląskiej hali targowej szwankowały wyjścia ewakuacyjne. Prawdopodobnie m.in. dlatego zginęło tak wielu ludzi. Szefów niektórych lubelskich instytucji niczego to nie nauczyło. Twierdzą, że u nich jest świetnie. A nie jest.
Najgorzej jest w Pierwszym Urzędzie Skarbowym. Tam jest tylko jedna strzałka na cały, trzypiętrowy budynek. Choć przez gmach przewijają się codziennie tysiące ludzi. – Oznakowanie jest w miarę dobre. Pilnujemy tego na bieżąco. Sam oglądałem dzisiaj budynek. Byłem nawet na dachu. Poza tym, na dole jest pracownik ochrony, który w razie potrzeby wszystkich sprowadzi – zapewnia Wojciech Majczyna, naczelnik urzędu. Kiedy ostatnio oglądał znaki przeciwpożarowe? – Dzisiaj w południe prosiłem o to jednego z pracowników. Co stwierdził? Nie wiem, spytam go.
Błądzić będą ci, którzy zechcą znaleźć wyjście ewakuacyjne z głównego gmachu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na pierwszym piętrze udało się nam znaleźć jedną tabliczkę. Niedaleko gabinetu rektora. Lepiej oznakowane były schody. Za to tabliczek „zakaz palenia” uczelnia nie poskąpiła.
– Według mojej wiedzy wszystko jest w porządku. Nasze służby stale to sprawdzają – zapewnia Antoni Opozda, zastępca dyrektora administracyjnego KUL. Ale nie chce komentować tego, że oznaczeń jest za mało. Kiedy ostatnio dostał informację o bezpieczeństwie budynku? – Ja się takim egzaminom nie poddaję. Zresztą mam zakaz udzielania informacji. Proszę rozmawiać z rzecznikiem uczelni.
– Nie wiem, dlaczego dyrektor odsyła pana do mnie. Ja mam przekazywać informacje wychodzące od rektora – dziwi się Beata Górka, rzecznik KUL. Ale obiecuje, że za kilka godzin będzie gotowa do rozmowy. I jest: – Wszystko jest zgodne z normami. Straż pożarna nigdy nie miała do nas zastrzeżeń.
W pomieszczeniach Teatru w Budowie strzałek trzeba było dobrze szukać. Bo było ich mało i wisiały ponad dwa metry nad podłogą. A powinny być przyklejone na linii wzroku. W Ratuszu oznakowana była tylko droga ucieczki... z barku. Tabliczka z napisem „wyjście ewakuacyjne” sterczy wetknięta niedbale za framugę nad drzwiami.
Najłatwiej trafić do wejścia w gmachu Urzędu Wojewódzkiego przy ul. Spokojnej. Trudniej wyjść. Za drzwiami oznaczonymi jako ewakuacyjne jest niewielkie pomieszczenie służące jako palarnia. A w nim drugie drzwi na zewnątrz budynku. Zamknięte i zakratowane. A gdzie klucz?
– W portierni. Drzwi są zamknięte, bo się z nich nie korzysta – wyjaśnia Adam Puton z Zakładu Obsługi Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego, który administruje budynkiem.
• A jeśli nie będzie można dojść do portierni?
– Można też zakładać, że na budynek spadnie bomba atomowa i nikt nie przeżyje. Nie zakładamy, że tak będzie.
• A nie przydałaby się kartka, żeby ludzie wiedzieli, gdzie jest klucz?
– Pracownicy są przeszkoleni i wiedzą, skąd go wziąć.
• A skąd mają to wiedzieć interesanci?
– Powinni podążać za pracownikami – odpowiada Puton.
Sprawdziliśmy w straży pożarnej. – Nie ma mowy o żadnym kluczu. Trudno sobie wyobrazić, by spanikowana osoba trafiła do zamka w drzwiach. One mają być zamknięte w sposób umożliwiający natychmiastowe otwarcie – mówi strażak Tomasz Baran.
Po naszej wizycie urząd obiecał poprawę. – Z polecenia wojewody wszystkie wyjścia będą otwarte. A zastępca dyrektora Zakładu Obsługi zostanie ukarany upomnieniem – poinformował po południu Piotr Kowalczyk, rzecznik wojewody.