To zaplątana w stery lina wyciągarki spowodowała upadek szkoleniowego szybowca na lotnisku w Radawcu pod Lublinem. Na szczęście, w niedzielę stan obu pilotów się poprawił.
Tuż po starcie, na wysokości ok. 100 metrów, szybowiec zaczął spadać i roztrzaskał się o ziemię. Mężczyźni przeżyli, ale w ciężkim stanie trafili do szpitali w Lublinie. – Obaj przeszli już operacje – powiedział nam wczoraj Jacek Deptuś z lubelskiej policji.
Stan instruktora lekarze określali jako średnio ciężki. Mężczyzna był już w niedzielę przytomny i samodzielnie oddychał. Z kolei stan 17-latka był określany jako dobry. Uczestnik kursu szybowcowego również był przytomny.
Eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych po rozmowach z innymi uczestnikami kursu i oględzinach szybowca stwierdzili, że bezpośrednią przyczyną wypadku było zaplątanie się liny wyciągającej na jego skrzydle. W ten sposób zablokowały się lotki i pilot stracił kontrolę nad szybowcem.
– W stanach awaryjnych pierwszą czynność, którą się wykonuje, jest odłączanie liny. I to zostało uczynione. Natomiast jak lina znalazła się na skrzydle, to jest w tej chwili gdybanie. Na więcej informacji trzeba poczekać jeszcze parę dni – powiedział Andrzej Pussak z komisji.
Jej wstępny raport ma być znany najpóźniej za 30 dni. Na ostateczny być może trzeba będzie poczekać jeszcze dłużej.
Dyrektor Aeroklubu Lubelskiego nie chciał rozmawiać na temat wypadku.
Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski”
Szybowce – może paradoksalnie – są bezpieczniejsze od samolotów. W nich najwięcej kłopotów sprawiają awarie silnika, którego w szybowcu nie ma. Im zdarzają się, co prawda, lądowania w przygodnych terenach, ale w 90 proc. kończą się bezpiecznie. Ale jeśli już dochodzi do wypadku to często właśnie podczas startu z wyciągarką.
W tym konkretnym przypadku trudno się wypowiadać, nie znając szczegółów. Ale przypuszczam, że mogło dojść do utraty ciągu przez wyciągarkę. Wtedy lina mogła się obluzować i zawinąć
na skrzydle.
wspł. Łukasz Minkiewicz