Bez domu, mebli i ubrań zostało osiem osób. Na pomoc czeka rodzina siedemnastoletniej Karoliny, która ocaliła sąsiadów od śmierci. Czekają też dziadkowie z trzyletnią wnuczką Martynką. Lublinianie spontanicznie ofiarują wsparcie. Ale to kropla w morzu potrzeb.
Siedemnastoletnia Karolina uratowała mieszkańcom budynku życie. Gdy obudziła się w oparach dymu, najpierw zaczęła krzyczeć, a potem walić do drzwi. Chciała obudzić sąsiadów. Potem boso wybiegła na dziesięciostopniowy mróz do sąsiedniej kamienicy. Stamtąd zadzwoniła po strażaków. - Tak strasznie bałam się o małą Martynkę, która została z dziadkami na trzecim piętrze - mówi drżącym głosem Karolina Jasińska. - Potem widziałam, jak ratowali się wychodząc po rynnie na dach. Wołali o pomoc.
Mieszkańcy w ogniu stracili niemal wszystko. - A to co zostało jest mokre, cuchnące - pokazuje Grażyna Jasińska, mama Karoliny. - W naszym mieszkaniu nie da się żyć, nie ma prądu, gazu. Pomieszczenie, w którym wybuchł pożar, znajduje się nad naszym. Sufit w każdej chwili może się zawalić.
Dla mieszkańców kamienicy nadeszła spontaniczna pomoc od lublinian. - Córka chętnie odda część swojej garderoby - zadzwoniła do nas prosząca o anonimowość kobieta. I jeszcze wczoraj zawiozła ubrania i pieniądze. Podobnych telefonów odebraliśmy kilka. Ale to kropla w morzu potrzeb. Potrzebne są głównie pościel, ubrania i leki.
Tuż po tragedii miasto zakwaterowało pogorzelców w hotelu na Podzamczu. Zostaną tam do dzisiaj. Potem przeprowadzą się do mieszkań zastępczych. Państwo Iwona i Zdzisław z trzyletnią Martynką dostali niewielki lokal. Ich mieszkanie w kamienicy spłonęło.
W budynku na ul. Żmigród zamieszkają tymczasowo Jasińscy. - Nie ma tam łazienki, kuchnia jest węglowa - mówi pani Grażyna. - I możemy tam zostać tylko do końca marca. Co potem? - załamuje głos. Nie ma nawet pieniędzy na remont kamienicy. Właściciel jej nie ubezpieczył. Pytaliśmy w opiece społecznej o kołdry, bo nie mamy pod czym spać. Ale kołdry wydają tylko w środy - usłyszeliśmy.
- Dopilnuję, żeby pracownik socjalny z tego rejonu zajął się poszkodowanymi rodzinami - obiecał nam wczoraj Antoni Rudnik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. •