Miejski przewoźnik wpadł w tarapaty. Na nowe autobusy
nie ma pieniędzy. Ratusz proponuje zakup używanych gruchotów.
Najbardziej wysłużone są ikarusy - średni wiek przegubowców to ok. 20 lat. Jeżdżą chyba tylko z przyzwyczajenia. I dzięki wielkim staraniom mechaników. Co roku miejski przewoźnik powinien wymieniać dwanaście autobusów. W ubiegłym roku MPK skasowało tylko siedem pojazdów. Nadawały się już tylko na części. Spółka miała kupić kilkanaście nowych autobusów. Tyle że nie miała za co. Być może kupi je w tym roku. Ale tylko "być może”. W tegorocznym budżecie miasta znalazły się jedynie pieniądze na rozbudowę trakcji trolejbusowej. Na nowe autobusy już nie.
W projekcie strategii rozwoju komunikacji publicznej na najbliższe pięć lat Ratusz zaproponował, by MPK kupowało używane autobusy. - To jest chory pomysł - oburza się Satke. - Już to przerabialiśmy. Mieliśmy stare many i fiaty. I poszły na złom. Dokąd taki autobus jeździ, wszystko jest w porządku. Ale gdy się zepsuje i trzeba kupić części, to albo są niedostępne, albo koszmarnie drogie - mówi Satke.
MPK zapowiada, że pieniędzy na tabor poszuka w Unii Europejskiej. Na razie pozostaje tylko... skracanie przegubowców i generalne remonty starych jelczy.
Czym jeździmy?
62 z nich to kilkunastoletnie ikarusy. Spośród 116 jelczy, aż 40 to przestarzałe modele M11. Nadwozie jeszcze starszego modelu PR 110 jest podstawą 55 lubelskich olejbusów. Tylko "szelkowców” to nowsze konstrukcje.