Lublinianie oddają broń. Tygodniowo w sejfie Komendy Wojewódzkiej Policji ląduje kilkadziesiąt sztuk. Wszystko przez kosztowne badania lekarskie. Bez nich
nie można trzymać w domu pistoletu.
W naszym regionie pozwolenia na broń gazową ma ponad 14 tys. osób. Na palną - 802. Tym, którzy nie przedłużą pozwolenia, policja wyznaczy termin na oddanie broni. Jeżeli tego nie zrobią - grozi im grzywna.
- Nie mamy tłoku w gabinecie - przyznaje
Urszula Plebanowicz, psycholog z Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy w Lublinie. - Na badania psychologiczne zgłasza się tygodniowo kilka osób ubiegających się o przedłużenie pozwolenia.
Badanie trwa 2-3 godziny. Średnio co dziesiąta osoba oblewa. - Bierzemy pod uwagę nie tylko poziom intelektualny, ale również zachowanie w sytuacjach stresowych - tłumaczy Plebanowicz. - O pozwolenie najczęściej starają się ochroniarze oraz biznesmeni.
Fakt, że ubywa broni na Lubelszczyźnie, nie robi wrażenia na policji. - To nie Nowy Jork. Strzelaniny na Lubelszczyźnie to rzadkość - mówi nadkomisarz Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej policji. - Jeżeli dochodzi do wypadków z bronią, to najczęściej z powodu nieuwagi ich użytkowników.
Właściciele broni narzekają tymczasem, że koszt pozwolenia czasami przewyższa wartość broni. - Kiedyś to kosztowało grosze - mówi pan Andrzej z Lublina. - Teraz wolę za 200 zł kupić sobie
straszaka. •