Sprawa dotycząca stosowania przez drogówkę wideorejestratorów PolCam wróci na wokandę. W pierwszym procesie sąd uznał, że pomiary wykonane tym sprzętem są niewiarygodne i uniewinnił zatrzymanego przez policję kierowcę. Uniewinnienie było przedwczesne – oceniła wczoraj sędzia Anna Samulak z Sądu Okręgowego w Lublinie. – Jak można było to zrobić, skoro obwiniony sam przyznał zatrzymującym policjantom, że przekroczył prędkość.
Od wyroku uniewinniającego z listopada ubiegłego roku odwołała się Komenda Miejska Policji w Lublinie. Wczoraj sąd odwoławczy skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Wskazał przy tym na konieczność powołania kolejnego biegłego, który zbada nagranie z wideorejestratora.
Ta głośna w całym kraju sprawa dotyczy wydarzeń z sierpnia 2016 r. Emilian P. jechał wówczas swoim BMW ul. Krańcową w Lublinie. Został zatrzymany przez policjantów z powodu przekroczenia prędkości. Zamontowany w radiowozie wideorejstrator wskazał, że kierowca pędził z prędkością 93 km/h. Emilian P. nie przyjął mandatu, więc sprawa trafiła na wokandę.
Sąd Rejonowy Lublin-Zachód uniewinnił kierowcę. W oparciu o opinie biegłych ustalił bowiem, że urządzenie wykorzystywane przez policjantów mierzy jedynie faktyczną prędkość radiowozu, a nie samochodu, który jest kontrolowany. Wynika to z samej zasady działania wideorejestratora PolCam. Co istotne, w przypadku Emiliana P. pomiar odbywał się na odcinku zaledwie 100 metrów, a po jego zakończeniu policyjne auto cały czas przyspieszało. Mogło to wpłynąć na znaczne zawyżenie wyniku pomiaru. Z instrukcji wideorejestratora wynika, że wiarygodny pomiar możliwy jest tylko w sytuacji utrzymywania dokładnie tej samej odległości między pojazdami.
– Przeczucie policjanta o tym, iż kierujący przekracza dozwoloną prędkość nie wystarczy w sytuacji, gdy państwo nie jest w stanie wyposażyć go w adekwatne do potrzeb i możliwości technicznych XXI w. urządzenie – uzasadniał pierwszy wyrok sędzia Bernard Domaradzki.
Badający sprawę biegli wskazali, że nagrania z wideorejestratora mają liczne wady, np. brakuje w nich klatek, a czas ścieżek z obrazem i dźwiękiem jest różny. Sprzęt działa też z 2-sekundowym opóźnieniem.
– Wystarczy więc gwałtownie rozpędzić radiowóz, dojechać do kontrolowanego pojazdu i już z 70 km/h robi się znacznie większa prędkość – dowodził wczoraj w sądzie obrońca Emiliana P., domagając się uniewinnienia swojego klienta.
Sąd wskazał jednak, że nagranie z wideorejestratora to nie jest jedyny dowód w sprawie. Są również zeznania policjantów, którzy zatrzymali Emiliana P.
– Ludzie nie zachowują ostrożności na drodze, więc dochodzi do wypadków. Trzeba chronić wszystkich obywateli, a nie tylko jednego – skwitowała sędzia Anna Samulak.
Sprawę ponownie zbada Sąd Rejonowy Lublin-Zachód.