Poseł Stanisław Głębocki (Samoobrona) został wczoraj ukarany przez lubelski sąd 700 zł grzywny za to, że nie przyszedł na rozprawę
i nie wykonał wcześniej- szego rozporządzenia sądu. Tuż po rozprawie zastaliśmy posła w jego biurze, które mieści się 100 metrów od sądu.
Na sali rozpraw sędzia Ewa Gulska stwierdza, że wezwanie wysłane pod adres biura poselskiego doręczono prawidłowo, a Głębocki nie usprawiedliwił swojej nieobecności. Nie wykonał też do tej pory polecenia sądu, który kazał mu dostarczyć dokumenty dotyczące zatrudnienia byłej pracownicy. – Sąd wymierza mu za to 700 zł grzywny – ogłosiła sędzia E. Gulska.
Po rozprawie, o 10.30 dzwonimy do biura poselskiego Głębockiego, które mieści się przy ul. 3 Maja w Lublinie, ok. 100 metrów od Sądu Pracy. Najpierw podajemy się za interesanta, który chce z nim rozmawiać. – Jest już ubrany i właśnie wychodzi z biura – odpowiada pracownica biura, która odsyła do poniedziałku.
– Byłem w poniedziałek u lekarza, mam zaklejone oko, dostałem zaświadczenie lekarskie – tłumaczy poseł w rozmowie z Dziennikiem przyczyny nieobecności w sądzie. – Dokumentów do sądu nie dostarczyłem, bo chciałem je przynieść na rozprawę. O grzywnie jeszcze nic nie wiem.
Poseł twierdzi, że w biurze był krótko. – Przyjechałem, bo się dowiedziałem, że pracownik biura nie dostarczył do sądu zwolnienia – mówi. – Potem przez cały dzień leżałem w domu.
Magdalena Pasieczna pracowała w sklepie Głębockiego przez ponad rok, do końca ub. roku. Została zwolniona, bo poseł zlikwidował sklep. Inspekcja Pracy wytknęła mu, że wystawił pracownicy błędne świadectwo pracy, nie zapłacił za urlop i części wynagrodzenia.
Poseł w piśmie do sądu przyznał, że popełnił błędy, bo nie stać go było na zatrudnienie radcy prawnego. Jednak już wywiązał się z zaleceń inspektorów pracy. Wyliczył, że byłej sprzedawczyni należy się 480 zł, ale ta takiej kwoty nie chciała przyjąć. Była pracownica uważa, że należy się jej ponad 19 tys. zł i o zasądzenie takiej kwoty wystąpiła do sądu.
Na wczorajszej rozprawie sąd przesłuchał świadka – kobietę, która w przeszłości pracowała w firmie Głębockiego.
– Przychodziłam do pracy o 6 rano, a wychodziłam o 6 czy 7 wieczorem – opowiadała. – Dostawałam za to 680 zł miesięcznie.
– Na rękę? – zapytała sędzia Gulska.
– Na zeszyt – odpowiedziała kobieta. – Szef prawie zawsze mówił, że nie ma pieniędzy. Trzeba było iść do jego sklepu i brać na konto pensji towar.
Poseł temu zaprzecza. – Dawałem wypłatę do ręki – mówi.
Poseł Głębocki jest członekiem sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. – Posłowie stanowią prawo i nie powinni go łamać – twierdzi poseł Franciszek Jerzy Stefaniuk, przewodniczący sejmowej Komisji Etyki. – Poseł powinien być bez skazy.