Pracownicy lubelskiego Sądu Okręgowego zgubili ważne dokumenty. A teraz radzą skazanemu, aby sprawiedliwości szukał u rzecznika praw obywatelskich. – Gdyby dokumenty dotarły do sędziego, moja rozprawa by się nie odbyła. A w nowym terminie sąd musiałby wziąć pod uwagę nowe dowody – denerwuje się Ryszard T., nauczyciel z Lublina.
Nauczyciel myślał, że proces został przełożony. – Nie poszedłem na rozprawę – mówi. – Czekałem na nowy termin. Zamiast niego po trzech tygodniach dostałem wezwanie do zapłaty kosztów procesowych.
Okazało się, że rozprawa się odbyła. Sąd Okręgowy utrzymał w mocy wyrok skazujący. Przy wpisywaniu orzeczenia do sądowych rejestrów pracownica sądu przypomniała sobie, że widziała wniosek o odroczenie rozprawy. Rozpoczęły się poszukiwania. Dokumenty były w aktach zupełnie innej sprawy.
Nauczyciel zawiadomił prokuraturę. W ubiegłym tygodniu postępowanie zostało jednak umorzone. Prokurator doszedł do wniosku, że dokumenty nie zostały zgubione celowo. Można tu jedynie mówić o odpowiedzialności dyscyplinarnej.
– W rejestrach figuruję jako karany i nie mogę zostać egzaminatorem – wylicza nauczyciel. – Chciałem się zapisać do Prawa i Sprawiedliwości, ale tam nie przyjmują karanych.
Sędzia du Chateau radzi skazanemu, żeby zwrócił się do rzecznika praw obywatelskich, bądź prokuratora generalnego. Oni mogą wnieść w jego sprawie kasację do Sądu Najwyższego.
Pracownicy sądu nie ponieśli jeszcze żadnych konsekwencji za zgubienie dokumentów. – Czekamy na informację o zakończeniu postępowania, które w tej sprawie prowadziła prokuratura – mówi sędzia du Chateau. – Potem zapadnie decyzja o ewentualnych konsekwencjach służbowych.