Już druga w tym miesiącu osoba została śmiertelnie potrącona przy przechodzeniu przez ul. Smorawińskiego. - Trzeba tam wreszcie postawić światła - alarmują mieszkańcy. - Nie mamy tego w planach - odpowiada Ratusz.
- W momencie, kiedy lanos wjechał na przejście, piesza była już na pasach. Wpadła pod jadący samochód. Zginęła na miejscu - wyjaśnia Tomasz Jachowicz z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. - Miała niewiele ponad 50 lat.
To już kolejny wypadek w tym miejscu w ostatnim czasie. - Dwa tygodnie temu 50 metrów obok przejścia śmiertelnie potrącona została inna kobieta - dodaje Jachowicz. - To jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na drogowej mapie miasta.
Potwierdzają to mieszkańcy okolicznych bloków. Wczoraj odebraliśmy od nich kilkanaście telefonów w tej sprawie. - Przechodzę przez to przejście praktycznie codziennie. I za każdym razem boję się o swoje życie. Tam jest naprawę groźnie - mówi pani Teresa z ul. Lipińskiego.
- Już chyba najwyższa pora, żeby postawić tam światła. Zanim zginie kolejna osoba - dodaje pan Maciej z ul. Skołuby.
Tyle że na razie się na to nie zanosi. - Światła w tym miejscu nie były przewidywane i nadal nie są - mówi Mirosław Kalinowski z biura prasowego Ratusza. - Choć oczywiście wykluczyć niczego nie można.
- To droga krajowa. Czyli taka, na której nie powinno być zbyt dużo zahamowań ruchu takich, jak sygnalizacja świetlna - tłumaczy Kalinowski. - Poza tym, na tej drodze ruch przebiega falami. Samochody wjeżdżają dopiero wtedy, gdy zapali się zielone światło na skrzyżowaniu ul. Smorawińskiego z al. Kompozytorów Polskich albo ul. Poniatowskiego z ul. Popiełuszki. A samo przejście przez jezdnię jest dwuetapowe.
Poza tym, zdaniem miejskich urzędników, sygnalizacja świetlna nie zagwarantuje, że w tym miejscu nie będą ginęli ludzie. - Bo na bezpieczeństwo pieszych składa się wiele czynników - dodaje Kalinowski. - Przede wszystkim, ostrożność i uwaga samych pieszych.