Rozmowa z Marcinem Dąbrowskim, historykiem z lubelskiego IPN.
– Stosunkowo najmniej znane są kulisy działań władz, w tym zwłaszcza dowództwa wojskowego, m. in. szczegółowa dyslokacja oddziałów, decyzje podejmowane przez konkretne osoby z kręgu dowodzenia, czy szczegółowa obsada poszczególnych stanowisk i związana z tym odpowiedzialność za konkretne działania. Np. podczas pacyfikacji WSK Świdnik.
• Jakie było najbardziej dramatyczne wydarzenie stanu wojennego w naszym województwie?
– O szczególnej dramaturgii można mówić w przypadku pacyfikacji zakładów pracy. Zwłaszcza tam, gdzie użyto oddziałów bojowych. Miasteczko Akademickie, WSK Świdnik, Fabryka Samochodów Ciężarowych, Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów, PKS Kraśnik, Fabryka Łożysk Tocznych, Zakłady Azotowe w Puławach. Ludzie, którzy uczestniczyli w tamtych akcjach protestacyjnych narażali swoje zdrowie i nietykalność osobistą.
Gdy naprzeciw stały czołgi i pojazdy opancerzone oraz uzbrojeni w pałki i tarcze ZOMO-wcy (być może nafaszerowani jakimiś specyfikami), a nad głowami fruwały wybuchające petardy z gazem, mogło się zdarzyć różnie. A przecież protest miał mieć charakter symboliczny. Nie zamierzano walczyć na śmierć i życie. Chodziło o zademonstrowanie sprzeciwu wobec bezprawnego wprowadzenia stanu wojennego. Każdy miał jakiś dom, rodzinę, do której zamierzał przecież wrócić i dalej żyć.
• W jaki sposób protestowali mieszkańcy przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego?
– O strajkach w zakładach pracy mówiliśmy. Do otwartych manifestacji ulicznych na początku stanu wojennego w naszym regionie nie doszło. Zorganizowano je w Lublinie kilka miesięcy później: 3 maja i 31 sierpnia. Ale w pierwszych miesiącach stanu wojennego wymyślono na Lubelszczyźnie coś szczególnego. Szukano sposobów zademonstrowania przeciwko nachalnej propagandzie emitowanej zwłaszcza w trakcie wieczornego Dziennika Telewizyjnego. Zapalanie świeczek w oknach i odwracanie włączonych odbiorników przodem do okna zbyt łatwo demaskowało przeciwników reżimu. Ktoś w Świdniku wpadł na pomysł, żeby zbiorowo wychodzić na ulice w czasie emisji dziennika i spacerować. W ten sposób 5 lutego 1982 r. zaczęły się słynne "spacery świdnickie”, prowadzone do 14 lutego. Uczestniczyły w nich kilkutysięczne tłumy. Po Świdniku sztafetę spacerów przejął Lublin, a następnie Puławy. Pomysł skopiowano w niektórych miastach w Polsce.
– Józef Krzysztof Giza był jednym z siedmiu górników zastrzelonych 16 grudnia 1981 r. przez Pluton Specjalny ZOMO (dwóch kolejnych górników zmarło kilkanaście dni później od ciężkich ran w szpitalu). Dzięki staraniom rodziny ciało Gizy udało się sprowadzić do rodzinnego Tarnogrodu. Konwój ze Śląska odbył się potajemnie w nocy, w asyście funkcjonariuszy MSW. Podobnie jak sam pogrzeb. Tabliczki na grobie górnika były później niszczone przez "nieznanych sprawców”. O grób dbali w następnych latach górnicy z kopalni "Bogdanka”, których z tego powodu ścigała miejscowa milicja i SB.
• Jakie represje, oprócz internowania, stosowały władze PRL?
– Przede wszystkim były to procesy sądowe, zarówno przed sądami powszechnymi, jak i przed sądami wojskowymi, wytoczone w pierwszej kolejności organizatorom strajków grudniowych w zakładach pracy. Za "czyny” z dekretu o stanie wojennym na kary pozbawienia wolności bez zawieszenia skazano 76 osób. Wyroki sięgały od jednego do czterech lat odsiadki. Dotkliwą represją były zwolnienia z pracy. W naszym regionie spotkało to kilkaset osób. Działaczy pełniących funkcje związkowe przed 13 grudnia 1981 r. nagminnie przenoszono na gorsze stanowiska pracy.