Pracownik, który wyniósł dokumenty z Urzędu Marszałkowskiego wczoraj stracił pracę. Marszałek Krzysztof Grabczuk zapowiada zamiany.
- Rozwiązałem umowę o pracę z urzędnikiem, który wyniósł dokumenty. Przyznał się - powiedział wczoraj Krzysztof Grabczuk, marszałek województwa.
Chodzi o Mariusza J., do wczoraj pracownika Departamentu Koordynacji Projektów Europejskich, a wcześniej Departamentu Transportu i Drogownictwa.
- Popełniłem błąd. Pod koniec lutego zmieniałem miejsce pracy i zabrałem wszystkie rzeczy ze swojego biurka. Dokumenty leżały tam od lipca - opowiada nam Mariusz J. - U kolegi w komisie zostawiłem je przypadkiem.
O dokumentach znalezionych przez policjantów w komisie w centrum Lublina napisaliśmy w sobotę. Funkcjonariusze szukali skradzionych telefonów, a wrócili ze stosem papierów, które nie powinny opuścić Urzędu Marszałkowskiego. Pochodziły z departamentu transportu. O wycieku urząd dowiedział się od nas.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w grudniu ub. roku Mariusz J. oskarżył urzędników z departamentu transportu o faworyzowanie niektórych przewoźników, a nawet propozycje korupcyjne, które mieli składać kolegom-urzędnikom za przymknięcie na oka na nieprawidłowości. Sprawę bada prokuratura.
- To śmierdzący departament. Zrobię tam porządek - zapowiada Grabczuk. Z Gabrielem Karskim, szefem departamentu, nie porozmawialiśmy. Od wczoraj jest na zwolnieniu lekarskim.
Policjanci dopiero po dwóch tygodniach od akcji w komisie poinformowali prokuraturę o znalezisku. - Funkcjonariusze opisywali zebrany materiał, a ponieważ dokumentów było tak dużo, musiało to potrwać - tłumaczy Witold Laskowski z lubelskiej policji.
- Policjanci powinni poinformować nas jak najszybciej - stwierdza tymczasem Michał Blajerski, szef Prokuratury Rejonowej Lublin Północ.
Prokuratorzy dostali akta sprawy i dokumenty wczoraj. Prawie trzy tygodnie od znalezienia ich w komisie. Z naszych ustaleń wynika, że o ich wycieku mogła dowiedzieć się część przewoźników. Według nieoficjalnych informacji dokumenty dotyczyły m. in. kontroli w firmach przewozowych.
- Dopiero po przejrzeniu dokumentów będziemy mogli mówić o ich treści - stwierdza Beata Syk Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej.