Kuszą przeważnie dzieci. Ale nie tylko. Złodziei. Narkomanów. Piromanów. Wandali. Pijaków. O czym mowa? O lubelskich ruderach. To istny park rozrywki. A raczej ryzyka, bo nie ma gwarancji, że uda się wyjść. Nie, żeby tam zaraz zabójstwo. Można wpaść w dziurę, albo oberwać sufitem. Nikomu nie polecamy tych miejsc
UMCS: Dla widzów o mocnych nerwach
W przyszłości mają tu stanąć nowe budynki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. To uczelnia jest właścicielem tego terenu i stojących tam budynków. A właściwie ruder po wojsku, które kiedyś tam stacjonowało.
Pierwszy budynek straszy spalonymi belkami stropu. Resztki sufitu w każdej chwili mogą się oberwać na głowę ciekawskich. Podłoga jest zasłana gruzem. Przy budynku są dwie niewielkie piwniczki. W jednej z nich porozrzucane dokumenty. Legitymacja emeryta-rencisty, ubezpieczeniowa. Rachunki za gaz, czynsz, telefon. Wszystko na jedno nazwisko. Ale różne imiona. Obok sterty katalogów AGD-RTV firmy Ducat. Widać, ktoś zamiast roznieść je na wycieraczki zwyczajnie je wyrzucił. Tak, jak walające się na ścieżce reklamówki kandydatów Platformy Obywatelskiej do Sejmu.
Następna rudera. A w niej skłębione izolacje po kablach energetycznych. I biało-czerwone taśmy, którymi grodzi się wykopy. Fetor moczu. Między następnymi trzema budynkami leżą prezerwatywy.
"Psycholodzy przestrzegają, że mężczyźni, którzy lubią się chwalić swoim penisem, na ogół nie mają czym zaimponować”. To najbardziej ambitny cytat ze strzępów pornograficznych gazet poukładanych skrzętnie na schodach do piwniczki. W środku oślizgły tapczan. Spódnica, strzępy szmat. Jakieś tabletki. Piwniczka znajduje się zaledwie kilka metrów od ogrodzenia jednostki wojskowej.
• Czy wie pan, co się tam dzieje?
- Podobno czasem zbierają się tam jakieś grupy - mówi Maciej Grudziński, kanclerz UMCS.
• Czy ogrodzicie ten teren?
- Przez dwa, trzy lub cztery lata na pewno nie. Ludzie wchodzą tam na własne ryzyko.
• Ale stan tych ruder zagraża życiu i zdrowiu.
- A to niech się tym zajmie policja.
Zespół Szkół Samochodowych: Uwaga, bydło!
Jeden z nich przeznaczony jest do rozbiórki. Znajdujemy otwarte okienko, wchodzimy do środka. W zniszczonych pomieszczeniach leżą połamane ławki. I tablice edukacyjne. Do jednej z nich przymocowana jest kierownica z atrapą poduszki powietrznej z pianki poliuretanowej obciągniętej białą tkaniną. Obok pożółkła gazeta z poprzedniego ustroju. Przez kolejne pomieszczenia dochodzimy do drzwi wyjściowych. Zamknięte. Ale wystarczy przekręcić zamek. I można wyjść na zewnątrz. Ale po co? Tu tak ciekawie.
Po wielu kablach elektrycznych jest tylko ślad na ścianie. Spora część przewodów jest wyraźnie przygotowana do kradzieży. Z niektórych ścian z płyty wiórowej pozostały... same wióry.
W niewielkiej sali leży stosik znaków drogowych. Jeden z nich pasuje jak ulał do tego miejsca: "uwaga, zwierzęta gospodarskie”. Bo o młodzieży zbierającej się w baraku, okoliczni mieszkańcy mówią zgodnie: bydło.
Przybysze przytargali tu nawet parkową ławkę. Sesję zdjęciową przerywają nam kroki. To portier.
• Gdyby nie to, że zostawiliśmy otwarte drzwi, pewnie by pan nawet tu nie zajrzał?
- Mi płacą za to, żebym siedział na portierni.
• A kto płaci? Szkoła z Łodzi?
- Tak.
• A z miasta ktoś tego pilnuje?
- Nie.
Portier odchodzi. Drzwi wciąż są otwarte.
Teren należy do miasta. - Wydzierżawiliśmy go uczelni na rok. To ona ma go pilnować - mówi Andrzej Jedziniak z Wydziału Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami w Urzędzie Miasta. I zapewnia: - Zwrócimy im uwagę.
Ul. Szczytowa: Drewno, kurnik i zboże
Drewnianą szopę od balkonów blokowiska dzieli zaledwie kilkanaście metrów. Zapadnięta podłoga. Resztki kurnika. I ręczna, drewniana maszyna do przesiewania zboża. Drewno, drewno i jeszcze raz drewno. Idealny materiał na ognisko. Ktoś już to dostrzegł, bo ze stojącego po sąsiedzku niewielkiego domku został dziwaczny ogryzek. Z kanapą, a jakże. Bo młodzież z blokowiska gdzieś się musi wyszumieć.
Do kogo należy rudera? Żeby poznać jej właściciela, trzeba pójść do Urzędu Miasta. I zapłacić. - Co zrobić, żeby nie płacić? Zadzwonić do Straży Miejskiej. Namierzy winnego i przywoła go do porządku - mówi Mirosław Kalinowski z lubelskiego Ratusza.
- Możemy nakazać właścicielowi uprzątnięcie posesji - potwierdza Waldemar Wieprzowski, komendant Straży Miejskiej. Ale tu nie chodzi o uprzątnięcie, lecz o rozbiórkę. - A tego już nakazać nie możemy. Tym zajmuje się Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego - odpowiada Janusz Mazurek, zastępca prezydenta Lublina. - Jeśli inspektorzy nie mogą skontaktować się z właścicielem, albo wymóc na nim rozbiórkę, wtedy zarządza się wykonanie prac przez wynajętą firmę. Na koszt właściciela rudery.
Dominik Smaga