Szkolny festyn dla kilku dzieci zakończył się w szpitalu. Śledczy postawili zarzuty szefowi firmy odpowiedzialnej za dmuchane urządzenia. Sprawą zajął się sąd.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Nie wiadomo, co dzieje się z oskarżonym Mariuszem Sz. Na sali rozpraw w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód mężczyzna się nie pojawił. Po raz kolejny nie odebrał wezwania. Sąd postanowił więc prowadzić sprawę pod jego nieobecność. Z zeznań, jakie mężczyzna złożył podczas śledztwa wynika, że nie poczuwa się do winy.
– Po zdarzeniu każde dziecko było pytane, czy dobrze się czuje. Dzieci nie zgłaszały żadnych dolegliwości, więc pracownicy nie informowali mnie o sprawie – tłumaczył Mariusz Sz.
Do wypadku doszło podczas festynu w Szkole Podstawowej nr 38 w Lublinie. Imprezę zorganizowano w ubiegłym roku z okazji Dnia Dziecka. Dzieci rywalizowały w konkurencjach sportowych. Później bawiły się na dmuchanych zjeżdżalniach, ustawionych przed szkołą. Za dostarczenie i obsługę zjeżdżalni odpowiadała firma Mariusza Sz., wybrana wcześniej przez szkolną radę rodziców. Przy każdej zjeżdżalni bezpieczeństwa miał pilnować pracownik firmy. W pewnej chwili z jednej z nich zaczęło uchodzić powietrze. Zjeżdżalnia przechyliła się, dzieci spadały jedno na drugie. W wypadku ucierpiało sześcioro maluchów. Skończyło się na złamaniu ręki, urazach głowy, klatki piersiowej i kręgosłupa.
Z ustaleń prokuratury wynika, że feralnego dnia to Mariusz Sz. odpowiadał za obsługę urządzeń. Dopuścił do nieprawidłowego ustawienia i użytkowania jednej ze zjeżdżalni co doprowadziło do wypadku.
– Do napełnienia zjeżdżalni wykorzystano dmuchawę od innego urządzenia. Obie nie różnią się wyglądem i dlatego doszło do pomyłki – tłumaczył śledczym Mariusz Sz.
Sprawa wróci na wokandę pod koniec października. Sąd przesłucha wówczas rodziców poszkodowanych dzieci.