• Dziś telewizja Polonia zaczyna emisję cyklu pana czterech reportaży o Bugu. Jeden by nie wystarczył?
- Spędziliśmy nad Bugiem 16 dni zdjęciowych, po naszej i po tamtej stronie. Od źródeł Bugu w Kołtowie na Ukrainie, po Drohiczyn, filmując najbardziej atrakcyjne miejsca i zabytki. Ale najbardziej niezwykła jest właśnie sama rzeka. Taka mocarna, miejscami dzika i przypominająca Amazonkę. Bug nie jest uregulowany i dlatego zaskakujący.
• Widz przed swoją plazmą odczuje ten klimat?
- Zobaczy przepiękne plenery. A moi bohaterowie opowiadają o rzeczach niezwykłych. Jesteśmy między innymi u właściciela pola, na którym ciągle wykopuje jakieś archeologiczne rewelacje. Chyba jego gospodarstwo było miejscem ważnym dla naszych przodków, którzy tu gubili unikatowe XIV-wieczne monety, zostawiali naczynia i narzędzia. Po stronie ukraińskiej oglądamy tajemnicze kamienie z wykutymi gotyckimi literami tworzącymi inskrypcje, których do dziś nie udało się odcyfrować.
• Bug nas oddziela od Wschodu czy z nim łączy?
- Chyba pojecie granicy każdy ma w swojej głowie. Byliśmy w Sokalu, który do 1951 roku był "nasz”, teraz jest "ich”. Filmowaliśmy Pawłówkę, gdzie ukraińscy nacjonaliści dokonali masowego mordu na Polakach, zabijając nawet niemowlęta. Jesteśmy w Oszczowie, gdzie Fryderyk Chopin przygrywał do mszy na organach latem 1830 roku, patrzymy na łęgi Królewskiego Kąta, na których Bolesław Chrobry ulokował wojska idące na Kijów itd. To wszystko jest nad Bugiem.
• Trzeba mieć mocną głowę, żeby go filmować?
- W czasie wyprawy trafiliśmy na ślub w cerkwi i gdzieś po drodze na zabawę, ale przy reżimie: zaczynamy pracę o 9 rano i kończymy o 21 byliśmy wszyscy zbyt zmęczeni, żeby to bardzo dokładnie sprawdzić.