Urzędnicy wojewody nie chcą widzieć w Polsce ukraińskiej rodziny. Właśnie podtrzymali swą poprzednią decyzję i nie przedłużyli im karty czasowego pobytu.
O dramacie Liubovy Vdovych i jej męża Artema Muzykantowa pisaliśmy przed dwoma tygodniami. Muzykantowie od kilku lat prowadzą w centrum Lublina sklep z telefonami komórkowymi.
- Tu życie jest przyjemniejsze, chcieliśmy tu zostać - tłumaczą nam Ukraińcy.
Urząd Wojewódzki w Lublinie trzykrotnie bez żadnych problemów przedłużał Ukraince kartę czasowego pobytu. Za każdym razem co pół roku. Kobieta myślała, że tak będzie i tym razem. Napisała we wniosku o pozwolenie na przebywanie w Polsce, że prowadzi w Lublinie firmę, zatrudnia pracownika Polaka, opłaca wszelkie składki i ubezpieczenia. To nie przekonało urzędników z Wydziału Spraw Obywatelskich i Migracji Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie. Uznali, że działalność gospodarcza rodziny z Ukrainy nie jest korzystna dla polskiej gospodarki narodowej. A zatrudnienie jednego obywatela Polski nie przyczynia się znacząco do spadku bezrobocia. Z kolei płacenie tutaj podatków i dodatni wynik finansowy firmy to za mało, żeby ponownie pozwolić na mieszkanie w Polsce.
Rozgoryczeni Ukraińcy odwołali się od decyzji wojewody lubelskiego. Tłumaczyli, że Vdovych w ostatnim czasie była w ciąży, urodziła w Polsce dziecko. Nie mogła więc rozwinąć działalności gospodarczej tak, żeby zadowolić pracowników wydziału.
Zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego lubelscy urzędnicy mogli zmienić swoją decyzję, albo przesłać odwołanie ukraińskiej rodziny do Urzędu do spraw Repatriacji i Cudzoziemców w Warszawie. Wybrali drugie rozwiązanie.
- Nie pojawiły się nowe przesłanki za wydaniem pozwolenia na czasowy pobyt w Polsce - uważa Józef Różańśki, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Migracji UW w Lublinie.
Ukraińcy będą czekać na decyzję z Warszawy nawet dwa, trzy miesiące. Jeśli będzie taka jak poprzednia, Liubowa będzie musiała zlikwidować sklep i wraz z dzieckiem wracać na Ukrainę.