Jedyna w regionie klinika dla chorych na białaczkę nie ma zgody ministra na wykonywanie operacji ratujących życie. Jednak lekarze nie czekają na "papier” i robią swoje. A - zdaniem Warszawy - bez akredytacji nie powinni.
Pieniądze na przeszczepy szpiku daje Ministerstwo Zdrowia, które każdego roku ogłasza konkurs i podpisuje kontrakty w tym zakresie. Tegoroczny nie jest jeszcze rozstrzygnięty. Czy lubelska klinika dostanie umowę, okaże się niebawem. By ją zdobyć, musi mieć tzw. akredytację ministra na wykonywanie przeszczepów. Tymczasem macierzysty szpital kliniki hematoonkologii - Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 w Lublinie, do którego przeniosła się niedawno z SPSK nr 4 - takiej akredytacji jeszcze nie ma.
- Minister jeszcze akredytacji nie przyznał - potwierdza Paweł Trzciński, dyrektor Biura Prasowego Ministerstwa Zdrowia. - Ale Krajowa Rada Transplantacyjna wystąpiła z wnioskiem w tej sprawie.
Bez akredytacji klinika nie może ubiegać się o kontrakt. - Nie może też wykonywać przeszczepów, bo nikt jej za transplantacje nie poparte akredytacją nie zapłaci - dodaje Trzciński. A jedna operacja przeszczepu szpiku kosztuje około 200 tys. zł.
Prof. Dmoszyńska ma nadzieję, że przyznanie akredytacji - a w konsekwencji kontraktu - to kwestia czasu i formalności. W podobnym tonie wypowiada się lubelska Akademia Medyczna, której szpital podlega. - Obecnie trwa weryfikacja akredytacji transplantacyjnych poszczególnych placówek w kraju - mówi Włodzimierz Matysiak, rzecznik prasowy AM. - Ostatnio z ministerstwa otrzymaliśmy wstępne limity na przeszczepy w tym roku. Jestem przekonany, że lubelska klinika, która ma świetne referencje, uznaną w kraju i za granicą bardzo wysoką pozycję naukową, wkrótce otrzyma potwierdzenie posiadanych dotychczas uprawnień transplantacyjnych.