Mój mąż jest niewinny! To Węgrzy wyjechali mu pod koła – mówi zrozpaczona żona 50-letniego kierowcy ciężarówki z Lublina, który w zeszłym tygodniu uczestniczył w wypadku pod Londynem. Zginęło dwoje ludzi.
W sobotę sąd magistracki w Harlow (hrabstwo Essex) zdecydował o zatrzymaniu mężczyzny w areszcie. Dzisiaj zdecyduje, co dalej. Mężczyzna ma zarzut spowodowania śmierci dwojga osób oraz fałszowania danych w aparaturze rejestrującej przebieg jazdy w prowadzonej przez niego ciężarówce.
– Sprawa zostanie prawdopodobnie skierowana do sądu koronnego, gdzie Polakowi zostaną przedstawione zarzuty – wyjaśnia Ireneusz Truszkowski, wicekonsul RP w Londynie. – I to dopiero sąd koronny wyda wyrok.
Kierowcy będzie bronił prawnik wynajęty przez firmę, dla której pracował. Stanisław B. od miesiąca był zatrudniony w przedsiębiorstwie transportowym West-Car z Raszyna pod Warszawą. – Nie mamy nic do powiedzenia w tej sprawie – uciął rozmowę z nami Paweł Jędrzejewski, syn właściciela firmy.
– Takie jest ich podejście do całej sytuacji – mówi z oburzeniem Jolanta B., żona zatrzymanego. – W rozmowie telefonicznej pan Jędrzejowski powiedział mi, że przez mojego męża zbankrutuje. I że zależy mu na samochodzie, a nie na moim mężu.
Ustaliliśmy, że lublinianin jechał prawie nowym tirem. Wiózł żywność. – Jeździł ciężarówkami od 30 lat. To dobry i doświadczony kierowca. Nigdy wcześniej nie miał wypadku – podkreśla Jolanta B.
Zdaniem brytyjskiej policji, lublinianin jechał w czwartek w sposób niebezpieczny. – Przekroczył dopuszczalną liczbę godzin jazdy – wyjaśnia Heather Turner z policji w Essex. – I nie robił odpowiednich przerw.
Czy to było bezpośrednią przyczyną wypadku? – To wyjaśni dochodzenie – podkreśla konsul Truszkowski. – Wiemy na pewno, że Polak był trzeźwy. Pojawiają się głosy, że mógł się zagapić i nie zauważyć samochodu osobowego. Ale też, że samochód osobowy włączał się do ruchu z pobocza i nie zauważył tira.
Taką wersję lublinianin miał przekazać swojej żonie tuż po wypadku. – Rozmawiałam z nim przez telefon – mówi Jolanta B. – Powiedział, że to Węgrzy wyjechali mu pod koła. Wypadek nie był z jego winy.
– Podobno są świadkowie, więc wszystko powinno być szybko wyjaśnione – mówi Truszkowski. – Oby dzisiaj – dodaje żona kierowcy. – Chcę, żeby już wrócił do domu. •