Dziennikarzy lubelskiej telewizji czeka lustracja. Szef oddziału TVP zapowiada,
że będzie bezwzględny dla dawnych agentów bezpieki. O ile tacy się znajdą
Autolustrację zarządziły kilka dni temu władze Telewizji Polskiej. Na razie to apel.
Andrzej Baryła, znany prezenter i dziennikarz lubelskiej telewizji, do sprawy podchodzi spokojnie. - Nie zastanawiałem się nad tym głębiej, bo mam dużo pracy, ale pewnie pójdę do IPN, bo nie mam czego się obawiać - komentuje.
Nawet gdyby okazało się, że ktoś współpracował z bezpieką, to nie ma przepisów pozwalających zwolnić z pracy dziennikarza, który ma na sumieniu współpracę z komunistycznymi służbami specjalnymi. To się jednak zmieni. Posłowie PiS już forsują odpowiedni zapis w ustawie lustracyjnej.
Na razie do Instytutu Pamięci Narodowej nie muszą iść dziennikarze publicznego Radia Lublin. Co prawda, w ostatni czwartek zarząd Polskiego Radia zaapelował do pracowników o autolustrację, ale, jak mówi szef RL, nie dotyczy to regionalnych rozgłośni, które działają jako osobne spółki.
- Jeszcze tylko przez tydzień będę prezesem Radia Lublin i decyzję, czy apelować o lustrację, pozostawiam swojemu następcy - mówi Lech Bartkow, szef RL. Osobiście nie jest przekonany do pomysłu. - Jakby miała wyglądać taka lustracja? Nie wiem, na przykład, czy IPN mógłby wydać zaświadczenie, że dany dziennikarz nie współpracował z SB. Zresztą każdy przypadek współpracy to osobna historia, do której trzeba podchodzić indywidualnie. Ocenić, dlaczego ktoś poszedł na taki układ. Lustracja być może podziała oczyszczająco na środowisko. Boję się jednak, że zaraz pojawią nowe się pomysły, np. żeby sprawdzić kontakty dziennikarzy z biznesem. Jak ktoś chce znaleźć kij, to go znajdzie - podsumowuje.
O tym, że wśród dziennikarzy są dawni współpracownicy komunistycznej SB, przekonali się już pracownicy Radia Lublin. Kłamcą lustracyjnym okazał się Jan Nowacki, były szef tej rozgłośni. Właśnie za to w ubiegłym roku stracił stanowisko.