Lekarz z pogotowia przerwał reanimację a po chwili pacjent "ożył”. Prokuratura nie dopatrzyła się zaniedbań w postępowaniu medyka i umorzyła śledztwo.
– uzasadnia umorzenie Jadwiga Nowak, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ. – Parametry pokazywane przez aparaturę wskazywały, że jego serce jest umierające. Lekarz miał podstawy, żeby przerwać reanimację.
Stanisław K. spod Siedlec 2 grudnia ub. roku wracał do domu z Wiednia przez Lublin. Rano wysiadł z busa na ul. Ruskiej w Lublinie. Upadł na chodnik. Przyjechała karetka pogotowia z ratownikami a zaraz potem druga z lekarzem, który przejął reanimację. Przerwał, bo uznał, że mężczyzna nie żyje. Ciało zostało przykryte czarnym workiem na zwłoki.
Policjanci z patrolu, który był w pobliżu, zauważyli, że mężczyzna się poruszył. Stanisław K. został przewieziony do PSK-1 przy ul. Staszica w Lublinie. Zmarł po kilku godzinach na zawał serca.
Szpital wydał rodzinie zwłoki. Stanisław K. został pochowany na cmentarzu w Sarnakach, zanim informacja o śmierci dotarła do prokuratury. Po kilku tygodniach śledczy zlecili ekshumację i przeprowadzenie sekcji zwłok.
Prokuratura sprawdzała również czy Stanisławowi K. po przyjeździe do Lublina nie zginęły pieniądze. Jego rodzina twierdziła, że wyjeżdżając z Wiednia miał 2 tys. euro, których potem nie było w jego ubraniu. I ten wątek śledztwa został umorzony.
– Nie ma żadnych dowodów, że taką kwotę posiadał wysiadając z busa – dodaje prokurator Nowak. – Przy reanimacji było kilka osób, trudno przyjąć, że ktoś niepostrzeżenie wyjął mu z ubrania część pieniędzy a resztę z powrotem schował.