W piątek, w godzinach szczytu, w samym centrum Lublina - tu najłatwiej trafić na kieszonkowca. Najbardziej zagrożone są pojazdy MPK.
Dane mogą niepokoić. Kieszonkowcy są w Lublinie prawdziwą plagą. W sprawozdaniach za pierwszych pięć miesięcy tego roku policja zanotowała 2198 kradzieży, z czego blisko co czwarta to kradzież kieszonkowa.
- Najwięcej takich zdarzeń notujemy na ul. 3 Maja, Krakowskim Przedmieściu, Alejach Racławickich, ul. Ruskiej, al. Tysiąclecia i Lubartowskiej - wylicza Magdalena Jędrejek z Komendy Miejskiej Policji. - Czyli w tych miejscach, przez które każdego dnia przewija się najwięcej ludzi. Kieszonkowcy są szczególnie aktywni w godzinach porannego i popołudniowego szczytu komunikacyjnego.
Ofiarami złodziei dwukrotnie częściej są kobiety niż mężczyźni. - Prawdopodobnie bierze się to z tego, że łatwiej jest wyjąć portfel lub telefon z damskiej torebki niż z wewnętrznej kieszeni męskiego płaszcza - mówi Jędrejek. - Sama jeżdżę autobusami i widzę nieraz, że panie niedostatecznie zwracają uwagę na swoje torebki - dodaje. Złodzieje kradną z reguły dokumenty, portfele, telefony komórkowe i pieniądze.
Szczególnie zagrożeni są pasażerowie komunikacji miejskiej. W całym mieście policja zanotowała 501 kradzieży kieszonkowych. W samych tylko autobusach i trolejbusach Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego kradzieży było ponad 300. - Najwięcej takich zdarzeń zgłoszono nam na liniach autobusowych numer 10, 17 i 57 - przyznają w komendzie.
Co ciekawe, na policję nie zgłosiła się ani jedna osoba, która stwierdziłaby brak portfela po wyjściu z autobusu prywatnego przewoźnika. - Trudno mi oceniać, dlaczego akurat u nas jest tyle kradzieży. Być może dlatego, że przewozimy znacznie więcej pasażerów niż firmy prywatne - mówi Stanisław Wojnarowicz, rzecznik MPK Lublin. - Poza tym, pasażer wsiadający do autobusu prywatnego musi zapłacić za przejazd zaraz po wejściu. Do naszych pojazdów kieszonkowcy mogą wejść niezauważeni.