Jedna kanapka kosztuje 1,50 zł. Każdego dnia dzięki paragonom „zawieszonym” w sklepie przy ul. Zamojskiej w Lublinie przygotowanych jest 100 takich kanapek. Kilkanaście osób dziennie, dzięki temu samemu mechanizmowi, otrzymuje też obiad w restauracji przy ul. Zana.
„Zawieszony paragon” to kolejny pomysł na pomoc uchodźcom. Akcja znana jest z wcześniejszych lat. Najpierw organizowano ją, by pomóc bezdomnym. Na początku pandemii „zawieszone posiłki” trafiały do medyków. Teraz korzystają z nich przede wszystkim Ukraińcy uciekający przed wojną.
– Ktoś, kto chce pomóc, wykupuje zestaw dnia: danie, zupę. Cokolwiek uzna za stosowne. Wybijamy paragon i przypinamy go do tablicy. Osoba potrzebująca zdejmuje go z niej, a my wydajemy to, co zostało opłacone – wyjaśnia Robert Adamczewski, właściciel restauracji Apetito przy ul. Zana w Lublinie. – Nie ma możliwości wymiany paragonu na gotówkę, ale można wybrać inne danie w tej samej cenie.
Posiłki z „zawieszonych paragonów” nie są dowożone. Można je zjeść na miejscu lub wziąć na wynos. Nieco inaczej system „zawieszonych paragonów” wygląda w sklepie. – Na początku wojny wymyśliłam, że zrobię 100 kanapek i zawiozę je uchodźcom. W akcję włączył się sklep i teraz każdy może „zawiesić” w nim paragon na produkty do przygotowania kanapek – mówi Agnieszka Żółkowska, tłumaczka języka niemieckiego, która teraz pracuje nocami, żeby w dzień móc pomagać potrzebującym.
Przepis na 100 kanapek Agnieszki: 100 bułek, 2 kg pokrojonego sera, 5 kg pokrojonej wędliny, 5 kostek masła, 4 sałaty. Cena – 150 zł.
– Żeby było łatwiej i szybciej, w sklepie można kupić cały taki zestaw. „Zawieszający” wysyła mi zdjęcie takiego paragonu, żeby nic się nie zgubiło. Rano idę do sklepu, odbieram zakupy i zabieramy się do pracy – opowiada pani Agnieszka.
My, bo kobieta ma coraz więcej chętnych do działania pomocników. Kanapki robią zwykle we czworo. Powstaje cała linia produkcyjna: krojenie, smarowanie (koniecznie z dwóch stron, bo tylko wtedy bułka nie straci nic ze swojej chrupkości), sałata, plasterek sera i dwa wędliny, pakowanie do woreczka i do pudełka. Całość zajmuje ok. godziny. Potem kanapki wożone są na MOSiR, gdzie jest miejska noclegownia dla uchodźców.