Tydzień temu trzyletni łoś zaplatał się w ogrodzeniu obok hipermarketu Tesco przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Zwierzę cierpiało ponad trzy godziny. W końcu zostało uśpione. Urzędnicy ani myśleli przyznać się do winy za nieumiejętnie prowadzoną akcję. Zamiast tego zrzucali odpowiedzialność na innych i dyskutowali o kompetencjach. Niewiele się pod tym względem zmieniło.
– Ustawa o ochronie zwierząt jest jasna – mówi Joanna Rachańczyk z Miejskiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. – Decyzję o bezzwłocznym uśmierceniu cierpiącego zwierzęcia może podjąć lekarz weterynarii, członek Polskiego Związku Łowieckiego, funkcjonariusz policji i Straży Miejskiej lub służby leśnej. W tym wypadku Straż Miejska zrobiła co mogła, bo nie posiadała odpowiedniej broni.
Ryszard Reszkowski, powiatowy lekarz weterynarii, też broni swoich dwóch ludzi. – Sprawę załatwili bardzo dobrze – przekonuje. – To schronisko dla zwierząt odpowiada za zwierzęta w mieście. Tam powinny działać służby porządkowe.
Może jednak wydarzenia sprzed tygodnia czegoś urzędników nauczyły. – By uniknąć takich sytuacji złożyłem dziś w starostwie wniosek o powołanie zespołu kryzysowego. Podobny wniosek w poniedziałek trafi do lubelskiego Urzędu Miejskiego – mówi Reszkowski. Jego zdaniem na czele zespołu powinien stać policjant. On powinien dowodzić akcją i mieć telefony do odpowiednich ludzi: weterynarzy, myśliwych i wszystkich, którzy mają odpowiedni sprzęt.
Również Miejski Inspektorat Ochrony Środowiska proponuje zmiany. Na 9 listopada zapowiedziano spotkanie wszystkich służb w sprawie jasnego podziału kompetencji. Jeden z projektów przewiduje także wyposażenie Straży Miejskiej w strzelby na naboje usypiające i przeszkolenie strażników.