1500 osób nie znalazło na swoich kontach bankowych świadczeń przedemerytalnych wypłacanych przez lubelski urząd pracy. Nie dostali pieniędzy, ponieważ pośredniak nie otrzymał środków z Ministerstwa Pracy.
To tragedia także dla bezpośrednio zainteresowanych. Na marne 700-900 zł świadczenia przedemerytalnego czekają, jak na zbawienie. Nawet jednodniowe opóźnienie w przelewie wywołuje u nich niepokój. Nic dziwnego, że bombardują urzędników telefonami. – Co się dzieje? – atakują. – Za mieszkanie, telefon trzeba zapłacić – alarmują. – Żyję od wypłaty do wypłaty – mówi Janina S., która przyszła wczoraj do MUP wyjaśnić sprawę. – Po zapłaceniu czynszu, wykupieniu leków nic nie zostaje. Nie ma mowy, aby trochę odłożyć i zaoszczędzić na czarną godzinę. Ja wiem, że nie dożyję lepszych czasów. Ale co będzie z wami, młodymi.
– Słucham skarg. Tłumaczę, że to nie nasza wina. Gdyby nie kraty w oknach, chyba bym wyskoczył – skarży się kierownik Paszkowski.
I codziennie dzwoni do Warszawy zapytać, kiedy przyślą pieniądze. – To chwilowy przestój w przepływie środków – wyjaśnia Andrzej Zdebski, wiceminister MPiPS. – Za kilka, najwyższej kilkanaście dni, problem zostanie uregulowany. Zasiłki oraz inne świadczenia są wypłacane z Funduszu Pracy. Pracodawcy płacą coraz mniej i pieniędzy nie starcza. Trzeba zaciągać kredyty.
Być może pieniądze dziś przyjdą do Lublina. Ale stuprocentowej pewności nie ma. Jeżeli zaś przyjdą, nie wiadomo w jakiej kwocie. Oprócz świadczeń przedemerytalnych zagrożone są też zasiłki dla bezrobotnych. Jak mówi kierownik Paszkowski, pieniędzy dla nich wystarczy maksymalnie do jutra.
Do zakłóceń w wypłatach zasiłków doszło w Lublinie po raz drugi. Podobna sytuacja miała miejsce w grudniu ubiegłego roku. 500 bezrobotnych odeszło sprzed kas MUP z kwitkiem. Pieniądze dostali dwa dni po terminie.