65 mld zł na drogi, kolejne 16 mld na kolej i 20 mld na stadiony – to szacunkowe koszty Euro 2012 w Polsce. A zyski? – Jeśli będą, to nie dla nas – mówią lubelscy przedsiębiorcy.
– Euro ? Porażka. Ruch był jeszcze mniejszy, bo ludzie oglądali mecze w domach – mówi Mariusz Machlarz z lubelskiego Pubu u Szewców.
Szerokim łukiem ominął nas również tłum kibiców, którzy przyjechali wspierać swoje reprezentacje. Nie sprawdziły się przewidywania, że wysokie ceny lwowskich kwater sprowadzą niemieckich kibiców na Roztocze.
– Zamiast fanów piłki mieliśmy jedynie wzmożone kontrole dotyczące bezpieczeństwa. Na Euro w Zamościu nie zarobił żaden hotel. Jesteśmy realistami i nie nastawialiśmy się na to specjalnie. Nie podnosiliśmy cen i mieliśmy w tym czasie innych gości – przyznaje Mikołaj Poterucha z zamojskiego hotelu Renesans.
Do rynkowej hossy wywołanej przez Euro nie przyznaje się również branża browarnicza. – Trudno mówić o wzroście sprzedaży spowodowanym wyłącznie mistrzostwami. Owszem, produkujemy i sprzedajemy więcej, ale to stała tendencja. Od początku roku sprzedaż naszych wyrobów idzie systematycznie w górę – mówi Sławomir Staręga, dyrektor marketingu Perły-Browarów Lubelskich.
Skorzystały za to firmy produkujące flagi i akcesoria w narodowych barwach. Dodatkową zmianę przed Euro 2012 uruchomiła firma Carmen z Lublina, specjalizująca się w szyciu flag. – Dobrze sprzedawał się nowy produkt, czyli małe flagi samochodowe. Największy boom obserwowaliśmy tuż przed Euro. Można go porównać z okresem świąt majowych i 11 listopada. Kiedy Polska odpadła z turnieju, euforia zdecydowanie opadła – mówi Aneta Zdyb, współwłaścicielka Carmen.
Okazuje się, że prawdziwymi zwycięzcami na rynku piłkarskich gadżetów byli... Chińczycy. – Cała Wólka Kosowska, czyli chiński bazar pod Warszawą, był biało-czerwony. Towar z Azji zwożono tam dziesiątkami kontenerów. Ile stracili na tym polscy producenci? Tego nie da się policzyć – mówi Zdyb.