– Nasz syn był leczony w Klinice Ortopedii Dziecięcej w Lublinie cztery lata – mówią rodzice 19-letniego dziś chłopca. – Do kliniki trafił z niewielkim skrzywieniem, wyszedł z niej z garbem. Dobrze, że ostrzegacie rodziców innych dzieci. Niech zawczasu szukają pomocy w innych ośrodkach. To jeden z sygnałów negatywnie oceniających metody prof. Tomasza Karskiego. Ale są też głosy przeciwne. Mamy listy od kiikorga rodziców, którzy z leczenia w Klinice Ortopedii Dziecięcej są bardzo zadowoleni, a nasze publikacje uważają za nieuzasadniony atak na profesora.
7 marca w Dzienniku ukazał się artykuł „Kontrowersyjne metody prof. Karskiego”. Opisaliśmy w nim teorię prof. Tomasza Karskiego, kierownika Kliniki Ortopedii Dziecięcej i Rehabilitacji AM w Lublinie, dotyczącą przyczyn powstawania tzw. skolioz idiopatycznych i stosowane przez niego metody leczenia. Według prof. Karskiego skoliozy idiopatyczne są spowodowane przykurczem prawego biodra. Prof. Andrzej Skwarcz, były kierownik Kliniki Rehabilitacji AM w Lublinie i lekarze nadal tam pracujący, zarzucili prof. Karskiemu wykonywanie eksperymentalnych operacji usuwania przykurczu biodra u dzieci ze skoliozami, które okazały się nieskuteczne. Przy pomocy opracowanych przez prof. Karskiego ćwiczeń zaś leczone były i są również te dzieci, u których już powinno się wykonywać korekcyjne operacje kręgosłupa. W Klinice Rehabilitacji jest dokumentacja co najmniej 25 w ten sposób leczonych dzieci.
Profesor Karski rozmawiać z nami nie chciał, nie ustosunkował się do postawionych zarzutów, otrzymaliśmy jedynie list otwarty od jego współpracowników, który praktycznie niczego nie wyjaśniał. Do naszej redakcji zaczęły jednak napływać sygnały od kolejnych rodziców.
Królik doświadczalny
Rodzice tego pacjenta mieszkają w małej wsi w woj. lubelskim. Proszą o zmianę imienia chłopca, bo we wsi wszyscy wszystkich znają, a sprawa jest bolesna. Redakcja dysponuje pełną dokumentacją jego leczenia (umownie nazwiemy chłopca Danielem), mamy też upoważnienie do przekazania tej dokumentacji kompetentnym organom, które zechcą sprawę metod prof. Karskiego wyjaśnić.
– Byłem chyba pierwszą ofiarą lubelskiego eksperymentu, zupełnie jak królik doświadczalny – mówi Daniel. – Kiedy w końcu trafiłem do Warszawy, na mój widok lekarze tylko pokiwali głowami. Dali do zrozumienia, że nie jestem jedynym takim pacjentem od profesora Karskiego.
Do kliniki ortopedii Daniel trafił w 1994 roku. Rozpoznano u niego skoliozę, zalecono ćwiczenia usprawniające.
– Byliśmy pacjentami prof. Karskiego. Profesor stwierdził, że jest przykurcz prawego biodra. W 1996 roku zgodziliśmy się na operację –mówią rodzice chłopca.
Ojciec Daniela dopowiada, że operacja plus zalecone ćwiczenia miały, w opinii profesora, sprawić, że plecy będą proste. Daniel ćwiczył zapamiętale po kilkaset skłonów dziennie. Leżał na wałku od tapczanu, co jakiś czas trafiał do kliniki na leczenie usprawniające.
– Poprawy nie było – mówi matka chłopca. – W 1998 roku dziecko było już garbate. Profesor stwierdził, że przykurcz biodra wrócił. Zaproponował kolejną operację, podpisaliśmy na nią zgodę, co jest w dokumentacji lekarskiej. Jednak zrezygnował z tego zabiegu.
W kwietniu 1998 roku Daniel został wysłany z kliniki na konsultacje do warszawskiego szpitala przy ul. Szaserów. Chłopiec miał już kłopoty z oddychaniem, zniekształcenie kręgosłupa powodowało ucisk na narządy wewnętrzne. W Warszawie zaproponowano operację kręgosłupa z użyciem implantów.
– Wtedy były te afery z rdzewiejącymi implantami, baliśmy się – mówi ojciec chłopca. – Wróciliśmy do prof. Kraskiego z prośbą o radę. Powiedział, że gdyby to było jego dziecko, nie operowałby, ale ćwiczył dalej. Daniel znów trafił do kliniki na rehabilitację.
Z niego już nic nie będzie
– Byłem zniechęcony ćwiczeniami, źle się czułem – wspomina chłopiec. – Siedziałem na korytarzu, przechodził profesor. Spojrzał na mnie i machnął ręką, że... nic już ze mnie nie będzie! Powiedziałem o tym rodzicom...
Rodzice Daniela znaleźli adres Kliniki Ortopedii AM w Warszawie przy ul. Lindleya. Skontaktowali się z dr. Pawłem Michalskim.
– Powiedzieliśmy o tym profesorowi Karskiemu. Profesor na to, że za późno odkrył swoją metodę. Że gdyby wpadł na to wcześniej, Daniel byłby zdrowy – mówią. – Zresztą napisał to w liście do dr. Michalskiego :
„ Nasze leczenie rehabilitacyjne było spóźnione. Dziecko dotarło do Kliniki w 1994 roku z ciężkimi, już utrwalonymi zniekształceniami. Spóźniona operacja przykurczu 19.03.1996 roku w sytuacji tego dziecka nic nie wniosła, przykurcz wrócił po kilku miesiącach”.
– Proszę pani, dziecko było tam leczone i przetrzymywane przez cztery lata!!! Do kliniki przyszło prawie proste, co widać na zdjęciach RTG. Cztery lata chłopak katował się ćwiczeniami, leżeniem na wałku, przecięto mu przykurcz! W Warszawie powiedziano nam, że Daniel ma 120 stopni skoliozy i powinien być operowany co najmniej dwa lata wcześniej! – dodaje zrozpaczona matka.
To szkodliwa teoria
Jednoznaczną opinię na temat leczenia skolioz idiopatycznych mają prof. Lesław Łabaziewicz i dr Andrzej Nowakowski z Kliniki Ortopedii AM w Poznaniu: nie ma większego znaczenia rehabilitacja, ćwiczenia czy masaże w skoliozach niskostopniowych, choć warto namawiać dzieci do wszelkich ćwiczeń. I nigdy nie wiadomo, u którego dziecka skolioza powiększy się, a u którego zatrzyma czy wręcz cofnie. Ważna jest jednak wnikliwa obserwacja – jeśli skolioza postępuje, trzeba zastosować gorset, odpowiednie ćwiczenia. Jeśli i to nie pomaga – pozostaje operacja na kręgosłup.
– Dlatego od początku wytykaliśmy błędy w teorii prof. Karskiego, zaś operacje biodra uważamy za szkodliwy eksperyment – mówi dr Andrzej Nowakowski, który jest prezydentem Polskiego Towarzystwa Kręgosłupowego. – Teoria prof. Karskiego opiera się wyłącznie na subiektywnym przekonaniu autora o prawdziwości swoich tez, nie ma na jej poparcie żadnych badań naukowych. Zwracaliśmy się o wyjaśnienie tej sprawy do Towarzystwa Ortopedycznego. Ale, niestety, nasze pisma chowane były do szuflady.
Dr Nowakowski uważa, że najwyższy czas, żeby ostatecznie problem rozwikłać.
– Bo jeśli nadal dzieciom z dużymi skoliozami – zamiast wysyłać je na operacje – każe się robić po 1000 skłonów dziennie, obiecując poprawę, to robi im się po prostu krzywdę – twierdzi – Rozmawiałem o tym z profesorem Karskim i chętnie zawsze z nim stanę do publicznej dyskusji. Tyle tylko, że ten człowiek nie przyjmuje do wiadomości żadnych naukowych argumentów, które negują jego teorię.
Był czas na operacje
Dr hab. Sławomir Snela przez lata pracował w klinice prof. Karskiego. Dziś jest ordynatorem oddziału ortopedii szpitala w Rzeszowie, operuje dzieci ze skoliozami. Co sądzi o teoriach i praktykach swojego byłego szefa?
– Teoria prof. Karskiego jest z pewnością interesująca i ma ciekawe podejście biomechaniczne do etiologii skolioz idiopatycznych. W moim przekonaniu wymaga jednak jeszcze wielu badań teoretycznych i klinicznych oraz z pewnością nie wyjaśnia etiologii wszystkich skolioz idiopatycznych – mówi. – Jeśli zaś chodzi o operacje przykurczu biodra, to problem ten wymaga oceny odległych wyników wszystkich dzieci, u których wykonano takie zabiegi.
Sławomir Snela nie ukrywa, że w Klinice Ortopedii Dziecięcej były za pomocą ćwiczeń leczone dzieci z dużymi zniekształceniami kręgosłupa.
– Te dzieci z całą pewnością wymagały już operacyjnej korekcji skrzywienia z użyciem odpowiednich implantów – podkreśla. – Ja sam już w Rzeszowie operowałem kilkoro dzieci, które trafiły tu po leczeniu rehabilitacyjnym, stosowanym przez prof. Karskiego. Były to dzieci z dużymi skrzywieniami, przekraczającymi 60 stopni. I żadne z nich nie trafiło do nas tzw. drogą oficjalną, skierowane z kliniki.
Głową w mur
– To nie jest spór teoretyczny, kłócenie się o czarną dziurę w kosmosie – mówi prof. Andrzej Skwarcz. – Do Kliniki Rehabilitacji trafiały i trafiają ofiary eksperymentów prof. Karskiego. On sam nigdy nie opublikował wyników naukowych swoich badań, potwierdzających słuszność jego teorii. A rzecz idzie przecież o dobro konkretnych dzieci. Po marcowej publikacji na ten temat w „Dzienniku” mamy z kolegami około 20 nowych pacjentów leczonych metodą profesora Karskiego. Siedmioro z tych dzieci ma olbrzymie skoliozy, wymagające operacji dużo wcześniej! Ale one były leczone skrętoskłonami! I to nikogo nie obchodzi. Ważniejsze są powiązania i układy...
Prof. Skwarcz wyciąga listy z segregatora. W 1998 roku prosił prezesa zarządu Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego prof. Andrzeja Walla o wyjaśnienie zasadności wykonywania operacji przykurczu biodra. Ten zlecił sprawę prof. Danielowi Zarzyckiemu z Zakopanego.
– I, zamiast wyjaśnienia, mamy stwierdzenie prof. Zarzyckiego, że... rozmawiał z prof. Karskim przez telefon – prof. Skwarcz wyciąga kolejne pismo. – Prof. Karski w tejże rozmowie stwierdził, że problem leży w koncepcji rehabilitacji, a pacjenci operowani stanowią znikomy procent. W tej sytuacji prof. Karski nie widzi potrzeby udostępniania komisji dokumentacji lekarskiej operowanych pacjentów! I na tym cała sprawa się kończy. Przecież to kpina w żywe oczy!!!
Prof. Skwarz pisał też kilkakrotnie do władz lubelskiej Akademii Medycznej. Sprawa pozostała bez echa
– Nie będę wypowiadał się w kwestiach merytorycznych, bo nie mam takich kompetencji – powtarza swoją opinię rektor AM w Lublinie prof. Maciej Latalski. – Nie mogę przecież negować metod stosowanych w różnych klinikach. Po publikacji w „Dzienniku” wystąpiłem do Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego o ostateczne wyjaśnienie tej sprawy. Do dziś nie dostałem odpowiedzi. A, moim zdaniem, jest to jedyne gremium, które może ten konflikt rozstrzygnąć.
Listy pochwalne zamiast konkretów
Redakcja Dziennika ponownie wystąpiła do prof. Karskiego z pytaniami na piśmie. Ponieważ po pierwszej publikacji dostaliśmy kilka listów z różnych regionów Polski (ku naszemu zdziwieniu, biorąc pod uwagę lokalny charakter gazety), w których rodzice odsądzali nas od czci i wiary uważając, że atakujemy bezpodstawnie świetnego specjalistę, poprosiliśmy profesora o konkrety. Chcieliśmy poznać opinię na temat efektów leczenia Daniela, a przede wszystkim zapoznać się z wynikami badań naukowych, potwierdzającymi słuszność teorii prof. Karskiego. Zastrzegliśmy, że interesują nas wyłącznie oficjalne opracowania i prosimy o nie przysyłanie listów dziękczynnych.
W imieniu profesora odpowiedział upoważniony przez niego dr hab. med. Grzegorz Kandzierski. Otrzymaliśmy: zaproszenie na posiedzenie szkoleniowo- dyskusyjne, organizowane przez klinikę oraz... cztery listy pochwalne, w tym jeden zbiorowy, który już raz trafił do naszej gazety.