Na każdego czyha śmiertelna choroba, wypadek samochodowy, zabójca za rogiem i jeszcze na dokładkę blokada rolników. Gdzie tak jest? W polskich telenowelach...
Istnienia takiej ilości nieszczęść przypadających na jeden metr kwadratowy nie wyobrażali sobie nawet pisarze obdarzeni nadmiernymi zdolnościami do konfabulacji. Otóż jest na świecie takie miejsce pełne smutku, tragedii i piętrowych spisków. Tu codziennie na każdego czyha śmiertelna choroba, wypadek samochodowy, zabójca za rogiem i jeszcze na dokładkę blokada rolników. Ludzie, którzy tu mieszkają, żyją w traumatycznym tunelu, omotani duchowym kaftanem bezpieczeństwa. Codziennie psychiczna sekcja zwłok... Codziennie koszmar...
Nie, nie mam na myśli Iraku. Gdzie tak jest? W polskich telenowelach. Przez tydzień oglądałem wszystkie jak leci.
„Samo życie”: kilka nieszczęśliwych miłości z dramatycznymi konsekwencjami, mąż-tyran, trup i jakiś złowieszczy osobnik na wózku inwalidzkim.
„Klan”: rak, problemy w szkole, narkotyki, cierpiący na ostre zaburzenia psychiczne były mąż, a jeszcze pamiętam jakąś rosyjska grupę przestępczą.
„Złotopolscy”: kilka osób spiskuje i walczy o jedno dziecko. Stosują metodę Machiavellego – cel uświęca środki. Zdrad małżeńskich kilka. Kobieta uznana za zmarłą pojawia się po kilku latach i niszczy życie swojemu, byłemu już, mężowi. Ojciec nie pozwala córce na ślub. Ktoś spiskuje w piwnicy, ktoś biega z siekierą po lesie.
„Na Wspólnej”: zmieniłem kanał po 3 minutach. Przestraszyłem się...
W każdej telenoweli zawsze jest mało ludzi, zawsze jest pusto i szaro. I bardzo smutno. Bohater „Klanu” wchodzi do domu, słyszy od żony słynne: „Cześć, Ryśku” i już wie, że dostanie dwie wiadomości: złą i jeszcze gorszą. Kiedy najpopularniejszy lekarz kraju, doktor Kuba, wychodzi ze swojego gabinetu, to wie, że umrze mu połowa pacjentów. Reszta przejdzie ciężkie załamanie nerwowe na tle problemów rodzinnych.
Te telenowele oglądają miliony Polaków. Dołują się, rozklejają, popadają w depresję. Potem wystarczy już tylko mecz piłki nożnej z udziałem drużyny narodowej.
Jaki jest tego rezultat? A taki, że jesteśmy strasznie ponurym narodem skrajnych pesymistów. Zawistnych, złośliwych, rozpamiętujących stare żale i czekających na cud.
PS. Znalazłem jedną szczęśliwą osobę w tych telenowelach. Pana Zygmunta z „Klanu”. Cierpi na Alzhaimera, więc nie pamięta kanonady nieszczęść z poprzedniego odcinka. I codziennie poznaje nowych znajomych.