Bliski Wschód w ogniu. Bombardowania, zamachy i porwania. Tak zaczyna się teraz każdy serwis informacyjny.
- To, co dzisiaj się dzieje w Libanie, odzwierciedla sytuację na całym Bliskim Wschodzie, a przede wszystkim wielki konflikt między Arabami a Izraelem, między muzułmanami a żydami. W Libanie wszystkie najważniejsze siły Bliskiego Wschodu są reprezentowane przez miejscowe partie i ugrupowania religijne od chrześcijan po druzów. Izrael zawsze dbał o bezpieczeństwo granic, czuje się bowiem zagrożony przez otaczający go świat arabski.
• No właśnie. Dookoła tyle państw... dlaczego akurat Liban?
- U innych Izrael nie może ingerować, nie narażając się na totalną wojnę. W Libanie może, ponieważ to słabe państwo. Gdy jakiekolwiek antyizraelskie siły tam się znajdą, podejmuje natychmiastowe działania wojenne. Tak było po raz pierwszy na wielką skalę w 1982 roku, gdy Izrael najechał na Liban, wyrzucając stamtąd Palestyńczyków. Do końca wojny domowej w Libanie, w 1998 r. okupował kilkudziesięciokilometrowy pas ziemi dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Dzisiaj Izrael chciałby ten stan przywrócić i odgrodzić się od militarnych działań organizacji Hezbollah.
- Organizację Hezbollah (lub Hizb Allah), Partia Boga, założyli libańscy szyici dla obrony swoich praw. Partia Boga stworzyła niezależny system władzy na południu Libanu w dolinie Al-Bika. Ma wojsko, którego celem jest obrona Libanu przed izraelskimi atakami. To siła Hezbollahu doprowadziła do wycofania się Izraela z terytorium libańskiego w 2000 roku. Warto też pamiętać, że Hezbollah jest organizacją społeczną o wielkim znaczeniu dla promocji gospodarczej i kulturalnej szyitów, którzy byli najbiedniejszą grupą ludności libańskiej.
• W mediach pojawiają się komentarze, że to nie wybuch wojny tylko kolejna jej faza. Tak jest rzeczywiście?
- To dziwna wojna. Po pierwsze, to nie państwo libańskie wywołało konflikt, lecz Izrael i Hezbollah. A cierpią Libańczycy. Z obu stron padają ofiary od ponad dwudziestu lat i nic nie wskazuje, że to się szybko skończy. Izrael walczy o bezpieczeństwo swoich obywateli. Hezbollah o życie. Wzięcie do niewoli dwóch izraelskich jeńców - a nie porwanie, jak się eufemistycznie mówi - było jedynie pretekstem. Pretekstem, który łatwo wzmocnić argumentem, że Hezbollah jest wspierany przez Iran. Izrael usprawiedliwia się, że występuje przeciwko bandyckiemu państwu, które buduje bombę atomową.
- Trudno uzasadnić działalność Hezbollahu. Z naszego punktu widzenia powinien podlegać władzom Libanu. Skoro jest nieposłuszny, winne jest państwo libańskie. Trudno też uzasadnić poczynania Izraela, który się szarogęsi na terenie sąsiedniego państwa, bo mu się tam nie podoba sposób rządzenia. Nasze, europejskie czy amerykańskie media, w ogóle tego konfliktu nie rozumieją i nie chcą rozumieć. Najczęściej patrzą jednostronnie, przez pryzmat izraelskich argumentów. Tymczasem świat arabski jest oburzony izraelską agresją. Arabowie pytają: Czy do pomyślenia byłoby, by jakieś państwo arabskie wysłało do Izraela wojsko i usunęło z Knesetu parlamentarzystów, którzy są anty-
arabscy?
• Czy to również konflikt religijny?
- We wszystkich zasadniczych konfliktach bliskowschodnich religia nie jest najistotniejsza. Najważniejsza jest obrona tożsamości narodowej i etnicznej, której elementem jest religia. Szyici z Hezbollahu walczą o swoją tożsamość i niepodległość Libanu. A przy okazji bronią islamu.
• Co będzie dalej? Już się mówi,
że ONZ wyśle międzynarodowe siły do Libanu?
- Zachód, a przede wszystkim Unia Europejska, potem ONZ, a na samym końcu Stany Zjednoczone powinny interweniować. Chodzi o to, by doprowadzić do porozumienia wszystkich stron. To proces na lata. Zagwarantowanie bezpieczeństwa Libanowi i Izraelowi jest sprawą ONZ i Unii Europejskiej, ale bez porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi nie będzie to możliwe.