Uczniowie w szkołach podstawowych nie zawsze uczą się tak dobrze, jak oczekiwaliby tego ich rodzice. Zdarza się, że winna jest dysleksja, ale często dzieci są po prostu leniwe lub mniej zdolne. Wielu rodziców stara się uzyskać opinię o schorzeniu, które usprawiedliwiałoby gorsze stopnie.
Każdego roku szkolnego Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna w Puławach wydaje około 40 opinii o dysleksji oraz 80 dotyczących tzw. obniżonych wymagań edukacyjnych. Zdobycie odpowiedniego dokumentu wiąże się z ułatwieniami dla ucznia. Niestety część rodziców, inspirowanych również przez nauczycieli, stara się zdobyć dokumenty tego rodzaju, nawet wtedy, jeśli ich dzieciom tak naprawdę nic nie dolega.
Idą na skróty, widząc, że brzydko pisze – podejrzewają dysgrafię, gdy nie czyta lektur – dysleksję, a gdy ma problemy z matematyką – dyskalkulię. Jeśli jest nerwowe, tłumaczą to ADHD, a zaburzenia emocjonalne połączone z problemami w szkole – zespołem Aspergera. Prawda jest jednak taka, że zdecydowana większość dzieci na szczęście jest zdrowa, ale orzec to może jedynie wyspecjalizowana placówka.
• Czy obserwuje pan pewnego rodzaju „modę” na dysleksję lub inne schorzenia tego rodzaju, która polega na wzmożonym zainteresowaniu ze strony rodziców wystawianiem konkretnych opinii na temat ograniczeń dotyczących ich dzieci?
Dr Dariusz Perszko, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Puławach: – Oczywiście. Zgłaszają się do nas rodzice, którzy proszą o to, żeby zbadać dziecko w określonym kierunku. Jak pracuję w tym zawodzie 30 lat i przeżyłem już wiele takich „mód” diagnostycznych. One zmieniają się co około trzy lata. Najbardziej popularną z nich była dysleksja, którą już pod koniec lat 90-tych badało większość poradni. Niemal wszyscy prowadzili wtedy badania pedagogiczno-psychologiczne tylko w tym kierunku, z czym osobiście się nie zgadzałem. Potem była moda na ADHD, a teraz popularny staje się zespół Aspergera. Jeszcze pięć lat temu do moich koleżanek w poradni takie dzieci trafiały raz na kwartał, a ostatnio zdarzają się nawet trzy razy w tygodniu.
• Najtrudniejszym zadaniem wydaje się postawienie właściwej diagnozy, czyli uznanie, że dziecko posiada schorzenie danego typu. Jak sobie z tym radzicie?
– Żeby zdiagnozować schorzenie konieczne są dokładne badania lekarskie i my rekomendujemy do tego niektóre placówki badawcze w Lublinie, czy w Warszawie. Jeśli uznają, że dziecko posiada dysleksję, my to na ogół potwierdzamy. Nie może być jednak tak, że przykładowo pani polonistka otworzy sobie prywatny gabinet i będzie orzekała w takich sprawach, bo to są zagadnienia medyczne. Dysleksja to wynik mikrouszkodzenia centralnego układu nerwowego, który objawia się na różne sposoby. Jeżeli dziecko ma obniżony iloraz inteligencji, niższy, niż przeciętny, to wiadomo, że nie ma dysleksji. Po prostu ogólnie jest słabe w nauce i ma trudności szkolne z tym związane.
• Teoretycznie wynik negatywny, czyli brak opinii o schorzeniu, powinien być dla rodziców dziecka dobrą informacją. Pytanie, czy zdarzają osoby zawiedzione taką decyzją poradni.
Oczywiście. Nasi psycholodzy często muszą uświadamiać rodziców, że ich dzieci nie mają dysleksji. Naszym zadaniem jest m.in. odróżnienie lenistwa dziecka od niemożności i my to robimy. Niestety spotyka się to często z niechęcią. Pedagodzy proponują różne ćwiczenia, które pomagają zdiagnozować dane schorzenie, ale rodzice nie zawsze chcą je wykonywać. Bardzo często przychodzą do nas przekonani, że opinię wydamy od ręki. Nie możemy tego zrobić.
• Ale ci najbardziej zdeterminowani mogą zdobyć opinię udając się do poradni prywatnych, więc nawet państwa postawa nie rozwiązuje problemu.
Był czas, kiedy kuratoria pozywały tego rodzaju placówki za zbyt pochopne wydawanie orzeczeń o niepełnosprawności. Wydawano je naprawdę z byle powodu, np. dlatego, że dziecko było nieśmiałe, rzadko się odzywało, jąkało się itp. Na to wszystko było orzeczenie i decyzja administracyjna, za którą szły pieniądze. Na szczęście resort oświaty wydał już rozporządzenie, które ten problem rozwiązuje. Dzisiaj nie opłaca się już tego robić, bo żeby uzyskać takie orzeczenie, należy przedstawić konkretne dokumenty medyczne.
• Pytanie, jaki wpływ na dziecko wywiera otrzymanie opinii o schorzeniu, którego tak naprawdę nie posiada.
To jest z pewnością krzywdzenie tych dzieci. One wtedy nie muszą się tak starać, przedzierać, zdobywać nowych umiejętności. W dalszym życiu może to mieć dla nich poważne konsekwencje. Niestety w naszym kraju diagnozy tego typu często są jedynie usprawiedliwieniem dla lenistwa, czy zwykłego chamstwa. Agresja może być tłumaczona nadpobudliwością, czy ADHD. W przyszłości takie osoby mogą mieć również skłonności do wchodzenia w rolę ofiary, co rodzi frustrację i może być bardzo niebezpieczne. System oświaty powinien być tak skonstruowany, żeby nie „produkował” tego typu osób, tylko ludzi, którzy będą potrafili poradzić sobie w życiu, nie szukając na każdym kroku różnych rodzajów usprawiedliwienia.