To była 23 pielgrzymka Sławka Flisa ze Świdnika. Na pierwszą wyruszył gdy miał 15 lat. Potem, co rok na kolejną.
3 sierpnia
Wyruszamy po mszy św. na placu Katedralnym w Lublinie. "Aż po krańce ziemi!” wołamy w tym roku. Ten dzień ma swój klimat. Poznajemy się, przedstawiamy.
"Znawcy tematu” doradzają "pierwszakom” i uczynnie odpowiadają na pytania. Ale czy po raz pierwszy czy dwudziesty pierwszy - radość i szczęście, że wyruszamy są takie same.
Dziś nocleg w Bełżycach. W domu Tomka i Doroty od progu wita nas trzech synów gospodarzy: Damian, Rafał, Patryk. - Mamo, mamo, są! Jeszcze godzina a umarłbym z głodu, czekając na nich! - woła Damian. Wybuchamy śmiechem. Są nieocenieni, czeka już na nas kolacja. Żeby było sprawniej ustawiamy kolejkę do mycia.
4 sierpnia
Pobudka i wyjście o 7. Pożegnanie prawie w biegu. Aha, wziąć intencje naszych gospodarzy. Bez modlitwy za nich to przecież tylko zwykły rajd.
Poranny gwar pierwszych wrażeń przerywa łagodne ale stanowcze wezwanie do wyciszenia się... W imię Boże zaczynamy ten dzień. Znów upał, a za nami krok w krok podążają granatowe chmurzyska. No i stało się. Gwałtowny wiatr, szum, ilości wody nie do wyobrażenia. Nie miałem szans, żeby założyć płaszcz...
Wszystko mokre i to w kilkanaście sekund. Wieczorem w Bęczynie pierwszy apel grupy trzynastej, spontaniczne wybuchy radości, śpiewanie piosenek na wesoło. Właściwie to wszystko pierwsze tego roku - deszcz też.
Nasi gospodarze oddali nam do dyspozycji cały parter swego domu. Teraz to jedna wielka suszarnia. Choć przez chwilę nie było prądu (burza zerwała gdzieś przewody), częstują gorącą herbatą, ciastem i mnóstwem kanapek.
5 sierpnia
Jesteśmy u Św. Otylii. To wyjątkowe miejsce: katedra pod sklepieniem nieba. Upodobały ją sobie pielgrzymkowe pary na zawieranie sakramentu małżeństwa. Grupa świdnicka też ma swoich pielgrzymkowych małżonków. To Ala i Paweł Skrzypkowie ze Świdnika. Są dziś u nas w odwiedzinach.
Deszcz, który nas wczoraj zmoczył, uratował wieś Bęczyn przed pożarem, jak poinformował nas ks. Mirosław Ładniak, przewodnik Pielgrzymki Lubelskiej. Większość z nas nie była świadoma zagrożenia.
Obiad w Dzieżkowicach, potem mecz piłki nożnej Porządkowi kontra Księża (5:4). Nocleg w Aleksandrowie u państwa Mulierów. Pierwsze pytania oczywiście o konie, bo od lat zajmują się ich hodowlą. Pan Hoffman brał je nawet do "Ogniem i mieczem”.
6 sierpnia
Aleksandrów jeszcze śpi, kiedy wyruszamy. Przy śpiewie Godzinek docieramy na "Pole Zjawienia” w Księżomierzy. Miejsce szczególne, bo naznaczone historią objawień Maryji, która w stroju zwykłej chłopki objawiała się na tej ziemi i orędowała u Boga za tym ludem. Już nie raz słyszeliśmy o tutejszych uzdrowieniach za przyczyną Matki Bożej.
Dziś przekraczamy Wisłę, ale wcześniej, jak zwykle, wizyta u pani Jadwigi Orzeł w Annopolu. Historia jej życia byłaby kanwą do scenariusza filmowego. Perypetie wojenne, utrata bliskich w Powstaniu Warszawskim…
Ożarów i nocleg w szkole. Wieczorem niespodzianka: odwiedzinki rodzinki! Mój brat Piotr (zresztą też pielgrzym z kilkuletnim stażem) z żoną Elizą i małym Mateuszkiem. Była i uczta dla ciała (bo cóż to za odwiedziny bez słynnego w "trzynastce” ciasta pani Jasi - mojej mamy) i dużo zabawy z Mateuszkiem.
7 sierpnia
Nasza świdnicka "trzynastka' to głównie ludzie młodzi, mamy podobno 230 pielgrzymów i coś, czego inne grupy w tym roku nie mają - śpiewnik.
Projektodawcą i głównym spiritus movens przedsięwzięcia jest brat Piotr Jankowski. To jego staraniem oraz kilku osób z grupy powstał autorski zbiór piosenek "Com przyrzekł Bogu”. Pomaga nam w wędrowaniu, a jeśli zdecydujecie się kiedyś pójść z "trzynastką”, to zobaczycie jak bardzo.
Trudy dnia dotykają nas w różny sposób, ale ludzka życzliwość pozwala nam co dzień z nową siłą brać plecak i wyruszać w drogę. Obiady, szklanka wody, wreszcie zaproszenie pod wspólny dach na nocleg… To niesamowite i zawsze będzie mnie onieśmielało.
8 sierpnia
Ten dzień jest naznaczony trudem, ale też dzięki temu stajemy się sobie bardziej potrzebni i bliscy. Od bladego świtu w drodze, każdy z nas ma w sobie poczucie, że zdążamy do miejsca wyjątkowego. A i fizycznie jest to etap najtrudniejszy w tej pielgrzymce - wejście na szczyt Świętego Krzyża.
9 sierpnia
Zejście ze Św. Krzyża doprowadziło nas "trzynastkowiczów” do Huty Nowej, małej osady gdzie czekała na nas szkoła. Jak na warunki pielgrzymkowe - jest luksusowo.
Nie jestem w najlepszej formie, nasilające się od kilku dni bóle żołądka, mimo opieki medyków, dalej trwają. Diagnoza (niestety dla pielgrzymowania, stety dla zdrowia) jednoznaczna: odpocząć, nie forsować się. No tak, oni tam będą w drodze, a ja co? Przez szybkę? Popatrzeć tylko? Nieoceniony w takich wypadkach brat Marian, nasz pielgrzymkowy łapiduch, niemal pod przymusem zaciągnął mnie do karetki i miał już od tej pory mieć pod nadzorem. Cóż, trzeba się słuchać.
10 sierpnia
Etap z Sukowa do Małogoszczy jest już spokojniejszy dla zdrowia. Jesteśmy w Chęcinach, tych samych słynnych z ekranizacji przygód "Pana Samochodzika” i z filmowych wersji "Pana Wołodyjowskiego”. Ruiny zamku grały wtedy Zbaraż. Ale miejsce to jest nam szczególnie bliskie. Komuniści zamienili miejscowy klasztor o.o. Franciszkanów w hotel, a klasztorny kościół w restaurację. Wiele lat trwała batalia o odzyskanie tych miejsc kultu i lublinianie brali w niej czynny udział.
Właśnie ogłaszają koniec mszy i rozsyłają nas na obiad. Chęcinianie są zawsze bardzo dla nas życzliwi, przyjmują nas jak nikt. Tylko co ja zjem? Nasi bracia medycy zalecają wstrzemięźliwość. Trudno - jak Bóg da może zjem tu dobry obiad za rok.
11 sierpnia
Docieramy do Małogoszczy, czas na śniadanie, wysyłanie zaległych pozdrowień. Po mszy miła wizyta - o. Tomasz Wroński, kapucyn i wieloletni pielgrzym, nasz rodak, świdniczanin, zawitał z konferencją. Wspomnieniom nie było końca, niestety o. Tomka wzywają już nowe grupy.
Przez piękny las docieramy na nocleg do Włoszczowa. Uffff… Znów zaczyna boleć, docieram na miejsce z pomocą karetki. Teraz trzeba odpocząć, rano będzie dobrze.
12 sierpnia
Długa asfaltowa droga już od rana tętni hukiem mijających nas aut. Trudno się wyciszyć, ale trzeba, bo to dzień naszych pielgrzymkowych przyrzeczeń i zobowiązań. Są postanowienia abstynencji, zobowiązania w intencjach nienarodzonych i cała masa tych noszonych w sercach, tylko Bogu wiadomych, tylko przed nim, często we łzach wypowiadanych… Życzę sobie i wszystkim wytrwania w nich, Szczęść Boże.
W Koniecpolu wita nas od progu pan Ziólkowski. Pierwszy raz przyszliśmy tu 25 lat temu. Pasieka stoi w podwórzu, miód pyszny jak zawsze. No i żurek. Kosmiczny, niepowtarzalny. I przyjaźń od lat…
Dziś przygotowujemy Mszę Św. "Trzynastka” zwarta i gotowa. Z Piotrem nie da się inaczej, pełna profeska. Po mszy długa droga do Przeprośnej Górki. W tradycji pielgrzymowania to miejsce szczególne. Wszyscy się przepraszają, wybaczają sobie przewinienia, kłótnie, spory. Czasem niepodany komuś kubek wody bywa skazą na sumieniu… Tutaj ocieramy się o przedsionek nieba.
Nocleg w Kusiętach. Ale kto tu mówi o spaniu? Ostatnia noc: radość i długie rozmowy. Każdy ma poczucie, że dane mu było uczestniczyć w czymś wielkim i nieopisanym.
14 sierpnia
Jest może 5. Wstałem i od razu świadomość: TO DZIŚ! Leśnym duktem docieramy do Mirowa, stąd już tylko parę kilometrów. Ostatni odpoczynek, różaniec, śpiewy. Jak kto może; klęcząc, leżąc krzyżem, dziękujemy za ten dar, za to, że przyszliśmy tutaj. Uważając by nie uronić nic z tego, co zabraliśmy z naszych domów, od spotykanych na drodze ludzi, którzy prosili: Proszę, pomódlcie się w moich intencjach.
W skupieniu i ciszy, która aż boli po "zgiełku” drogi, mamy ten czas, by Maryja spojrzała na nas "łaskawym wzrokiem”. Jestem u celu.