Kiedyś trolejbusy były podstawą komunikacji miejskiej w Lublinie. W odróżnieniu od autobusów umiały wjechać pod górkę.
Trolejbusy zaczęły jeździć po Lublinie dokładnie 21 lipca 1953 roku, choć wszelkie uroczyste otwarcia ówczesna władza planowała na przypadającą 22 lipca rocznicę ogłoszenia manifestu lipcowego.
Skąd taki falstart?
Nie wiadomo. W każdym razie pierwsza linia - 15 - kursowała sprzed dworca PKP do ul. Nowotki (dziś ul. Radziszewskiego).
Teoretycznie dobre
Przyjechały z Warszawy, a wcześniej kursowały w Moskwie. Psuły się bez opamiętania. Jeszcze w tym samym roku uruchomiono drugą linię nr 16, która z ul. Nowotki jeździła na skrzyżowanie ul. Kunickiego i Mickiewicza.
Lublin był siódmym miastem w Polsce, w którym pojawiły się trolejbusy. Zadebiutowały w Poznaniu w... 1930 roku i kursowały tam przez 40 lat. Przed Lublinem była też Warszawa, Olsztyn, Legnica, Gdynia i Wałbrzych. W ostatnich dwóch miastach - w odróżnieniu od Poznania - nie były tylko dziwacznym dodatkiem do autobusów.
Sieć
Rok później pobiegła Lipową. W 1962 r. zawisła nad Sławinkiem, gdzie utworzono linię jednotorową, czyli taką, pod którą nie mogły równocześnie przejechać trajtki zmierzające w przeciwnych kierunkach. W 1963 r. trolejbusy dojeżdżały na LSM, dwa lata później do Fabryki Samochodów Ciężarowych. W 1967 r. dotarły na Majdanek.
- W tamtych czasach trolejbusy stanowiły podstawę transportu zbiorowego w naszym mieście - mówi Bohdan Turżański, prezes Lubelskiego Towarzystwa Ekologicznej Komunikacji. Powód? Trajtki były lepsze od autobusów, które w tamtych czasach były jeszcze słabo zaawansowane technologicznie i miały poważne problemy z wjazdem na wzniesienia. Pagórki dzielnicy Sławinek były dla nich wielkim wyzwaniem.
Pierwszym w miarę przyzwoitym autobusem okazał się kultowy "ogórek”. Miłośnicy trolejbusów mają do niego żal, bo jego sukcesy spowodowały zmierzch trajlusiów. Ostatnie dostawy czechosłowackich wozów dotarły do Lublina w latach 70. Wtedy zapadła decyzja o likwidacji komunikacji trolejbusowej.
Kasacja
W 1973 r. Syria i Egipt zaatakowały półwysep Synaj i Wzgórza Golan. Przed tą wojną za baryłkę ropy na światowych giełdach płacono trzy dolary. Przez konflikt cena wzrosła dziesięciokrotnie. Władza zdecydowała, że trolejbusy z Lublina jednak nie znikną.
Ale Lublin rozwijał się znacznie szybciej niż trakcja. Dlatego największe lubelskie dzielnice: Czuby i Czechów pozostały bez trolejbusów. Dopiero na początku lat. 90. nad ulicą rozwieszono nowe odcinki trakcji: nad ul. Wolską oraz nad al. Kraśnicką na odcinku prowadzącym na Węglin. A sześć lat temu trajlusie przeniosły się z ciasnej pętli przy ul. Lubartowskiej przed Dziecięcy Szpital Kliniczny.
Świetlana przyszłość
Za niespełna rok linia 153 przeniesie się na ul. Orkana. Druty zawisną nad Czechowem, a w centrum miasta powstanie wiele nowych połączeń. Skąd taki powrót do trolejbusów?
Bo tak jest taniej.
Sam trolejbus jest droższy od autobusu i trzeba jeszcze rozwiesić druty. Z drugiej strony Unia Europejska chętnie daje pieniądze na trolejbusy (na dymiące autobusy już nie).
Dziś trolejbusy można spotkać tylko w trzech polskich miastach. Najwięcej takich pojazdów, bo aż 80, ma ćwierćmilionowa Gdynia. W lubelskiej zajezdni stoi 65 wozów, z czego w codziennym użyciu jest około 40. Trzecim miastem, które nie pożegnało się jeszcze z trajtkami, są Tychy, które ten środek transportu zafundowały sobie dopiero 24 lata temu.
Będą nowe
Najnowsze trolejbusy jeżdżące po Lublinie to samoróbki składane z autobusowych nadwozi jelcza oraz silników i podzespołów elektrycznych. W zajezdni najwięcej jest jelczy PR 110 - stoją tam 52 sztuki. Inne modele to zaledwie 13 sztuk. Schronienie w Lublinie znalazły trajtki ze zlikwidowanej linii Warszawa-Piaseczno oraz wozy kursujące niegdyś w Słupsku.