Przeczytałem publikację pt. „Jak służba zdrowia marnuje nasze pieniądze” w Poczcie Magazynu z 24.01.2003 (...). Swoją ripostę napisałem w formie odpowiedzi na zagadnienia postawione przez Czytelnika.
1. „Czy lekarze biorą?”
Pewnie niektórzy biorą. Tak samo, jak niektórzy urzędnicy, politycy, dziennikarze, producenci filmowi itd. ponieważ taka jest polska, naganna rzeczywistość.
2. „Gdzie szukać pieniędzy?”
Czytelnik opisuje drogę pacjenta od lekarza pierwszego kontaktu do sali operacyjnej dziwiąc się celowością powtarzania badań i przedłużonego pobytu w szpitalu.
W odpowiedzi wyjaśniam, że przy katastrofalnie niskim finansowaniu służby zdrowia – wartość badań diagnostycznych (...) jest stosunkowo niska i mało wiarygodna (wyjaśnię to poniżej). Odpowiedzialność za ewentualne powikłania pooperacyjne wynikające ze współistnienia często ukrytych schorzeń i anomalii ponosi lekarz operujący, a nie kierujący. W tej sytuacji, dla bezpieczeństwa, jedynym wyjściem jest powtarzanie i rozszerzanie badań (czasami wielokrotne) oraz obserwacja chorego (czasami wielodniowa). W konkluzji nasuwa się paradoksalny, ale realny wniosek: im gorzej finansowana służba zdrowia – tym droższa. Dotyczy to zresztą każdej dziedziny zgodnie ze znanym przysłowiem: „co tanie, to drogie”.
3. „...a nie wydawać pieniądze bez sensu”
Czytelnik przytacza szereg pobożnych życzeń, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Koszt wyprodukowania programu telewizyjnego lub filmu jest porównywalny w Polsce i np. w sąsiednich Niemczech. Wybudowanie budynku lub kilometra drogi kosztuje podobnie w Polsce i w Niemczech. Dochody i prowizje banków polskich i niemieckich są także podobne. Ale każda usługa medyczna (w tym operacje) są opłacane w Polsce średnio 8 – 10 razy mniej niż w sąsiednich Niemczech. Wystarczy porównać cennik za procedury medyczne polskich i niemieckich kas chorych. Tym samym mamy odpowiedź, dlaczego przeciętny bank jest wyłożony marmurami, szkłem i aluminium, a placówka służby zdrowia wygląda tak jak wszyscy znamy.
Chcę podkreślić że adekwatne do wyglądu jest wyposażenie w sprzęt diagnostyczny i terapeutyczny oraz możliwości lecznicze. Diametralnie różnią się także zarobki pracowników placówek medycznych i np. banków. Zarobki decydują o selekcji i doborze kadry pracowniczej i możliwości szkoleń. „Skończenie studiów za państwowe pieniądze” jest zaledwie początkiem, od którego zaczyna się droga szkolenia lekarza. Jest to jedyna grupa zawodowa, na którą nałożono ustawowy obowiązek stałego doszkalania się, ale ustawodawca zapomniał (?!) o wskazaniu środków umożliwiających to stałe szkolenie i podnoszenie kwalifikacji (...).
Chcę zaznaczyć, że znaczna część, a może większość ubogiego wyposażenia placówek służby zdrowia pamięta czasy Gierka (lata 70.). Wiąże się to z niską wydolnością, awaryjnością, częstymi naprawami, kosztowną konserwacją i dezynfekcją. To znacznie utrudnia i ogranicza możliwości racjonalnego wykorzystania, a czasami jest przyczyną tragedii takich jak np. śmierć noworodków w Łodzi (...).
Czytelnik zadaje retoryczne pytanie: „gdzie szukać pieniędzy?” Pośrednio odpowiedziałem w punkcie 3. Jest to bardzo naglące pytanie, ponieważ społeczeństwo starzeje się z roku na rok. Związany z tym stały wzrost zachorowalności i potrzeb w zakresie opieki zdrowotnej nie znajduje odzwierciedlenia w decyzjach naszych decydentów. Jak do tej pory, ich główny wysiłek polega na antagonizowaniu społeczeństwa w stosunku do pracowników służby zdrowia (...). Niestety, wtóruje im większość mediów. Zamiast rzeczowej dyskusji – polowanie na czarownice. Służba zdrowia w Polsce upada – to każdy widzi, ale inkwizycja, jak pokazała historia, nie poprawi sytuacji, bo przyczyna jest zupełnie gdzie indziej.
Wątpię, aby mój tekst został opublikowany, ponieważ nie zawiera żadnej sensacji, jest to tylko szara rzeczywistość, a to nie jest lubiane przez media (...).
Z poważaniem