– Lech Kaczyński. On jest „robiony” bardzo nieudolnie, w efekcie czego traci poparcie. On mi jeszcze pół roku temu wyznał, że chce w tej kampanii być prawdziwy, bo Polacy cenią naturalność. W związku z tym będzie mamrotliwy i na pewno nie będzie szczerzył zębów, jak facet z żurnala. Bo pewne korekty wizerunkowe będą wprowadzane w sposób niezauważalny dla ludzi.
• Kiedy wyborcy nie zauważają zmian?
– Kiedy nie są nagłe i nie odbiegają radykalnie od dotychczasowego wizerunku kandydata. Wyborcy nie są durniami i dostrzegają fałsz. Profesor Religa był nazywany podporą polskich fryzjerów, bo miał włosy w ciągłym nieładzie. Uczesaliśmy go, ale tak, że nikt tego nie zauważył. I o to chodzi, jak ludzie nie widzą, to znaczy, że jest OK. Tymczasem sztabowcom Kaczyńskiego ostatnio puściły nerwy i poddali się całkowicie ludziom od reklamy.
• Tusk im zepsuł nerwy.
– O tak. Kiedy kampania Tuska zaczęła przynosić szybkie efekty, oni postanowili go naśladować. Tusk był na klipach z rodziną, to Kaczyński też ma rodzinę. A nawet wnuki. I to był zasadniczy błąd. Chcieli nieco ocieplić twardego Kaczyńskiego, a wyszedł im kleik, papka, taki misiowaty dziadziunio.
• Mam wrażenie, że spot Kaczyńskiego z rodziną w ogrodzie jest utrzymany w poetyce reklamy margaryny.
– „Rama na działce”. Być może to nawet ci sami ludzie robili.
• Spece od marketingu politycznego i PR przechwalają się, że polityk jest jak proszek do prania.
– To jest najgorsze, co można powiedzieć politykowi. Wielokrotnie bywa tak, że rozpoczynam pracę z politykiem, który właśnie pogonił jakichś młokosów, którzy biegali do niego z laptopami, rzutnikami do Powerpointu i wmawiali mu, że jest produktem. To błąd. Polityk jest człowiekiem z wadami i zaletami. Trzeba go dobrze poznać, by móc uwypuklić zalety i skorygować wady. Ale decydujące zdanie powinien mieć zawsze sam polityk i jego doradca od PR, a nie jakieś młokosy z reklamy.
• Który polityk ma najgorszą kampanię?
– Cimoszewicz. Po pierwsze: ma zaskakująco – jak na tak poważnego polityka – słaby sztab wyborczy. Po drugie: jest mało podatny na korekty wizerunku, nieomal niereformowalny. Jego problem polega na tym, że nie lubi go kamera. On w kontaktach prywatnych jest o wiele cieplejszy niż na ekranie telewizyjnym. Kiedy pojawia się kamera, Cimoszewicz się spina, zamyka. Przykładem odwrotnym jest tutaj Józef Oleksy, który wprost emanuje z telewizora ciepłem. Taki miły, nie wadzący nikomu mężczyzna, który muchy nie skrzywdzi. Tymczasem on w Sejmie jest uważany za twardego gracza i wyjątkowego aroganta.
• Jak polityk może się bronić przed atakami? Co ma robić, kiedy np. wyskakuje taka Jarucka?
– Najważniejsza jest szybkość reakcji. Otwarta przyłbica, do bólu, do końca. Ta zasada powinna obowiązywać nawet, jeśli chodzi o sfery bardzo prywatne. Polityk startujący w wyborach prezydenckich, sorry, ale jest pozbawiony prywatności. Kiedy zaczynam pracować z politykiem, przy drugim czy przy trzecim spotkaniu, kiedy on już nabierze do mnie zaufania, robię mu jakby spowiedź. Zadaję mu serię bardzo twardych pytań. O majątek, życie intymne, o sytuację dzieci. Muszę wiedzieć wszystko.
• Przyznają się do kochanek?
– Jeśli nawet nie wprost, to jest to do wyczucia. Bo ja widzę, że oni oczami biegają po suficie czy podłodze. Wtedy naciskam, bo takich tajemnic nie może być. Ja muszę pamiętać o tej jego kochance codziennie i mieć gotowy plan rozbrojenia jej w odpowiednim momencie.
• Jak się rozbraja kochankę?
– Muszę, niestety, wiedzieć w detalach, jak sytuacja wyglądała. Czy to był epizod, czy coś dłuższego, ile osób o tym wiedziało itp., czy jakieś złośliwe koleżanki mogą sprawę sprzedać brukowcom. Jeśli żona nie wie o sprawie, to powinna się dowiedzieć przed kampanią, żeby się zdążyła wypłakać. A potem, w razie wpadki, dzielnie stać przy mężu i bagatelizować sprawę. Żona w takich sytuacjach musi być zawsze obok kandydata, dzieci też. To ważne. Wyobraża pan sobie sytuację, że po takiej wpadce kandydata jakiś brukowiec znajduje jego żonę na wsi u mamy? Ale jeśli żona stoi przy kandydacie, to ludzie zinterpretują to tak: każdy ma prawo do błędu. Najważniejsze, że oni to pokonali i dalej się kochają.
• To samo dotyczy alkoholu?
– Oczywiście. Kiedy zaczęto plotkować, że Religa dużo popijał jako lekarz, natychmiast... potwierdziliśmy to publicznie. Zrobiliśmy to na okładce jednego z ekskluzywnych magazynów. Profesor powiedział, że pokonał nałóg i jest dumny ze swojej siły. Najgorsza rzecz to chować głowę w piasek, kluczyć, kręcić o jakichś goleniach.
• Jak można zniszczyć polityka?
– Każdy, kto wchodzi do wyborczej gry, musi sobie zrobić twardą analizę: co może zostać przeciwko niemu wyciągnięte. Czarny PR polityczny w Polsce opiera się ostatnio na trzech filarach: agentura, kasa, seks. Tym można dziś w Polsce grać. I teraz jest niemal pewne, że wszyscy będą grać czarnym PR na osłabienie Tuska.
• Będzie skandal?
– Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy się za cztery, pięć dni dowiedzieli steku kalumnii o Tusku.
• Pojawi się kochanka?
– Proszę napisać, że w tym momencie Mistewicz zamilkł.
• Mógłby pan pracować z każdym politykiem?
– Z każdym nie, ale na pewno nie przeszkadzałyby mi jego odmienne od moich poglądy. I tu nawet nie chodzi o wynagrodzenie, ale o radość z pracy. Bo ja tę robotę traktuję trochę jak sztukę.
• A Waldemara Pawlaka, zwanego cyborgiem, by pan reaktywował?
– Jestem najmniej do tego powołaną osobą. On, widząc mnie w Sejmie, skręca w boczny korytarz. W latach 90. opisałem go, jeszcze jako dziennikarz, w kontekście aferalnym.
• Z każdej miernoty dobry PR-owiec zrobi odpowiedzialnego polityka?
– W tych wyborach parlamentarnych jest sporo osób, które startują od zera. Wiele z nich się szkoli, co przynosi dobre efekty. Ale w wyborach prezydenckich, w czasach takiej konkurencji, żaden naturszczyk już nie przejdzie.