Początek lipca to dziwna pora roku. Cieszą z niej dwie grupy zawodowe: sklepikarze, bo mają świetny utarg i wykładowcy uniwersyteccy, bo mają egzaminy wstępne i mogą trochę dorobić do pensji.
d
Z tych samych powodów dwie grupy społeczne nienawidzą początku lipca. To tysiące 19-latkow, którzy próbują dostać się na studia. Druga grupa to rodzice, którzy egzaminy wstępne przeżywają w sposób wręcz apokaliptyczny. Ile na tym wszystkim można zarobić?
Red Bull i apokalipsa
– Za nocleg w hotelu zapłaciliśmy prawie 200 zł – opowiada Mariola Kowalczyk z Chełma. – Nasza córka zdaje na politologię i przyjechaliśmy do Lublina, żeby ją wesprzeć.
To był dopiero początek wydatków państwa Kowalczyków. Kilkadziesiąt złotych na „uczelniane papiery”.
– Poszliśmy też dwa razy do restauracji na porządny obiad – dodaje Stefan Kowalczyk. – A ponieważ córce poszło bardzo dobrze, to i butelkę wina zamówiliśmy.
Jednak największy wydatek to napoje, drożdżówki i kawy, kupowane w uczelnianych barkach i automatach. Tych złotówek nie zauważamy, ale po paru godzinach czekania na dziecko robi się całkiem poważna suma.
– Red bulle, coca-cola i mnóstwo papierosów. Głównie to sprzedajemy – mówi Sylwia Charlężek. Jej stoisko to duży stół ustawiony przed rektoratem UMCS. Normalnie sprzedaje swoje rzeczy w uczelnianym barku, ale w czasie egzaminów wszystkie barki i sklepiki przenoszą się na zewnątrz.
– Te parę dni to chyba najlepszy okres naszej sprzedaży. Siedzimy tu od rana do 17-18 wieczorem. Sporo kupują też rodzice. Oni biorą głównie drożdżówki i pączki dla dzieciaka, żeby miał co jeść, jak już wyjdzie.
Obok kolejny stolik. Tu też najpopularniejsze są red bulle. – Dziennie to nawet 40 idzie – informuje Maria Zdeb. – A rodzice to już klasycznie kupują różne ciasteczka i batoniki.
Kebab i tabletki uspakajające
Co, przez te kilka godzin egzaminu, robią rodzice? Przede wszystkim się denerwują. Ale też jedzą.
– Straszne tłumy mamy – cieszy Sylwia Gawrońska z „Orient baru” w pobliżu uczelni. – Zapiekanki, kebaby, lody, ciastka... Po prostu wszystko ludzie biorą. W dzień głównie rodzice, a po południu to już siedzą na piwie ci, co zdawali. Ale ogólnie to najwięcej sprzedajemy jedzenia, bo ci młodzi to chyba z nerwów pozostawiali kanapki w domu.
I zdający, i ich rodzice kupują właściwie wszystko, co na miasteczku można znaleźć. Idą czereśnie i inne owoce, sprzedawane prosto z samochodu. Ludzie oglądają i często kupują okulary przeciwsłoneczne z kilku stoisk. W kiosku Ruchu, oczywiście, papierosy i gazety. Ludzi wiecej nawet w aptece.
– Ci, co zdają, kupują przede wszystkim różne środki poprawiające koncentrację i pobudzające, takie jak „Pluszzz Activ” – opowiada nam Anna Iskra, z apteki przy ul. Radziszewskiego. – A rodzice interesują się raczej tabletkami uspokajającymi. Całkiem sporo ich sprzedajemy.
Takie wspomagacze to też spory wydatek. „Pluszzz” kosztuje ok. 15 zł. tabletki są tańsze, po 4-7 zł.. Ale wiadomo – spokój i bystrość umysłu najważniejsze.
A propos tej bystrości... Nawet najlepsze wspomagacze mogą nie wystarczyć przy braku elementarnej wiedzy. Potrzebne są więc ściągawki, przygotowywane metodą Churchila, czyli „jeszcze nigdy coś tak małego nie zrobiło tak wiele dla tak wielu”. Dobra ściągawka musi być bowiem jak najmniejsza i zawierać jak najwięcej wiedzy. Przed egzaminami wszyscy wymieniają się swoimi ściągami, przecież nie ma czasu na ich przepisywanie.
– Ściągawek dużo ludzie u nas kserują – mówi Anna Szewczyk z punktu xero pod księgarnią akademicką UMCS. – A tak poza tym, to jeszcze długopisy i teczki na różne dokumenty. Ale, szczerze mówiąc, egzaminy wstępne nie są dla nas jakimś rewelacyjnym okresem.
Ile kosztuje student?
Tymczasem szykuje się dobry okres dla kolejnej grupy społecznej. Ta akurat grupa budzi dość ambiwalentne uczucia wśród przyszłych studentów i ich rodziców. To właściciele mieszkań, wynajmujących je na stancje. Prawdziwy boom rozpocznie się we wrześniu, ale zapobiegliwi szukają już teraz.
– Egzaminy już się skończyły, syn jest już studentem. Teraz razem szukamy mu stancji – opowiadają państwo Korybscy z Hrubieszowa. –Wolimy szukać teraz, póki ceny trochę niższe i wybór większy, ale i tak liczymy się z wydatkiem ok. 300 zł miesięcznie. A do tego dojdzie jeszcze kieszonkowe, pieniądze na podręczniki, trochę ubrań... Uff!
I kto powiedział, że nauka jest bezpłatna?