Myślicie, że w lany poniedziałek wodociągowcy mają więcej pracy niż zwykle? Skądże znowu! To jeden z najspokojniejszych dni w tym fachu. A wiecie, ile czasu trzeba, by deszczówka stała się kranówką? Zapraszamy na wycieczkę po wodociągach od kuchni. Zaczynamy od chmury, kończymy w umywalce.
Co najmniej 15 lat trwa zamiana deszczówki w kranówkę. Bywa, że trwa to o wiele dłużej, bo nawet 60 lat. Przez ten czas deszczówka powoli przesiąka przez glebę i skały do miejsca nazywanego fachowo warstwą wodonośną. Czyli tam, skąd ją wydobywamy. To dość głęboko, bo nawet 116 metrów pod ziemią.
– Podczas tej wędrówki woda oczyszcza się i mineralizuje – wyjaśnia Elżbieta Kuzioła, kierownik Wydziału Produkcji Wody w lubelskich wodociągach.
Wydobywana spod ziemi woda, bez względu na porę roku, ma stałą temperaturę około 10 stopni Celsjusza i więcej minerałów od najtańszych butelkowanych wód źródlanych (nie mylić z mineralnymi), bo średnio 607 miligramów składników mineralnych na litr, tymczasem najsłabsze „sklepówki” mają tylko połowę tej wartości. Lubelska kranówka wygrywa też ceną, bo w przeliczeniu na półtoralitrową butelkę kosztuje zaledwie… 0,5 grosza, a wydobywana jest przecież tak samo, spod ziemi.
Wydobyciem zajmują się elektryczne pompy zużywające w ciągu miesiąca średnio 248 000 kilowatogodzin prądu. Niby dużo, ale zwykłe trolejbusy są bardziej żarłoczne. Nasz system komunikacji trolejbusowej skonsumowałby taką ilość energii w ciągu 10 dni. Pompy muszą pracować bez ustanku. A co, jeżeli prądu zabraknie? – Część obiektów jest wyposażona w agregaty prądotwórcze zapewnia Radosław Janik, kierownik Działu Hydrogeologii w lubelskich wodociągach. Poza tym można wyłączoną studnię zastąpić inną.
Wszystkich studni mamy 66 a najwięcej, bo aż 16 jest… Zgadniecie? W lesie Dąbrowa. Tu działa ujęcie Prawiedniki i to stąd (oraz z ośmiu studni ujęcia Wilczopole) woda płynie do największej w Lublinie stacji wodociągowej Zemborzycka. Zaopatruje ona w wodę ponad 50 procent miasta. Takich stacji mamy w sumie 8 i to tam woda wtłaczana jest w rury, którymi dopływa do naszych mieszkań. Zanim to nastąpi poddawana jest dezynfekcji. Po co? – Profilaktycznie – wyjaśnia Kuzioła. – Woda często ma do przebycia długą drogę, podczas której może być narażona na zanieczyszczenie bakteriologiczne.
Do dezynfekcji używany jest chlor, którego dawkę można zmniejszyć sięgając po promieniowanie ultrafioletowe, co sprawdza się dobrze przy przesyle na małe odległości. Promienie UV stosowane są w 2 stacjach wodociągowych: na Dziesiątej i na Felinie. Natomiast w 2 innych stacjach (Sławinek i Centralna) konieczne jest jeszcze uzdatnianie wody, bo zawiera ona za dużo żelaza. Nawiasem mówiąc, dzięki jego zawartości na Sławinku działało niegdyś uzdrowisko.
Po wszystkich tych zabiegach woda gotowa jest do wtłoczenia w sieć wodociągową, która ma 1006,8 kilometrów długości, a korzysta z niej 98,66 proc. mieszkańców miasta. W ciągu doby zużywają przeciętnie 47 169 000 litrów kranówki. Najmniej zużywamy wody w święta, a zwłaszcza w Wielkanoc. W tę zeszłoroczną zanotowano najniższe w całym roku zużycie wody, zaledwie 36 269 000 litrów. Dzień później nie było dużo większe, więc dla lubelskich wodociągowców lany poniedziałek wcale nie jest aż taki lany.
Za to przed świętami wodomierze pracują jak szalone. Pięć dni przed ostatnią Wigilią pobraliśmy z sieci aż 51 633 000 litrów. To nic zaskakującego, bo przed świętami sprzątamy, zmywamy, gotujemy. Za to w święta zostawiamy zlew w spokoju, zasiadamy przy stołach, wychodzimy na spacer lub zalegamy przed telewizorami.
A skoro już o mowa o telewizji, to wodociągowcy mogą ją oglądać… na wodomierzu. I niewiele jest w tym przesady, bo jeśli zaczyna się ważny mecz, to zużycie wody gwałtownie spada. A jeśli w meczu jest przerwa, wodomierze nagle się kręcą.