Dyskoteki, bal sylwestrowy z fajerwerkami, siłownia, rodzinna atmosfera i mnóstwo dzieciaków - nic dziwnego, że młodzi garną się do klasztoru
W lubartowskim klasztorze mieszka 9 ojców kapucynów, większość w wieku emerytalnym. Nie wiodą jednak nudnego spokojnego życia. Przy klasztorze od lat działa bowiem wspólnota młodych, oaza. Studenci i absolwenci prowadzą zajęcia dla dzieci i młodzieży, nie tylko z rodzin patologicznych, ale wszystkich.
- Teraz chcemy zrobić świetlicę z prawdziwego zdarzenia ze stanowiskami komputerowymi. W całym Lubartowie brakuje takiego miejsca, dlatego młodzież nie ma gdzie spędzać czasu wolnego - tłumaczy ojciec Marcin Derdziuk z klasztoru Ojców Kapucynów. - Młodzi chodzą po barach, ulicach, a wtedy do głowy przychodzą im głupie pomysły. Chcemy być alternatywą dla tych młodych. Oderwać ich od złego towarzystwa, pokazać jak można inaczej spędzać wolny czas, ale też pomóc im w nauce.
Grają na ślubach
Animatorzy to studenci lub absolwenci studiów. Jest ich 12. To oni w 10-osobowych grupach odbywają zajęcia z uczniami. - Mamy wspólnotę oazową i ministrancką. One się wzajemnie przeplatają, zwłaszcza jeśli chodzi o chłopców. Bo dziewczyny nie mogą być ministrantami - uśmiecha się jeden z animatorów Marcin Socha, nauczyciel katechezy i wychowania do życia w rodzinie w Gimnazjum nr 1 w Lubartowie.
- Na razie nie mogą, ale w przyszłości kto wie... - ripostuje Barbara Kolczyńska, animator, studentka fizyki UMCS.
- U nas jest podobnie jak w harcerstwie. Zdobywamy stopnie i umiejętności. Ale nie ma u nas żadnych egzaminów - dodaje Marcin.
Oazowicze mają też swój 15-osobowy zespół muzyczny. - Śpiewamy na ślubach, prymicjach (pierwsza msza odprawiona przez nowo wyświęconego księdza), na chrzcinach. Do szefowej zespołu Magdaleny Cielepały przychodzą ludzie i proszą o nasz występ. I to nie tylko w Lubartowie, jeździliśmy też do Kamionki, Nowej Woli, Górki Lubartowskiej - śmieje się Basia.
Mikołaje z oazy
- Wspierają nas ludzie, firmy. Na akcję mikołajkową udało nam się zebrać w ciągu 3 tygodni około 13 tys. zł. Dobrych ludzi tu mamy - nie kryje radości ojciec Marcin.
Po raz pierwszy w tym roku oazowicze zorganizowali Kapucynalia. - Impreza była na Dzień Dziecka. Sponsorzy dali nam pieniądze. Był rodzinny festyn, stół wiejski, grill, konkursy. Zbieraliśmy datki na Dom Kapucynek, czyli Rodzinny Dom Dziecka, który ma powstać - mówi Lidka.
Robią też franciszkańskie Zaduszki, podczas których śpiewane są piosenki artystów, którzy już nie żyją: Czesława Niemena, Ryszarda Riedla, a nawet poezja Jana Pawła II.
Dyskoteka w klasztorze
- Nasza wspólnota działa od 1978 roku i chcemy to jakoś unormować. Jako stowarzyszenie moglibyśmy pozyskiwać pieniądze z Unii na naszą działalność - mówi Małgorzata Mitrus, studentka socjologii w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji.
- Te pieniądze to dla nich, żeby mieli jeszcze lepsze warunki - wskazuje na dzieciaki Marcin. - Czasami zdarzają się trudne przypadki: młodzi, którzy zbłądzili. Ktoś przychodzi do nas, potem odchodzi, potuła się trochę po ulicach i w końcu wraca, bo mówi, że tu jest lepiej, bo jest Bóg. My nikogo nie wyrzucamy.
I dodaje, że to jedyny klasztor w całej prowincji warszawskiej, który jest otwarty dla młodzieży. - Mamy do dyspozycji cały budynek, ogród, salki, siłownię. Nasza obecność nie przeszkadza nawet tym starszym ojcom, którzy mają po 70 lat - mówi Marcin.
- Bo to jest klasztor młodzieżowy, nowoczesny. Urządzamy tu dyskoteki, andrzejki, a nawet całonocnego sylwestra, ale oczywiście bezalkoholowego. Tylko że zamiast o północy na plac, idziemy na mszę św. A po mszy mamy fajerwerki - śmieje się Basia.
Dobre duchy
- W tym budynku był też kiedyś sąd, potem szpital. A w podziemiach klasztoru jest cmentarz. I dobre duchy kapucynów nadal tu krążą - żartuje Basia.
Teraz w tych pomieszczeniach, gdzie kiedyś sądzono ludzi, animatorzy udzielają korepetycji uczniom. - Na lekcje przychodzą też dzieci z zewnątrz, ale nikomu nie odmawiamy - zapewnia ojciec Derdziuk. - W naszej wspólnocie dzieci w pewien sposób same się wychowują, jedne biorą przykład z innych.
Tu jest fajnie
- Jesteśmy zaradni, nawet trawę tu kosimy. Mamy tu wszystko: boiska, stół do ping-ponga. Mamy też skarb, bo na pewno tu w podziemiach jest jakiś skarb... Ale ja nie przychodzę z powodu skarbu, nie jestem materialistą - puszcza oko Tomek Chłopaś z Gimnazjum nr 2.
- Kolega z podwórka namówił mnie, żebym tu przyszedł. I jestem... Jakby nie było tego miejsca, to co innego nam by pozostało? Bar, papierosy, włóczenie się po ulicach - mówi Bartek Kaczorek.
- Tu jest fajnie, chodziłem na karate, do harcerstwa należałem, ale tu jest najlepiej - mówi jeden z najmłodszych oazowiczów, 9-letni Kacper Domański.
- Staramy się być dobrymi ludźmi - kwituje o. Marcin. - Tylko tyle.