W nocy z niedzieli na poniedziałek nie śpią kinomani i komercyjny świat filmowy. Błyszcząca, ważąca niecałe 4 kg, statuetka Oscara to bohater tej nocy. Po raz 83 trafi on do rąk najlepszych – zdaniem członków Amerykańskiej Akademii Filmowej – twórców kina.
Wręczane statuetki wykonane są z brązu i pokryte warstwą 24-karatowego złota. Oscar przedstawia postać nagiego rycerza, trzymającego oburącz skierowany ostrzem w dół miecz krzyżowca.
Stoi na cokole zwieńczonym rolką taśmy filmowej z pięcioma klatkami, symbolizującymi pierwotne branże Akademii: Aktorów, Scenarzystów, Reżyserów, Producentów i Techników.
Ceremonię w Los Angeles, której gospodarzami będą w tym roku James Franco i Anne Hathaway, zobaczą ludzie na całym świecie, choć Oscary dotyczą przede wszystkim amerykańskiego środowiska filmowego.
Kto w tym roku dostanie Oscara, wiedzą to już dwaj pracownicy firmy PricewaterhouseCoopers. Wiedzą to już od wtorku, bo do wtorku przed oscarową niedzielą członkowie akademii mieli czas na ostateczną decyzję. Nad swoimi typami mogli się zastanawiać od końca stycznia.
Cała reszta świata musi czekać do momentu, gdy otwarte zostaną koperty i ze sceny padną magiczne słowa "i Oscara otrzymuje …”.
– Jak najlepiej życzę filmowi "Jak zostać królem” Toma Hoopera. Powinien dostać Oscara jako najlepszy film. Colin Firth do Złotego Globu powinien dostawić jeszcze statuetkę Oscara. A grająca w tym filmie rolę żony głównego bohatera Helena Bonham Carter zasłużyła na Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej – uważa Barbara Kotowska, która film o jąkającym się władcy uhonorowałaby jeszcze statuetką dla Geoffreya Rusha (najlepszy aktor drugoplanowy) za rolę szalonego logopedy.
– Za to w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa na nagrodę zasługuje Natalie Portman, bo "Czarny łabędź” to film jednej roli. Ale myśląc o oscarowych nagrodach, myślę przede wszystkim o kategorii "animacja” i mam nadzieję, że nagrodę dostanie "Iluzjonista”. Nowy film Sylviana Chometa, autora "Tria z Belleville” w ciemno zamówiłam i umieściłam w programie naszego DKF. Oczywiście, że uroczystości rozdawania Oscarów to promocja przemysłu filmowego i blichtr, ale nie da się ukryć, że wygrywają dobre filmy. Nie mówiąc o tym, że organizatorzy innych gal filmowych wzorują się na amerykańskiej uroczystości – dodaje Kotowska, która w nocy z 27 na 28 lutego będzie trzymała kciuki za film "Biutiful” z Javierem Bardemem, który walczy w kategorii filmów zagranicznych.
Czarny koń
Podobnie jak Barbara Kotowska, także Łukasz Kanafa uważa, że twórca "Iluzjonisty” powinien wyjechać z gali oscarowej ze złotą statuetką.
– To mój najbardziej osobisty typ, bo interesuję się animacją. W ogóle mam specyficzny gust i pewnie Oscary zawędrują do zupełnie kogoś innego, niż ja bym je rozdał. Ale może "Iluzjoniście” się uda? – ma nadzieję Łukasz.
– Bardzo bym się ucieszył. Podobnie bym był zadowolony z docenienia Javiera Bardema. Uważam, że ten hiszpański aktor, którego oglądałem już wiele lat temu w filmach Almodovara, może zagrać wszystko. Od postaci takich jak bohater filmu braci Cohen "To nie jest kraj dla starych ludzi” przez bohatera filmu "Biutiful”. Za tę rolę jest nominowany w kategorii najlepszy aktor. Mam nadzieje, że będzie czarnym koniem i wygra z Bridgesem, Firthem czy Franco.
Amerykański sen
– Moim faworytem jest "Czarny łabędź”, ale pewnie akademia uzna za najlepszy film "Social Network” Davida Finchera, bo to taki amerykański sen. Ale może przynajmniej Darren Aronofsky dostanie nagrodę dla reżysera za "Czarnego łabędzia”?
Lubię jego wczesne filmy, jak "Pi” i "Requiem dla snu”. Jest jednym, z niewielu reżyserów, którzy tak potrafią zapanować nad dźwiękiem, obrazem. Tam słychać stuk baletek i widać krople potu na skórze. W niebanalny sposób angażuje widza bez reszty – mówi Kanafa, który ma nadzieję, że grająca u Aronofskiego Natalie Portman dostanie Oscara.
– Ale pewnie akademia wyróżni inną aktorkę i w kategorii "najlepsza aktorka” statuetkę dostanie Nicole Kidman za rolę w filmie "Między światami”.
Kto przesadził
– Z listy 10 filmów, które walczą o miano najlepszego, widziałem trzy: "Jak zostać królem”, "Czarnego łabędzia” i "Incepcję”. Więc może zacznę od tego, że najbardziej przychylam się do pomysłu, żeby Oscara za całokształt twórczości dostał Francis Coppola, a honorowa statuetka powędrowała do Jeana-Luca Godarda – mówi Andrzej Rusin.
– To dobrze, że amerykańscy akademicy sięgają po takie nazwiska i wyróżniają twórcę francuskiej nowej fali. Takim ludziom należą się pomniki. "Incepcję” bym wyróżnił za scenografię i efekty specjalne, bo sama historyjka nie była powalająca. Kiedyś bardzo się interesowałem literaturą SF, siedziałem w tej tematyce i nie uważam scenariusza za wybitny. Podobnie jak historia jąkającego się króla bardziej mi się podobała niż opowieść o baletnicy.
Uważam, że Aronofsky już przesadził w scenach wizji bohaterki. Wyrastające piórka, te łamiące się nogi. Czekałem, aż jej gwałtownie wyrośnie kuper, a może nawet i zniesie jajko. Przesadził. Jedynie postać złej koleżanki była interesująca – dodaje Rusin, który jest z kolei pełen uznania dla Geoffreya Rusha za "Jak zostać królem” i ma nadzieję, że to będzie najlepszy aktor drugoplanowy.
– W ogóle do filmu Toma Hoppera nie ma się jak przyczepić, pewnie Amerykanie, którzy lubią problemy brytyjskich wyższych sfer, będą tego samego zdania. To tyle moich nominacji, ale wybieram się jeszcze na "Prawdziwe męstwo” Cohenów i czekam na chwalone w recenzjach "Do szpiku kości”. Może coś wówczas dodam do listy swoich faworytów?
Nie patrzę na Oscary
Na Darrena Aronofskiego i jego film "Czarny łabędź” wskazuje Małgorzata Stępniewska. Jej zdaniem, na Oscara oprócz reżysera i samego filmu zasługuje Natalie Portman, odtwórczyni głównej roli.
– Niechętnie typuję tytuły i twórców, bo większość oscarowych filmów ma swoją polską premierę w lutym i znam je jedynie z recenzji i zapowiedzi. Z tego powodu mam ograniczoną ilość typów – mówi Stępniewska i do historii baletnicy dodaje swojego faworyta w kategorii film dokumentalny: "Wyjście przez sklep z pamiątkami”.
– Oscarowe produkcje nie są moimi ulubionymi. Jeśli mam wybrać jakiś film, sprawdzam, ile dostał nagród na różnych festiwalach, a nie ile ma nominacji do Oscara czy Oscarów – Stępniewska pytana o osobiste preferencje kinowe wymienia Andrzeja Kondratiuka i Andrzeja Żuławskiego.
– Ale filmy Xawerego Żuławskiego też lubię. A teraz czekam na "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” i efekty pracy Jerzego Hoffmana na Zamojszczyźnie, czyli "Bitwę Warszawską 1921”.
Jak wytresować Oscara
– Nie jestem typowym facetem. Podobała mi się historia baletnicy – przyznaje Łukasz Kucharski, który pisze pracę magisterską, badając problem czy gry wideo zagrażają kinematografii. Na razie średnio 2–3 razy w miesiącu chodzi do kina i uważa, że Aronofskiemu w końcu się należy uznanie i Oscar. A Natalie Portman nagroda za rolę w jego filmie.
Za najlepszego aktora Łukasz uważa Jamesa Franco, a jego rolę w filmie Dany Boyle'a "127 godzin” za wartą Oscara. Pytany o najlepszą drugoplanowa aktorkę wymienia młodziutką Hilee Steinfeld, czyli główną bohaterkę "Prawdziwego męstwa” braci Cohen.
Zdaniem Kucharskiego, autorzy "Jak wytresować smoka” powinni wyjść z niedzielno-poniedziałkowej uroczystości ze statuetką w kategorii "najlepszy film animowany”.