Gdyby nie to, że chodzi o chorobę lub cierpienie, wizytę u weterynarza - w odróżnieniu od tej u niejednego "ludzkiego” lekarza - można by nazwać przyjemnością. Tu pacjent nie jest intruzem. "Żeby w mojej przychodni traktowano mnie tak, jak mojego psa w lecznicy, to byłoby bardzo dobrze” - coraz częściej słyszy się taką opinię.
Lecznica dla zwierząt przy Drodze Męczenników Majdanka. - Mamy dyżury całodobowe - wyjaśnia lekarz weterynarii Tomasz Balak. - Nawet jeśli ktoś późnym wieczorem przyjdzie po środek na pchły, jest to klient oczekiwany.
Teraz,
w niedzielne popołudnie
wraz z doktorem Marcinem Krauze skończyli operować psa. Długo rozmawiają ze zrozpaczoną właścicielką. Tłumaczą, co psu było, jakie mogą być konsekwencje operacji, jakie leki trzeba podawać. Kobieta powoli się uspokaja, nabiera wiary, że wszystko skończy się dobrze. Będzie przywozić psa do kontroli. O każdej porze może zadzwonić, jeśli jego stan budziłby niepokój.
- Dlaczego kochamy zwierzęta? Ktoś musi je kochać - lakonicznie odpowiada Marcin Krauze.
Może dlatego są one nieraz lepiej traktowane niż ludzie. Ludzi trudniej obdarzyć miłością...
Wyposażenie
Dziś wyposażenie lecznic weterynaryjnych odpowiada dobremu wyposażeniu gabinetów lekarskich w przychodniach. Pracownia rentgenowska jest już niemal standardem.
Lubelskie Centrum Małych Zwierząt przy ul. Stefczyka. Chrom, nikiel, nowoczesność. Lepiej niż w niejednej klinice akademickiej.
Lekarz weterynarii Ryszard Iwanicki prowadzi nas do pracowni rentgenowskiej.
- To jest aparat, który służył do wykonywania zdjęć ludziom. Został przystosowany dla zwierząt. Tu mamy doprowadzenie tlenu, który podajemy przy pewnych badaniach np. kręgosłupa albo z podaniem środka kontrastującego.
Obok ultrasonograf produkcji holenderskiej.
- Stosowany w diagnostyce narządów jamy brzusznej - wyjaśnia Iwanicki. - To dziś niemal podstawowe badanie.
Przechodzimy do laboratorium, w którym można wykonać wszystkie analizy, mijamy salę operacyjną z podgrzewanymi stołami i szpital, w którym przebywają zwierzęta po zabiegach Do niektórych klatek dodatkowo podaje się tlen i utrzymuje w nich wyższą, stałą temperaturę. Za wyżywienie i pobyt pacjenta w hotelu/szpitalu płaci się zależnie od gatunku, np. za kota 2 zł za dobę, za psa 6.
Kliniki
Ośrodek, popularnie zwany klinikami, należy do Akademii Rolniczej i jest najstarszą lubelską placówką zajmującą się leczeniem zwierząt. I tych małych, i tych dużych.
Dr hab. Piotr Silmanowicz z Katedry i Kliniki Chirurgii Zwierząt Wydziału Medycyny Weterynaryjnej AR w Lublinie dyżuruje w niedzielę. Zwierzęta - podobnie jak ludzi - choroba dopada bez względu na święto. W poczekalni dużej kolejki nie ma, pewnie dlatego, że pacjentów przyjmuje się od ręki. Nikt nie czeka godzinami przed drzwiami specjalisty. Pytany o aparaturę diagnostyczną, doktor ma się czym pochwalić:
- Oczywiście posiadamy aparaturę rentgenowską. - Jednak raczej nie należy się spodziewać, że na podstawie jednego zdjęcia postawi się diagnozę, to rzadkie przypadki. Z reguły trzeba ich wykonać więcej. Jedno zdjęcie kosztuje u nas 30 zł. Jeśli nasz pacjent przychodzi później na badania kontrolne, w tym na badanie rtg, płaci tylko za materiał, za usługę nie. Jesteśmy dość elastyczni.
Wykonanie zdjęcia rentgenowskiego krowie lub koniowi jest droższe - kosztuje ok. 50 zł. Tu w grę wchodzi przygotowanie farmakologiczne.
Kość w gardle
Dumą kliniki jest pracownia endoskopowa. Jak mówi doktor - w tym niewielkim gabinecie znajduje się co najmniej 100 tys. zł.
• Czy tym endoskopem można wykonać badanie człowiekowi?
- Oczywiście! - odpowiada dr Silmanowicz. - Jest taki sam, jak służący ludziom. Szkolili nas zresztą specjaliści z jednej z lubelskich klinik gastrologicznych. Wykonujemy badanie w przypadkach uzasadnionych, a do takich należy np. podejrzenie raka krtani, uwięźnięcie ciała obcego w przełyku. Obraz obserwujemy na ekranie, mamy też możliwość nagrania wszystkiego na kasetę i odtwarzania studentom. Ile kosztuje endoskopia? W granicach 100zł.
Obok umieszczono laserowy aparat do regeneracji wiązadeł i ścięgien. Wyposażenie godne XXI wieku.
Implanty dla psów
Mimo że niedziela, pani doktor Izabela Polkowska przyjęła kilku pacjentów. Do dentysty nie jest trudno się dostać, ale lepiej zadzwonić.
- Zabieg trwa średnio 1,5 godz., a jeśli jest kilka zwierząt dziennie, to warto się wcześniej umówić.
Pani doktor właśnie wróciła z międzynarodowego kongresu w Pizie, na którym mówiono o chorobach przyzębia i leczeniu ubytków oraz o postępowaniu w przypadku złamania żuchwy.
Teraz na stole leży piękny, duży owczarek o imieniu Max. Jego zęby są przerażająco duże i lepiej, żeby się wcześniej nie wybudził. Pani doktor dokonuje dokładnego przeglądu.
- Psy też powinny raz na pół roku mieć robiony przegląd uzębienia - mówi. - Ostatnie lata przyniosły szalony postęp w dziedzinie stomatologii. Usuwanie kamienia jest uznawane za niezbędne dla higieny i zdrowia psa. Dysponujemy specjalistyczną aparaturą, jak w dobrym gabinecie dentystycznym. Robimy wyciski, uzupełniamy ubytki - czyli plombujemy zęby, zakładamy korony. I mamy pacjentów.
Przychodzi suka do doktora
- Wizyta, badanie kliniczne, podanie leku kosztuje w granicach 20 złotych - informuje doktor Tomasz Balak. - Leczenie średniej wielkości psa z podaniem antybiotyków przez ok. tydzień będzie właściciela kosztować ok. 100 zł, choć przy prostych lekach - taniej. Za każdym razem zwierzę jest badane i oglądane. Nie tak, jak u ludzi - recepta w łapę i za dwa tygodnie do kontroli. Albo i nie. Mamy ciągły ogląd sytuacji, na bieżąco kontrolujemy efekt kuracji.
Za zabieg chirurgiczny tu się płaci w granicach 200 złotych.
Pani Maria Pakuła od lat ze swoim psem chodzi do lek. wet. Jana Nowickiego.
- 9 lat temu Cora zachorowała na nosówkę i ten lekarz ją z choroby wyciągnął. Od tej pory jest pod jego stałą opieką. Nigdy nie odmówił przyjęcia psa, nigdy nie odmówił wizyty do domu. Myślę, że tacy właśnie są weterynarze. Często bardziej wrażliwi na cierpienie zwierząt, niż lekarze medycyny na cierpienia ludzi.
Pan Stefan Sawicki, który do weterynarza przyszedł z kotem, powiedział wprost:
- To jedyni lekarze, którzy nie biorą łapówki. Tu każdy pacjent jest zawsze przyjęty i bez wyciągania ręki po kopertę...
Bez funduszu
Utrzymują się sami. Obywają się bez funduszu zdrowia, rozbudowanych struktur administracyjnych i biurokracji. Za własne pieniądze muszą kupić sprzęt - nieraz bardzo drogi - i wyposażenie. Wykonują skomplikowane badania, zabiegi, operacje. Są elastyczni. Wielu spośród nich bierze za usługę tyle, na ile - według ich oceny - stać właściciela zwierzęcia. Dyżurują całą dobę i, zerwani w środku nocy ze snu, nie robią łaski.
Zmienić lekarza?
Przełożenie nie jest proste, choć, oczywiście, można sobie teoretyzować.
• Czy zrobiłby pan zdjęcie rentgenowskie człowiekowi? - pytam doktora Silmanowicza?
- Nie, nie - pada odpowiedź. - Ten aparat nie jest przystosowany, ma nieco inne parametry.
- Czy uzupełniłabym ubytek w zębie człowieka? Ach nie, choć teoretycznie wiem, jak to się robi. Przecież psom leczę zęby, a struktura ludzkich nie jest mi nieznana - śmieje się doktor Polkowska.
Każdy z lekarzy weterynarii, pytany o możliwość leczenia ludzi, jak ognia unika odpowiedzi jednoznacznej. Zasłaniają się niedostosowaniem aparatury, innymi wskaźnikami, a nawet różnicą normalnej temperatury u psa i człowieka. Wygląda na to, że nie chcą wkraczać w kompetencje medycyny człowieka, choć teoretycznie na pewno mogliby. I w dodatku byliby o wiele tańsi niż lekarze medycyny. Wystarczy porównać ceny niektórych usług:
Pies Człowiek
Usg 40 zł 80 zł
Rtg 30 zł 40 zł
Endoskopia 100 zł 120 zł
Morfologia 20 zł 15 zł
Analiza moczu 15 zł 14 zł
Usunięcie kamienia nazębnego 80 zł 70 zł
Plomba od 50 zł od 80 zł
Korona od 90 zł 450 zł
Usunięcie zęba od 40 zł od 80 zł
Maria Dobosiewicz
Serce rośnie i włosy stają dęba...
Od kilkunastu lat ONI (wszelkiej barwy i farby politycy i eksperci z bożej łaski oraz medyczne lobby) eksperymentują na nas, ludziach skazanych na korzystanie ze świadczeń nieudolnie zarządzanej i marnującej ogromne społeczne pieniądze tzw. publicznej służby zdrowia, osiągając coraz bardziej opłakany skutek - i wciąż kary na nich nie ma! Czy ujmą byłoby dla nich pójść do dawno sprywatyzowanych lecznic weterynaryjnych, gdzie pracują mądrzy ludzie, którzy wiedzą, jak właściwie zorganizować robotę i jak należy traktować pacjentów? Którzy leczą skutecznie, niedrogo, w swoich (lub dzierżawionych) lokalach, przy użyciu własnego - a nie zakupionego z budżetu czy darowanego przez Owsiaka - sprzętu lekarskiego. Może podpowiedzieliby tym nieudacznikom, jak z sensem zabrać się za leczenie ludzi?
Wiem - to walenie głową w mur. ONI do nikogo po dobrą radę nie pójdą. Nie jest przecież w ich interesie likwidować socjalistyczne stosunki pracy, którymi mogą majstrować zajmując wygodne, doskonale opłacane stołki w przeróżnych pasożytniczych tworach i nowotworach, ubogaconych buńczucznymi przymiotnikami w rodzaju: Narodowy, Fundusz, Zdrowie, Ministerstwo itp. Wielu prominentom i decydentom w lekarskich fartuchach też nie byłoby na rękę rozstanie się z państwową, drogą aparaturą, w którą wyposażone są co nowocześniejsze szpitale, a dzięki której, zajmując państwową posadę, tak pięknie można uprawiać prywatną praktykę... Tak więc agonia trwać będzie nadal. Chyba że...
Czas na rozwiązanie radykalne i rozsądne, choć, jak sądzę, wielu może nieco szokujące. Ale skoro dwunożnych pacjentach praktycznie ostatnia różnica między medycyną a weterynarią została już zatarta (i tu, i tu o celowości, metodach, przebiegu leczenia w przeważającej mierze decyduje ekonomia - w skrajnych przypadkach zwierzęta kieruje się na rzeź, a ludzi skazuje na powolne umieranie, bo nie ma za co ich leczyć) to skończmy z obłudą i niezrozumiałymi uprzedzeniami - pozwólmy lekarzom weterynarii leczyć ludzi! Oczywiście, nie od dziś, czy już od jutra; trzeba zmienić prawo i zorganizować specjalne studia. Myślę, że dodatkowy rok, góra dwa zajęć dla absolwentów Wydziałów Medycyny Weterynaryjnej plus praktyka w "ludzkiej” klinice w zupełności wystarczą. Proszę mi wierzyć: leczenie zwierząt jest o wiele trudniejsze niż państwu wmawiają, a świnia (bez obrazy - piszę poważnie) pod względem budowy anatomicznej jest bardzo podobna do człowieka...
Władysław Styrczula