Gotowy jest plan przygotowania miasta na zmiany klimatyczne wiążące się z dłuższymi falami upałów, wichurami oraz ulewami i powodziami miejskimi. Za najbardziej zagrożone tereny uznano centrum oraz Czuby, Wieniawę i część Czechowa Południowego.
– Upały, susze, intensywne opady deszczu, wiatry i burze coraz częściej oddziałują na miasto i jego mieszkańców, stanowiąc poważne zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania Lublina – czytamy w raporcie ogłoszonym przez Ratusz. Jego autorzy przypominają m.in. zeszłoroczną wichurę, która bardzo brutalnie obeszła się z drzewami w Ogrodzie Saskim. Przywołują też obrazy skrzyżowań pozalewanych wskutek tzw. powodzi miejskich, których mieliśmy w ostatnich siedmiu latach aż kilkanaście. – Należy oceniać, że zagrożenie powodziami nagłymi na obszarze Lublina jest wysokie.
Ma być gorzej
– Przewiduje się, że skutki zmian klimatu będą narastać. Prognozy klimatyczne wskazują na wzrost liczby dni upalnych i gorących – stwierdzają autorzy dokumentu. Czy gorące lato nie jest raczej powodem do radości? W Lublinie niekoniecznie.
– Wartość względnego ryzyka zgonu związanego z dużym stresem ciepła dla mieszkańców Lublina jest wyższa niż średnia krajowa, co sugeruje, że są oni gorzej zaadaptowani do warunków gorąca – czytamy w raporcie. Żar lejący się z nieba może mieć bardzo poważne konsekwencje. – Zwiększenie liczby dni z dużą ekspozycją słoneczną może doprowadzić do zwiększonej zachorowalności na raka skóry i zgonów na czerniaka.
– Zimy będą łagodniejsze, ale nadal występować będą fale mrozów. Według prognoz, szczególnie po roku 2030, wysokość opadów w Lublinie wzrośnie zarówno w skali roku, jak i w poszczególnych miesiącach, zwłaszcza w chłodnej porze roku - czytamy w raporcie.
Według prognoz klimatycznych coraz więcej ma być w Lublinie dni z opadami oraz dni, w których opady będą bardzo obfite. – Będzie to skutkować coraz częstszymi podtopieniami, a także gwałtownym przyborem wód w rzekach i powodziami – przestrzegają eksperci.
Zdrowiu mieszkańców mogą zagrażać również zanieczyszczenia powietrza. Do nich jeszcze wrócimy.
Mają trudniej
Najbardziej wrażliwi na zmiany są starsi mieszkańcy Lublina, choćby dlatego, że gorzej od młodych ludzi znoszą upały, a złamanie kości na oblodzonej nawierzchni jest dla ich organizmu większym obciążeniem.
Ponieważ społeczeństwo nam się starzeje, to osoby po 65. roku życia będą stanowić coraz większy odsetek lublinian. – Stan zdrowia mieszkańców Lublina powyżej 65 roku życia jest na ogół zły, a wśród ich schorzeń dominują m.in. choroby kardiologiczne i pulmonologiczne. Jedną z najważniejszych przyczyn zgonów w ostatniej dekadzie były choroby układu krążenia – piszą autorzy raportu. Zalecają też władzom miasta, aby zabiegały o stworzenie w Lublinie oddziału geriatrycznego przy jednym ze szpitali, a w tym przypadku Ratusz może tylko „zabiegać”, bo nie podlega mu żaden szpital. Coraz trudniejsze będzie także życie alergików, bo okres wegetacji roślin będzie się wydłużał, przez co pyłki roślin dłużej będą się utrzymywać w powietrzu, powodując katar sienny i łzawienie oczu.
Astmatykom i osobom starszym doskwierać będą nasilające się zanieczyszczenia powietrza. To samo dotyczy małych dzieci, których układ oddechowy nie jest jeszcze w pełni ukształtowany.
Dzielnice ryzyka
Okazuje się również, że pewne części Lublina są bardziej od innych podatne na zagrożenia związane ze zmianami klimatu. – Bardzo wysokie ryzyko odnosi się przede wszystkim do centralnej części miasta ze zwartą zabudową staromiejską, intensywną zabudową kwartałową i zabudową blokową Śródmieścia – czytamy w raporcie, w którym jako obszary dużego ryzyka wskazano również Czuby, Wieniawę i częściowo Czechów Południowy oraz tereny intensywnej zabudowy jednorodzinnej: Dziesiątą, Sławin, Sławinek i część Konstantynowa.
Jak sobie radzić?
Właśnie na to pytanie starają się odpowiedzieć autorzy „Miejskiego Planu Adaptacji”, którego projekt właśnie został ogłoszony przez Ratusz.
– Plan wskazuje działania prowadzące do ograniczania negatywnych konsekwencji zmian klimatu – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta miasta.
Dokument powstał dzięki współpracy z ekspertami Ministerstwa Środowiska. Do czego nam jest potrzebny? – Będzie podstawą do pozyskiwania pieniędzy na dalsze działania – stwierdza rzeczniczka Ratusza. Mając gotowy plan, władze miasta będą mogły zabiegać o fundusze z Unii Europejskiej, która coraz więcej pieniędzy ma przeznaczać na działania związane ze zmianą klimatu.
Potrzeba zieleni
Jednym z zaleceń zawartych w raporcie jest troska o to, by w mieście było jak najwięcej zieleni. – Ważne jest tworzenie terenów zieleni dających schronienie mieszkańcom i zwierzętom w ekstremalnych warunkach klimatycznych – czytamy w „Miejskim Planie Adaptacji”. Jego autorzy podpowiadają m.in. utworzenie parku na Błoniach oraz ochronę najcenniejszej części górek czechowskich. Twierdzą również, że należy stworzyć połączenia między Starym Gajem, parkiem Ludowym, parkiem Akademickim oraz planowanym parkiem Nadrzecznym. Zwracają przy tym uwagę, że konieczne jest także wyposażenie terenów zielonych w ławki, altany oraz poidełka i że potrzeba zacienionych placów zabaw.
Ponieważ nie wszędzie można urządzić park, eksperci zalecają tworzenie w śródmieściu łąk kwietnych, proponują ogrody deszczowe (jeden z nich przy Głębokiej) oraz takie rozwiązania jak zielone ściany budynków i dachy.
Lublinowi zalecono również przemyślane planowanie zieleni wzdłuż ulic, aby dawała cień i chroniła przed wiatrem, ale nie była jednocześnie zagrożeniem. Dlatego gatunki łamliwych drzew miałyby być sukcesywnie zastępowane bardziej wytrzymałymi. W raporcie możemy przeczytać, że szpalery drzew powinny być utworzone na całej długości ul. Jana Pawła II.
Ratusz zapewnia, że już zaczął opracowywać „Standardy zieleni miejskiej”. – Dokument wskaże warunki techniczne sadzenia roślin i wytyczne dotyczące jakości zieleni, w tym dobrze znoszącej warunki miejskie oraz odpowiedniej pod kątem absorpcji zanieczyszczeń powietrza – zapowiedział w środę Urząd Miasta. Dokument ma być ściągawką dla wszystkich, którzy chcą cokolwiek posadzić, zarówno dla spółdzielni mieszkaniowych, jak też firm.
Nie bójmy się rzek
Lublin ma to szczęście, że nie musi się specjalnie obawiać powodzi spowodowanych przez swoje rzeki, chociaż są pewne tereny, gdzie takie ryzyko istnieje.
Największa z rzek, Bystrzyca, jest względnie ujarzmiona. – Na większości przepływającego przez miasto odcinka jest obwałowana – uspokajają autorzy raportu. Podkreślają, że woda powinna się zmieścić między wałami nawet w przypadku powodzi mogącej się zdarzyć raz na 200 lat. Byłoby idealnie, gdyby nie pewien odcinek, gdzie problemem będzie już tzw. powódź 10-letnia, czyli mogąca się przytrafić statystycznie raz na 10 lat. To okolice ul. Koło i Romera, gdzie zabezpieczenia uznano za niewystarczające.
– Także w rejonie ul, Dzierżawnej, Wapiennej i dzielnicy Za Cukrownią występują lokalne podtopienia zabudowy mieszkaniowej w okresach powodziowych, związane z wysokim poziomem wód gruntowych i brakiem możliwości odprowadzenia wód opadowych z rejonu tych ulic do rzeki na skutek wysokiego stanu wody w międzywalu – ostrzegają eksperci.
Niedocenianym przez wielu mieszkańców problemem może być dolina Czerniejówki między ul. Dywizjonu 303 a ujściem do Bystrzycy. Rzeka ma tutaj bardzo mało miejsca na swoje ewentualne kaprysy.
Widać to doskonale, jeżeli staniemy na moście, którym przebiega ul. Fabryczna, spojrzymy między zabudowania ul. Kościelnej i ruszymy nieco wyobraźnią. – Szerokość pozostawionego pasa zieleni wraz z korytem rzeki wynosi od 12 do 20 m. Zagrożona zalaniem jest w tym odcinku zarówno zabudowa mieszkaniowa, jak i usługowa – zauważają eksperci.
Z lektury raportu jednoznacznie wynika, że bardziej powinniśmy się obawiać tzw. powodzi miejskich, czyli spowodowanych przez ulewy, a nie rzeki.
Gorsza woda z nieba
Jednym z większych problemów jest to, że deszczówka w Lublinie nie ma zbyt wielu okazji do wsiąkania w glebę, dlatego podczas nawalnego deszczu bardzo duża część wody spływa na niżej położone tereny, powodując lokalne podtopienia. Z raportu wynika, że rozbudowa kanalizacji burzowej jest potrzebna, ale nie może być jedynym rozwiązaniem.
Eksperci wprost radzą, żeby w miarę możliwości zatrzymywać wodę w mieście, pozwalając jej wsiąkać w grunt. Choćby dlatego, żeby nie zabrakło nam kranówki, bo nasze wodociągi nie czerpią jej ani z rzek, ani z zalewu, tylko ze studni głębinowych. To dobrze, bo nasza kranówka może śmiało konkurować z popularnymi wodami w butelkach, ale... – W Lublinie system zaopatrzenia w wodę jest podatny na susze, zwłaszcza kiedy towarzyszą im wysokie temperatury. Związane jest to ze zwiększonym zużyciem wody w okresie upałów i suszy – czytamy w opracowaniu.
Jak zatrzymać wodę w mieście? Tworząc np. wspomniany ogród deszczowy przy Głębokiej. Ale to tylko jeden z pomysłów. Innym jest wykonanie tzw. niecek chłonnych, czyli niewielkich obniżeń terenu porośniętych roślinnością, gdzie woda może powoli wsiąkać w grunt. Ułatwieniu takiego przepływu miałaby służyć również wymiana nawierzchni parkingów na przepuszczalne. Także drogi dla rowerów, poza zabytkowymi ulicami, miałyby być wykonywane z nawierzchni przepuszczającej wodę do gleby.
W raporcie mowa również o zbiornikach retencyjnych na rzekach, przede wszystkim na Czechówce w rejonie al. Solidarności i al. Sikorskiego oraz na Czerniejówce w dzielnicy Głusk.
Czym oddychamy
– W Lublinie występują problemy związane z podwyższonymi stężeniami zanieczyszczeń kancerogennych – czytamy w raporcie. – Najbardziej szkodliwe są pyły drobne, które wnikając do organizmu powodują nasilony kaszel, trudności z oddychaniem, chroniczny bronchit, pylicę, osłabienie czynności płuc.
Eksperci proponują, by w uczęszczanych miejscach pojawiły się tablice informujące o aktualnych zanieczyszczeniach powietrza. Urząd Miasta już się za to zabrał. – Bierzemy pod uwagę już istniejące wyświetlacze na przystankach – potwierdza Marta Smal-Chudzik, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska. W ciągu dwóch tygodni powinno być wiadomo, czy obok informacji o tym, za ile minut przyjedzie autobus, będą także informacje o przekroczeniu dopuszczalnego poziomu zanieczyszczenia powietrza.
Autorzy raportu zwracają też uwagę na tereny, poprzez które napływa do miasta świeże powietrze z otwartych przestrzeni. Sugerują wręcz „eliminację istniejących i niedopuszczanie do wprowadzania nowych barier” utrudniających swobodny przepływ powietrza „na terenach tworzących system przewietrzania miasta”.
Wśród zaleceń zawartych w „Miejskim Planie Adaptacji” jest również wymiana pieców i kotłów węglowych na inne źródła ciepła, mniej uciążliwe dla środowiska, np. ogrzewanie elektryczne, gazowe, czy przyłączenie do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Urząd Miasta już teraz dopłaca zainteresowanym mieszkańcom do zmiany systemu ogrzewania, pokrywając połowę kosztów takiej operacji. W przyszłym roku zamierza wydać na ten cel milion złotych. Problemem jest również to, że w piecach wciąż wolno spalać miał węglowy, bo polskie władze nie zakazały jego używania. – Mieszkańcy muszą pamiętać, że wybierając najtańsze paliwo, przyczyniają się do pogorszenia powietrza, którym oddychają – podkreśla prezydent Krzysztof Żuk.
Mniej spalinowych
Oczyszczeniu powietrza miałaby też sprzyjać zmiana nawyków komunikacyjnych, głównie odejście od samochodów na rzecz komunikacji miejskiej, rowerów i spacerów.
Po części miałaby to być zmiana wymuszona ograniczeniami we wjeździe do centrum (zwłaszcza w przypadku alarmów smogowych) i wyznaczaniem buspasów (niekoniecznie stałych, również czasowych). Ale do porzucenia samochodu miałoby nas również zachęcać usprawnienie komunikacji miejskiej, zwiększenie liczby stacji Lubelskiego Roweru Miejskiego, czy też rozwój dróg rowerowych, by stworzyły one spójną sieć.
Nawierzchnie dróg dla rowerów miałyby być wykonane z materiału, który nie tylko przepuszcza wodę do gruntu. - Wprowadzona będzie nawierzchnia nietoksyczna, trwała, odporna na mróz i sól drogową, zmniejszająca niebezpieczeństwo poślizgu podczas gołoledzi i uniemożliwiająca jej zarastanie przez rośliny - czytamy w raporcie.
Nie ma tego złego...
Zmiany pogodowe mają też swoje dobre strony. Chociażby łagodniejsze zimy, mniej przymrozków, coraz rzadsze i coraz krótsze fale mrozów, a co za tym idzie mniejsze wydatki na ogrzewanie domów, na odśnieżanie ulic i naprawę jezdni uszkodzonych przez zimę, mniej będzie zgonów spowodowanych mrozami, mniejsze ryzyko odmrożenia palców.
Wszystko wskazuje na to, że wydłuży się również sezon rowerowy, dzięki czemu więcej godzin spędzimy w ruchu, a mniej w samochodzie, co może korzystnie wpłynąć na zdrowie oraz zmniejszyć stężenie samochodowych spalin w powietrzu. Dzięki wydłużeniu okresu wegetacji roślin, działkowcy będą mogli więcej czasu spędzić na grządkach, a ich uprawy mogą być bardziej udane. Dotyczy to zresztą nie tylko działkowców, bo w Lublinie nadal jest dużo gospodarstw rolnych.
Dłużej potrwa również sezon budowlany, co powinno przyspieszyć wiele inwestycji. Silne nasłonecznienie może ułatwić produkcję energii przy pomocy paneli fotowoltaicznych.
Co Ty na to?
Jako jedną z największych korzyści wymieniono również to, że mieszkańcy będą coraz bardziej świadomi zmian i coraz więcej osób może poczuć potrzebę włączenia się w działania mające przygotować Lublin na nową pogodę.
Zacząć można już dzisiaj, bo do 29 listopada Urząd Miasta czeka na sugestie w sprawie „Miejskiego Planu Adaptacji”. Wszelkie uwagi można przesyłać pocztą tradycyjną (Wydział Planowania, ul. Wieniawska 14, 20-069 Lublin), pocztą elektroniczną (konsultacje@lublin.eu), poprzez formularz na stronie internetowej 44mpa.pl/lublin lub osobiście w jednym z Biur Obsługi Mieszkańców (ul. Filaretów 44, Jagiełły 10, Kleeberga 12a, pl. Łokietka 1, Pocztowa 1, Szaserów 13/15, Wieniawska 14, Żywnego 8).
Po zebraniu uwag od mieszkańców i ewentualnych poprawkach „Miejski Plan Adaptacji” trafi do zatwierdzenia przez Radę Miasta.