"Nasi w Zachęcie!. Ta wiadomość zelektryzowała środowisko artystyczne.
"Malarstwo polskie XXI wieku" - tak nazywa się wystawa w stołecznej Zachęcie, która wystartowała tuż przed świętami. i nazwa, i miejsce to nobilitacja dla kazdego artysty. Zwłaszcza młodego.
Na wystawę zaproszono trzech artystów związanych z Lublinem: Kamila Stańczaka i Michała Stachyrę, absolwentów Wydziału Artystycznego UMCS i Tomasza Kozaka. Ten ostatni, choć skończył warszawską ASP, to teraz wykłada na lubelskiej uczelni.
Fuks czy piedestał
Michał Stachyra też się zastanawia, czy to ma jakieś znaczenie dla jego twórczości. Albo raczej dla przyszłości.
- Ostatecznie to, czy się będzie artystą zależy od twórczości, a nie od Zachęty - sceptycznie ocenia Stachyra. - Ja uważam, że się dobrze pokazaliśmy. Ale wiadomo, wśród tych 65 twórców niektóre nazwiska są już dobrze znane, a inne na potęgę promowane. Wystarczy przeczytać recenzje w prasie, które właściwie ograniczają się wciąż do tych samych artystów. Ostatecznie to krytycy wynoszą kogoś na piedestał, albo skazują na milczenie.
Centrum konserwy
Dla jednych narodowa galeria jest artystrycznym Parnasem, dla innych centrum konserwy, dla innych Parnasem. Ale dla niektórych tylko sprawdzianem.
- Mnie to mało ekscytuje - dodaje Stachyra. - Ale to działa na wyobraźnię ludzi. Jak im mówię, że wystawiam w Zachęcie to dla nich ma znaczenie prawie magiczne.
- A j, mimo wszystko, czułbym pewną zazdrość, gdyby mnie nie wybrali - przyznaje się Stańczak.
Pupa artysty
Obecnie mówi się, że przebywa na artystycznej misji w... Iraku (?!).
Wszystko w imię sztuki. Jego kolejne wcielenia wymagają dostosowania ciała, wyglądu, formy bycia i psychicznej przemiany do pełnionej funkcji. W programie "Number one" wystąpił w czarnych stringach. Ostatecznie wybierając najbardziej przystojnego trzeba wiedzieć, czy ma ładną pupę.
- To było bardzo ciekawe doświadczenie - śmieje się. - Zrobiłem to dla dowcipu i dla projektu. Chciałem sprawdzić, czy mam dystans do siebie oraz; czy mam odwagę.
Żartuje, że oparł się skutecznie naporowi "kochających inaczej".
- Jestem w stałym związku z dziewczyną. To zresztą ona te zdjęcia opracowała technicznie.
Artysta z prowincji
Kamil Stańczak mieszka w Puławach. Twierdzi, że nikt nie ma prawa mówić artyście, co ma robić. Dla niego istnieje jedyne kryterium: własnych poszukiwań i szczerości. Najgorzej, mówi, gdy artysta ulega; poddaje się presji, albo robi chałtury na zamówienie. Albo tylko dlatego, że taki jest trend.
Chyba, że tworzenie pejzażyków i portrecików sprawia mu przyjemność. - inna sprawa, że ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że ma pracę. Jestem świadomy tego komfortu - zapewnia. - Mieszkam sobie w Puławach, mieście w którym niewiele się dzieje, co ma plusy i minusy. Minus to brak obcowania z wydarzeniami ważnymi. Tego brakuje. Plusy to brak wpływów i nacisków, samodzielność, wyciszenie.
Jego ostatnia wystawa w lubelskiej Galerii Białej "Następny proszę” to metaforyczne przedstawienie kolejki, zbudowanej z różnych wizerunków: od zwierząt poprzez postacie osób często z minionych epok, po futurystyczne wyobrażenia robotów i monstrów.
Maszyna do malowania
- Nie ma prostej odpowiedzi - stwierdza Stańczak. - Jest wiele sztuk: ludowa, użytkowa... nie da się tego zmierzyć, ani zwarzyć.
W Zachęcie prezentowana jest jego praca trójwymiarowa: maszyna do malowania.
- Trzeba było ją wymyślić, wykonać, włożyć w jej stworzenie więcej serca niż w malowanie obrazu - wyjaśnia Stańczak. - To też moje dziecko.
Zarzuty, że bardziej stał się konstruktorem niż artystą, Stachyra odpiera. - Stawiam je nawet wyżej, niż obrazy, jakie namalowałem - podkreśla.
Edukacja dla mas
Michał Stachyra przyznaje się, że długo nie interesował się sztuką współczesną. Dopiero gdzieś na drugim roku studiów ją zrozumiał. - A w Lublinie, poza Galerią Białą i czasem BWA właściwie nic się nie dzieje.
W Zachęcie prezentowano jego film, a właściwie pastisz pt. "Lekcja malowania".
- W telewizyjnej trójce prezentował się taki pan, który uczył malować akwarele - wyjaśnia powstanie filmu. - Ja sam wiele lat uczyłem się i malowałem tą techniką. I podchodziłem do sprawy bardzo poważnie. A tu gość ma przez 15 minut nauczyć widza, jak namalować dzieło. I widz nabiera przekonania, że to po prostu bułka z masłem.
Stachyra nakręca krótki, prześmiewczy film. Oczywiście występuje w roli głównej, a wszystko dzieje się na żywo.
- Nie śmieję się z widza, który to ogląda, ale chcę pokazać, że sztuka to coś więcej niż kartka papieru i facet z telewizji.
Wrażenia
Czy wystawa w Zachęcie coś zmieni? Wypromuje go?
Michał milczy dłuższą chwile i wreszcie odpowiada tak:
- Poszedłem zobaczyć, jak film jest wyświetlany. W jednej z sal, obrazy, dużo ludzi, mikropłaszczyzna dla filmu i zero dźwięku. A przecież głos był najważniejszy. Szybko wyszedłem. Zwróciłem uwagę, żeby to poprawili, ale usłyszałem tylko, że Zachęta nie ma głośników i raczej nie będzie...
- Było specyficznie - określa to Kamil Stańczak. - Tłumy ludzi, a ja czułem się zupełnie anonimowo. To bardziej była impreza masowa, a nie wernisaże, do jakich przywykliśmy.