Rozmowa z Bogdanem Toszą, reżyserem
– W istocie rzeczy bohaterowie werońskiej opowieści są bezimienni, bo imię ich jest i ty, i ja. I wszyscy, co niegdyś kochali i kochają jak oni, tęsknili i tęsknią. Jutro na scenie Teatru Osterwy Romeo i Julia zapłacą najwyższą cenę za swoją miłość. Zginą, by złożyć ofiarę za waszą miłość – mówi Bogdan Tosza, reżyser przedstawienia. Ten spektakl jest talizmanem, który ma niezwykłą moc. Tym, u których miłość weszła w fazę chłodu, przywraca żar uczuć. Tym, którzy w miłości trwają, pozwala ją umocnić. Tym, którzy o miłości marzą, pozwoli ją znaleźć...
• To, co jutro zdarzy się na scenie lubelskiego Teatru Osterwy, zdarzyło się we Włoszech. W Weronie?
– Ponoć kochankowie, których historię przedstawił Szekspir, pochodzili z Sieny. Nosili imiona Gianonza i Mariotto. W 1525 r. Luigi Porto w „Świeżo znalezionej historii dwojga szlachetnych kochanków” akcję swojego opowiadania przeniósł do Werony i nadał bohaterom imiona Giulietty i Romea.
• Odtąd do Werony, do wyimaginowanego domu Julii Capuletti, pielgrzymują ci, których Amor ugodził swoją strzałą. Jest nawet pomnik smukłej nastolatki, przypominajacy pokoleniom zakochanych o kruchości losu...
– Tak naprawdę niewiele wiemy o bohaterach Szekspira. Podobnie, jak mało wiemy o samym Szekspirze. Jedni twierdzą, że gdy pisał tragiczną historię miłości Julii i Romea, miał 30 lat. A więc pierwsze namiętności musiał mieć za sobą. Inni są przekonani, że Szekspir był... kobietą. Niewiadomych jest wiele.
• Jakim miastem była Werona?
– W Toskanii jest nieduże miasteczko San Giminiano, kiedyś otoczone 36 wieżami obronnymi. Dziś tych wieży jest mniej, ale i tak widać je z sąsiadujących miasteczek. Wieże były informacją dla przeciwników: oto, jak umiemy się bronić, jak będziemy się bronić. Wieże były wyzwaniem dla innych miast, więc mieszkańcom San Giminiano wciąż je burzono. A oni wciąż je wznosili. Mówię o tym, żeby pokazać, że za każdym postępowaniem mieszkańców ówczesnych Włoch kryła się pasja do walki, bójki, zwady. Gdyby to przełożyć na dzisiejszy czas, to najlepiej odwołać się do fanatyzmu kibiców piłkarskich poszczególnych klubów. W takim zaangażowaniu, w takiej pasji, w takiej atmosferze rozgrywa się w Weronie historia miłości Romea do Julii. W tle tej miłości cały czas bije puls niezgody i nienawiści, od pokoleń trawiący dwa stare rody.
• Kim są Julia i Romeo?
– Pochodzą z wysokich rodów. Żyją na wysokiej stopie. Biorą udział w życiu towarzyskim. Chodzą na bale, na których gromadzi się śmietanka towarzyska Werony. Na jeden z takich bali, który odbywa się dokładnie 14 lipca, przychodzi Romeo z kolegami. Kiedy Tybalt, bratanek pani Capuletti oburzy się na obecność Romea, którego nawet imienia nie wymieni („Ojcze, jest tu jeden z nich”) ojciec Capuletti powie: „Młody Romeo, znany z przyzwoitości, wszyscy go w Weronie lubią”. A jednak oba rody się nienawidzą.
• Czy wiemy, o co poszło?
– Nikt nie wie. W kwestii księcia słyszymy: „Już nikt nie pamięta, o co poszło, a wy do dzisiaj się kłócicie”. Dziś tylko jeszcze na wsi możemy zobaczyć takie spory.
• O której zaczyna się akcja „Romea i Julii”?
– W pierwszej scenie Benvolio proponuje, żeby z Romeem pójść na obiad. – Która godzina? – pyta. – Dziewiąta? Myślałem, że już południe.
Więc akcja zaczyna się w okolicach drugiego śniadania.
• Zaczyna się od czego?
– Na ulicy słudzy obu rodów szukają ze sobą zwady i znajdują ją. W tę zwadę angażuje się Benvolio, przyjaciel Romea i Tybalt, bratanek pani Capuletti. Obaj są sierotami. Być może ich rodzice poginęli w walkach od sporów. W tę awanturę ingeruje książę i łagodzi pierwszy spór.
• Wróćmy do głównych bohaterów. Jaką dziewczyną była Julia? Blondynką, brunetką?
– Jej wygląd da się odtworzyć tylko w jeden sposób – trzeba w Wenecji, Florencji czy Rzymie iść do galerii i zobaczyć malarstwo z tamtego okresu. Na jego podstawie możemy wyobrazić sobie, jak musiała wyglądać młodziutka Julia.
• Jak pan sobie wyobraził Julię?
– Gdy przystępowałem do pracy nad lubelską inscenizacją, wiedziałem o Julii trzy rzeczy. Że musi być brunetką. Że w teatrze musi być debiutantką. Że powinna mieć ostry, włoski temperament. Spełniło się potrójnie.
• Czym się objawia w dramacie włoski temperament?
– Julia wie, że chce mieć chłopaka. Żadnych wzdychań. Wie, że jest zakochana. Po pierwszej scenie balkonowej wraca i mówi do Romea: – Słuchaj, jeśli masz poważne zamiary, jutro o dziewiątej w kościele. Załatwisz to? On mówi: – Tak. Zatem to ona układa plan. Wie, czego chce.
• Jaki jest Romeo?
– Zdecydowanie starszy. Julia ma 14, on co najmniej 20. Z całą pewnością nie z Julią przeżywa inicjację. Jest znany w Weronie z tego, że się nie bije. Być może jest poetą, bo potrafi pięknie rozmawiać z kobietą. Poza tym, jak każdy wykształcony chłopak z wysokiego rodu, jeździ konno, umie się fechtować. Jest bardzo lubiany przez przyjaciół. Nie ma wrogów. Być może jest pod wielkim wpływem ojca Laurentego, zwolennika św. Franciszka.
• Co jeszcze można powiedzieć o kochankach?
– Romeo jest późnym dzieckiem niemłodych rodziców. Julia jest wczesną córką młodej matki. Matka Julii mówi do córki w sztuce: „Zaraz, zaraz... Jak ja cię urodziłam, chyba byłam w twoim wieku”. Jak się to przenosi na życie rodzinne? Pan Capuletti jest starszym człowiekiem, ale pani Capuletti ma swoje określone potrzeby. Pan Monteki nie może dogadać się z synem. Ich relacje są trudne. Rodzice do końca nie wiedzą, co dzieje się z ich dziećmi. Być może to jedna z przyczyn tragedii? Jakie to aktualne...
• Aktualne?
– W Katowicach, na dworcu, widziałem taką scenę: w oknie stał wygolony chłopak w wojskowych butach. Po drugiej stronie szyby, na peronie, stała dziewczyna. Trzymali się za ręce i nic nie mówili. Wreszcie gwizdek. Ona mówi: – Powiedz coś! On zduszonym głosem: – Kocham cię... Pociąg ruszył.
Bardzo się cieszę, że Romeo i Julia potrafią powiedzieć więcej. Młodzież potrzebuje ich języka. Potrzebuje punktu odniesienia. Wierzę głęboko, że w przekładzie Barańczaka w kochankach rozpozna siebie.
• Miłość spada na Julię i Romea nagle?
– Jak grom z jasnego nieba. Świat się na sekundę zatrzymuje. Na balu, który miał być pretekstem do zbliżenia Julii i Parysa, kandydata na męża – zdarzyła się zupełnie inna miłość. Trafiło gdzie indziej. Bo prawda jest taka, że miłości nie da się zaplanować.
• Pada ten grom, świat się zatrzymuje. Czy młodzi przypuszczają, że historia może się skończyć tragicznie?
– Nie przypuszczają. Są pełni wiary, że wszystko się ułoży po ich myśli
• Co planują?
– Długie życie, dzieci... A Ojciec Julii ma na żal córki (skąd ma wiedzieć, że to żal po wygnanym Romeo?) jedną receptę: przyspieszyć ślub z Parysem. Laurenty tworzy plan: wypijesz taką truciznę, która cię uśpi na kilkadziesiąt godzin. W tym czasie wszyscy będą myśleć, że umarłaś. Unikniesz ślubu, hańby (Julia ma już tajny ślub z Romeo, więc byłaby to bigamia), ja cię przemycę do Romea do Mantui. Odczekacie. Tu się powie, że cud się zdarzył. Wrócicie i wszystko będzie dobrze...
• ...ale...
– ... ale Romeo miał w Weronie informatorów, którzy nie znali planów Laurentego i donieśli mu, że Julia nie żyje. Inny zakonnik nie zdążył dojechać z listem informującym, bo wybuchła zaraza. Romeo przyjeżdża. Krótki finał. Nie mogło być inaczej. Huragan zdarzeń przynosi tragedię.
• Rozumiem, że Szekspir chciał napisać sztukę o miłości, która ma siłę huraganu. Ale dlaczego nie dał szansy kochankom? Przecież mógł ich uratować!
– Mógł. Ale miał potrzebę historii ekstremalnej. To nie jest tak, że z namiętnej miłości wszyscy wychodzą cało. Zawsze jest ryzyko.
• Co zostało po kochankach z Werony?
– Mit. Odniesienie. Peter Brook powiedział, że są mity twarde i miękkie. Twarde przechodzą, miękkie znikają. Kto chce, może czytać inne książki o tym, jak wygląda szczęśliwe małżeństwo, dzieci innej Julii i innego Romea. O twardym micie celnie mówi Horzyca: bezimienni są w istocie rzeczy ci bohaterowie werońskiej opowieści, bo imię ich jest: i ty, i ja. I wszyscy, co niegdyś, i wczoraj, i dziś, kochali i kochają, jak oni tęsknili i tęsknią...
Nie wiem, czy oglądaliście, panowie, film „Edi”. Tam jest porażająca scena do naszej rozmowy. Siostra mafiosa ma zdać maturę. Edi pomaga jej w przygotowaniach. Mafioso przynosi listę lektur. Dziewczyna jest piękna. Edi czyta jej monolog zrozpaczonego Romea: „Mucha jest lepsza ode mnie. Bo mucha ma prawo usiąść na ręce Julii. Ja – nie!...”. Więc jeżeli mit stworzony przez Szekspira trafił do rzeczywistości z „Ediego”, to czego więcej chcieć?
• Co jeszcze zostało?
– Słowa „Kocham cię”. Najpiękniejsze słowa na świecie, od których ludzie promienieją nawzajem. I obraz dwojga ludzi, którzy potrafią powiedzieć do siebie, jak im jest ze sobą dobrze.
• Jakie przesłanie płynie z pańskiego spektaklu?
– Bardzo proste: warto się zakochać. Warto być w miłości wymagającym. Warto szukać partnera, który jest wymagający. Warto szukać partnera, którego moja miłość podniesie i którego miłość do mnie podniesie mnie.
• Do czego miłość ma nas podnosić?
– Nikt od św. Pawła nie powiedział na ten temat nic lepszego. Ma podnosić nas do cierpliwości, wyrozumiałości, tkliwości, a także odpowiedzialności.
• Co jeszcze jest takiego w cudzie miłości?
– Tylko miłość jest w stanie przełamać w nas egzystencjalną samotność i uczynić nasze życie sensownym. W przeciwnym razie życie nie ma sensu.
• Jutro i każdego następnego wieczoru na widowni zasiądą ludzie szczęśliwi i ci trochę mniej. Pełni namiętności i ci, których miłość weszła w fazę chłodu. Dzieci tych, co okazują sobie miłość i takie, co dawno nie słyszały u rodziców: Kocham cię. Co dostaną od pana i aktorów?
– Zapewniam, ze u wszystkich spektakl obudzi pragnienie miłości i czułości. Albo to będzie przypomnienie miłości i powrót do namiętności, albo narodziny marzenia o miłości nowej. Mocniejszej i silniejszej. Do tej samej albo do innej osoby. Ten spektakl jest talizmanem. Każdy, kto dotknie miłości Romea i Julii, obudzi w sobie wiarę i miłość.
• Gdyby jeszcze nie te śmierci w finale...
– One też są potrzebne. Na tym polega genialna mądrość Szekspira. Romeo i Julia składają na scenie ofiarę za naszą miłość. Za jej przebudzenie. Za jej odzyskanie. Za cud. Nie trzeba jechać do Werony, by w długiej kolejce stać po to, by na moment dotknąć pomnika Julii i poczuć się nieśmiertelnym kochankiem. Nie trzeba wypowiadać zaklęć pod balkonem. Wystarczy być z nami. Jutro, pojutrze...