Czym się różni początek roku od, dajmy na to, środka roku? Poza pogodą to właściwie niczym, ale ludzie robią z tego wielką aferę. Bo początek, bo tyle się zmieni, bo rzucę picie albo palenie, bo coś tam.
Wielkie podsumowania, wielkie nadzieje. Jednym słowem nastrój neurasteniczno-euforystyczny. Było beznadziejnie, będzie cudownie. Czy rzeczywiście?
Czy naprawdę z mojego telewizora znikną kretyńskie programy? Nie będzie już żadnych p... reality show, w których frytki obściskują się z chipsami, a wszyscy tylko czekają, żeby zobaczyć kawałek cycka za barem?
Czy naprawdę nie zobaczę już Wodeckiego Zbigniewa, po którym spływają tony cukru, kiedy prowadzi straszny program „Twoja droga do gwiazd”? Czy nie będę musiał oglądać „M jak Miłość”; serialu tak ponurego, że człowiek, który właśnie wygrał „szóstkę” w totka, po półgodzinie oglądania tych strasznych bliźniaków ma ochotę poderznąć sobie żyły?..
Czy w nowym roku oszczędzone zostaną mi takie chorobliwe rzeczy, jak ślub Wiśniewskiego Michała, ciąża Górniak, zaręczyny tego i rozwód owego? Czy otwierając gazetę nie będę już widział sążnistych artykułów o inteligentnych inaczej polskich gwiazdach sceny i estrady?
Czy w tym 2004 roku posłowie zaczną mniej kraść i kombinować? Albo chociaż rzadziej będą wygadywać bzdury?
Czy w nowym roku ekspedientki, które biorą pieniądze i wydają resztę, przestaną tymi samymi łapkami podawać chleb? Bo wreszcie ktoś im powie, że to nie higieniczne?
Czy w tym, właśnie rozpoczynającym się roku, kiedy usłyszę słowo „szpital”, odruchowo będę sobie wyobrażał kopertę, 5-dniową kolejkę, a na dodatek przypominał sobie film dokumentalny o początkach chirurgii w XVIII wieku?
Czy przestaną mi wrzucać do skrzynki i na wycieraczkę reklamówki i gazetki o promocjach w sklepie? A może w ogóle przestaną robić promocje w sklepach i człowiek będzie mógł zwyczajnie kupić sobie mleko? Bo teraz to trzeba przeciskać się przez tłum oszalałych klientów, którzy okładają się patelniami po głowach, żeby tylko dopchać się do hostessy i spróbować kiełbasy. W promocji, oczywiście.
Czy w tym roku taki np. urząd skarbowy zapomni o moim istnieniu?
Czy polscy żołnierze przestaną robić z siebie pośmiewisko, kiedy w Iraku albo piją, albo strzelają do siebie?
Czy Michnik i Jakubowska przestaną mi ciągle mówić, żebym lubił czasopisma?
Czy komputer będzie mi się rzadziej zawieszał?
A może Internet stanieje?
A może wreszcie będzie lepiej?
PS. A może ktoś mi obieca, że za rok znowu nie powiemy, że 2004 to był taki sobie, ale następny, 2005, to dopiero będzie coś? Bo początek, bo tyle się zmieni, bo rzucę picie albo palenie, bo coś tam...