Spadkobiercy Aleksandra Zamoyskiego uważają, że po wojnie pałac w Kozłówce (dziś muzeum) i jego wyposażenie zabrano im bezprawnie. Dyrektor muzeum argumentuje – zwrot eksponatów oznaczałby śmierć placówki, utratę pracy dla kilkudziesięciu osób. Proces przed lubelskim sądem trwa.
W 1999 roku Andrzej Zamoyski, występując w imieniu spadkobierców Aleksandra Zamoyskiego – ostatniego właściciela Kozłówki, wystosował do Sądu Okręgowego w Lublinie pozew wobec Muzeum Zamoyskich w Kozłówce dotyczący:
„...sporządzenia spisu pozostających w jego dyspozycji rzeczy, należących do spadku po Aleksandrze Zamoyskim...”, „...wydania spadkobiercom Aleksandra Zamoyskiego zbioru rzeczy pozostających w dyspozycji pozwanego...”. „...intencją powoda nie jest odbieranie przedmiotów, których wartość artystyczna kwalifikuje je do ulokowania ich na liście muzealiów, lecz przedmioty te mogą być przekazane Muzeum jako depozyt, czy też z prawem pierwokupu, a równocześnie znaczna część przedmiotów może być zwrócona właścicielom bez uszczerbku dla kolekcji”.
Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił pozew uzasadniając, że Andrzej Zamoyski nie udokumentował, że jest spadkobiercą swego ojca – Aleksandra.
Sprawa wbrew pozorom nie jest prosta i jednoznaczna.
Pozew był zaskoczeniem dla dyrektora i pracowników muzeum. Dlaczego? Nieżyjący już Adam Zamoyski, najstarszy syn ostatniego właściciela – Aleksandra Zamoyskiego – był parokrotnie w Kozłówce i deklarował, że nie rości sobie pretensji do tych przedmiotów, które w pałacu zostały.
Historia najnowsza
W 1944 roku Jadwiga Zamoyska, w obawie przed zbliżającym się ze wschodu frontem, wywiozła do Warszawy najcenniejsze obrazy, meble, biżuterię. To wszystko przepadło w czasie powstania.
Jadwiga i Aleksander Zamoyscy wyemigrowali do Anglii, później do Kanady.
Pałac w Kozłówce w 1944 roku przeszedł na własność państwa. 4 listopada utworzono tu muzeum.
W 1954 roku muzeum zamknięto, a w pałacu zorganizowano Centralną Składnicę Muzealną Ministerstwa Kultury i Sztuki. I jest to bodaj najbardziej „tajemniczy” okres Kozłówki. Część zbiorów i wyposażenia przekazywano rozmaitym muzeom, instytucjom kulturalnym i rządowym. Do Kozłówki trafiały też przedmioty z innych placówek w kraju. Nikt się nie bawił w pokwitowania, spisy inwentarzowe i tym podobną „biurokrację”.
– Pewne osoby, decydujące wtedy o kulturze, przyjeżdżały, wybierały eksponaty i po prostu je zabierały – mówi Krzysztof Kornacki, dyrektor Muzeum Zamoyskich. – Tu była centralna składnica dzieł nie tylko z pałacu, lecz także z całej Polski. Jeszcze 10 lat po wojnie nie było żadnego aktu przekazania. Trudno zatem mówić o sporządzeniu spisu. Oczywiście sami Zamoyscy nie musieli go mieć – dla nich było to po prostu wyposażenie domu, w którym mieszkali.
Dopiero w 1977 roku w Kozłówce ponownie zostało powołane muzeum.
Czyje co jest?
Jak twierdzą pracownicy muzeum, kolekcja, jaka dziś znajduje się w muzeum, jest bardziej wartościowa od tego, co zostawił I ordynat Konstanty Zamoyski. Jednak przyznają, że trzon stanowią zbiory przez niego zgromadzone.
– Sporządzenie spisu, o jakim mowa w pozwie, nie jest proste – powtarza dyrektor K. Kornacki. – W latach powojennych przedmioty wędrowały bez ścisłej kontroli, co dziś po prostu wydaje się nieprawdopodobne. Żądanie, abyśmy to my określili, co Zamoyscy dziedziczą, jest niemożliwe do spełnienia.
Częściową inwentaryzację w Kozłówce rozpoczęto w latach siedemdziesiątych.
– Jest wiele niejasności. Jak, na przykład, traktować przedmioty, które przed wojną były w Kozłówce, po wojnie z niej „wyparowały”, a później, jako muzeum, odkupiliśmy je? – zastanawia się dyrektor. – Są z herbem Zamoyskich. Kto ma do nich prawo? Niektóre rzeczy, należące ongiś do Zamoyskich, kupowaliśmy w ówczesnej Desie, na aukcjach. Część została przekazana z innych muzeów.
Zbiory są stale wzbogacane. Zakupiono cenną kolekcję porcelany, wyroby najlepszej sztuki złotniczej, rzemiosła artystycznego etc. Ostatnim wspaniałym nabytkiem był komplet 661 sztuk sreber.
– Wcale się nie dziwię Zamoyskim, że chcą mieć coś z dóbr należących do rodziny – stwierdza Krzysztof Kornacki. – Jednak to oni powinni wskazać, o co im chodzi. Ale najlepszą formą rozliczenia byłaby jakaś inna forma rekompensaty ze strony państwa.
Dyrektor sobie przypomina, że w niegdysiejszych rozmowach z przedstawicielami rodziny mówiło się o zwrocie pamiątek bardzo osobistych, takich jak np. albumy z fotografiami, listy, przedmioty użytku osobistego, które jeszcze tu zostały, choć – jak twierdzi K. Kornacki – te są z wcześniejszego okresu, ale na pewno ich zwrot nie stanowiłby uszczerbku dla zbiorów.
Spadkobiercy
W połowie stycznia Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił pozew Andrzeja Zamoyskiego. Andrzej z siostrą Jadwigą wkrótce po tym przyjechali do Kozłówki.
W gabinecie dyrektora Kornackiego, pod portretem Stefana Batorego, pijemy herbatę. Jadwiga Zamoyska nie pierwszy raz jest w pałacu rodziców, choć sama urodziła się już w Kanadzie. Andrzej co nieco pamięta. Urodził się w 1938 roku. Dyrektor Kornacki mówi o aktualnie trwających pracach remontowych i konserwacyjnych:
– Malujemy, sprzątamy, chcemy zdążyć przed sezonem, a ten zaczyna się już 1 marca. Mamy zamiar otworzyć sezon „Jadalnią” – zaprezentować zastawiony stół.
– Och, ze stołem to było różnie. Nieraz bardzo skromnie... – wspomina Andrzej Zamoyski. – Z przekazów wiem, że Aniela z Potockich Zamoyska, żona Konstantego, była korpulentna i aby nie kusić jej i nie robić apetytu, jadała kolacje skromne i bez gości.
Rozmawiamy o mizernych nakładach na kulturę i sztukę.
– To dziedziny niezwykle ważne dla rozwoju cywilizacji i dla podtrzymania tożsamości – zauważa Jadwiga Zamoyska. – Szczególnie teraz, kiedy Polska wejdzie do Unii.
Trwa kurtuazyjna rozmowa. Wśród wspomnień Andrzej Zamoyski zachował i to, jak w wigilijny wieczór w salonie zapaliła się choinka.
Zapytany o proces, Andrzej Zamoyski zdecydowanie odsyła do pełnomocnika rodziny Michała Sobańskiego.
Pozew
• Dlaczego sąd oddalił pozew rodziny?
– Ponieważ zaufali adwokatowi, który zawiódł – odpowiada pełnomocnik Zamoyskich, Michał Sobański z warszawskiej agencji „Reprywatyzacja”. – Warszawski mecenas w ciągu trzech lat osobiście ani razu nie stawił się na rozprawie. A powodem oddalenia pozwu było to, że nie przeprowadził postępowania spadkowego po Aleksandrze Zamoyskim na rzecz jego dzieci.
• Andrzej Zamoyski domagał się zwrotu rzeczy, ale nie posiada ich spisu. Żąda takiego inwentarza od muzeum.
– Trzeba pamiętać, że to rodzina zgromadziła zbiory, a nie państwo, które je zagarnęło. Dziś ci, którzy wzbogacali Kozłówkę w dzieła sztuki, wyposażali ją, nie żyją. Trudno aby spadkobiercy, którzy zostali wygnani jako dzieci lub urodzili się za granicą, dysponowali takim spisem.
• Muzeum twierdzi, że sporządzenie listy przedmiotów należących do Zamoyskich nie jest proste
– Nie wierzę, że takiego inwentarza nie ma. Jeśli muzeum nie ma nic do ukrycia, powinno pokazać te księgi, które posiada. Na pewno dyrekcja orientuje się, co do kogo należy. Wiele obiektów jest bezspornych – choćby portrety rodzinne. Zamoyscy nie chcą rozgrabić Kozłówki, zdzierać czegoś ze ścian. Chcą dostać stosowne zadośćuczynienie od państwa polskiego, które pozbawiło ludzi dobytku zbieranego przez pokolenia. Państwo powinno więc przyznać, że coś zostało zabrane z naruszeniem prawa. Dopiero później można zawrzeć consensus dotyczący zbiorów i samego pałacu.
• Dobra kozłowieckie odebrano na mocy dekretu o reformie rolnej z 1944 roku
– Jednak dekret dotyczył gruntów i zabudowań o charakterze rolnym. To oczywiste, że park i pałac nie miały takiego charakteru.
• Czy to znaczy, że w grę może wchodzić też roszczenie co do samego pałacu i parku?
– To możliwe. Na całym świecie osoby prywatne są właścicielami podobnych obiektów i udostępniają zbiory zwiedzającym.
• Utrzymanie pałacu – muzeum to olbrzymi koszt.
– Na Zachodzie państwo to dotuje. Nadszedł czas rozmów na ten temat.
Miejsce pracy
– Nie wyobrażam sobie zwrotu Kozłówki „w naturze” – mówi dyrektor Kornacki. – Przez wiele lat ponieśliśmy olbrzymie nakłady na jej remont i utrzymanie. Założenie ogrzewania, remont kaplicy i budynków przyległych, nowe tynki, dach, woda, kanalizacja, oczyszczalnia etc., etc. to ogromny koszt. Sam remont kaplicy kosztował 700 tys. zł. Wątpię, czy jakikolwiek prywatny właściciel miałby pieniądze na to i na utrzymanie zespołu pałacowo-parkowego. Wzbogaciliśmy też zbiory o cenne przedmioty. Poza tym Kozłówka to miejsce pracy dla 70 osób. To rocznie 200 tys. zwiedzających. Myślę, że trzeba szukać dobrego wyjścia z tej sytuacji.