Milion telewizorów rocznie kupują Polacy i niebawem tyle samo będzie każdego roku trafiać do śmieci. W każdym odbiorniku znajdują się zarówno zabójcze, jak i cenne materiały. Nie ma jednak żadnego programu ich odzysku ani utylizacji. Uczniowie Zespołu Szkół Energetycznych w Lublinie opracowali własną metodę ich recyklingu.
Michał Ciuk i Cezary Orzechowski wybrali, jako temat pracy dyplomowej, „Opracowanie stanowiska do selekcji materiałów z odpadów elektronicznych w aspekcie ochrony środowiska”. Jak wyjaśnia ich nauczyciel, Janusz Palus, chodzi po prostu o rozbrojenie bomby, jaką potencjalnie staje się telewizor wyrzucony na śmietnik.
W każdym odbiorniku znajduje się między innymi kilka gramów trującego związku PCB, substancji tak bardzo niebezpiecznej, że gdy kilka lat temu w północnowłoskim Soveso do środowiska naturalnego przeniknęło jej 2,5 kg, to do tej pory jest to kilkukilometrowy martwy obszar. A jedna z unijnych dyrektyw, dotycząca utylizacji odpadów niebezpiecznych, ma w nazwie określenie Soveso.
Poczciwy z pozoru odbiornik telewizyjny, który w niektórych domach występuje w kilku egzemplarzach, zbudowany jest z wielu różnych elementów. Do ich wytworzenia potrzebne są m.in. związki itru, miedź, stal i szkło. Ze szkłem jest i taki problem, że różne jego rodzaje wykorzystywane są do wyprodukowania kineskopu. Za kilka lat to wyrafinowane urządzenie techniczne będzie w szybkim tempie powiększać
góry niebezpiecznych śmieci.
Dwóch maturzystów z Zespołu Szkół Energetycznych przy ul. Długiej w Lublinie mogło napisać jedną z tysięcy banalnych prac, które co roku powstają w szkołach zawodowych jako warunek zdania egzaminu zawodowego. Postanowili jednak poświęcić czas i energię na stworzenie prawdziwej pracy naukowej o walorach użytkowych. Przewertowali mnóstwo literatury technicznej, aby stwierdzić, że problem odpadów elektronicznych wciąż czeka na rozwiązanie, także na świecie.
Postanowili rozłożyć telewizor na drobne elementy, które można by w miarę sensownie i bezpiecznie zagospodarować. Okazało się, że potrzebne jest do tego jest urządzenie, które najpierw sami muszą stworzyć. Zbudowali więc „antylutownicę” do zgarnięcią cyny.
Część odzyskanych substancji podarowali naukowcom UMCS, za co otrzymali podziękowania od prof. Zbigniewa Hubickiego. Elementy elektroniczne wykorzystają do nauki ich młodsi koledzy ze szkoły. Części metalowe oddali na skup złomu.
Ich praca została doceniona
– zwyciężyli w wojewódzkim Turnieju Młodych Mistrzów Techniki, zostali również wyróżnieni w rywalizacji ogólnopolskiej.
Podczas uroczystego spotkania laureatów olimpiad z lubelskich szkół specjalne podziękowania otrzymali od władz firmy Kom-Eko. Jak zauważył Jacek Goździk, kierownik zakładu oczyszczania, tej cennej pracy nie uda się, niestety, szybko wcielić w życie na skalę masową.
– Chcieliśmy jednak podkreślić wagę problemu i zaangażowanie młodych ludzi w ochronę środowiska – mówi. – To naprawdę niezwykła inicjatywa i jesteśmy pełni podziwu dla uczniów, którzy pokusili się na
rozwiązanie problemu.
Na co dzień zapominamy, że supernowoczesne urządzenia techniczne, w coraz szybszym tempie wypierane są przez jeszcze nowocześniejsze telewizory, komputery, telefony komórkowe itp. Elementy elektroniczne pojawiają się w coraz większej liczbie urządzeń gospodarstwa domowego. Handel oferuję je w coraz niższej cenie – nic, tylko kupować.
A co robić ze zużytymi? Nie wiadomo. Wprawdzie prowadzona bywa, także w Polsce, selektywna zbiórka odpadów, ale tylko tych powszednich, jak folia, papier, szkło. Na Zachodzie pierwszą selekcję odpadków ludzie robią już we własnych domach. Rozumieją, że w ten sposób przyczyniają się do obrony przyrody przed degradacją.
– Jednak o wiele ważniejsza jest ekonomia – uważa Jacek Goździk.– Tam wrzucanie wszystkich śmieci do jednego worka jest po prostu droższe. A u nas odwrotnie – recykling tony śmieci kosztuje 5 tys. zł, a wyrzucenie wszystkiego na składowisko 70 zł.