Rozciągają, podpalają, wywracają i nadgryzają sztucznymi zębami - w taki sposób nad zabawkami „znęcają” się pracownicy Specjalistycznego Laboratorium Badania Zabawek w Lublinie. Najwięcej pracy mają przed świętami.
Co się stanie, gdy na plastikową żabkę zrzucimy ciężki odważnik? Jak długo wytrzyma oko misia ciągnięte metalowym chwytnikiem? Jaka jest energia kinetyczna pocisku z plastikowego pistoletu? Czy wózek dla lalek nie połamie się, gdy „usiądzie” na nim 50 kg?
– Identyczne badania, jakie tu wykonujemy, przeprowadzane są w całej Unii Europejskiej – tłumaczy nam Anna Kozak, naczelnik Laboratorium w lubelskim Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Testy są różne. Sprawdzamy m.in. wytrzymałość zabawek. W przypadku zabawek, do których dzieci mogą wejść - np. namiotów oraz strojów karnawałowych - sprawdzamy ich łatwopalność.
Przeprowadzane są też badania akustyczne. Dotyczy to nie tylko zabawek wydających dźwięki z bateriami. Mowa także o grzechotkach, czy samochodzikach turlających się po podłodze. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy wydawany przez nie dźwięk nie jest zagłośmy i czy nie może uszkodzić delikatnego słuchu dziecka.
– Są też badania chemiczne dotyczące migracji pierwiastków z zabawek. Mówiąc prościej chodzi o sprawdzenie, czy jeśli jakiś element zabawki zostanie przez dziecko polizany lub połknięty, to nie zaszkodzi organizmowi – dodaje Anna Kozak.
Zabawka w laboratorium
W ten sposób każdego roku w lubelskim Laboratorium sprawdzane jest 300-400 zabawek oraz wózki dziecięce, nosidełka, rowerki, leżaczki, czy butelki do picia dla niemowląt.
– Przed wprowadzeniem produktów na rynek producent ma obowiązek wykonania specjalistycznych badań. Wykonują je laboratoria komercyjne – opowiada Anna Kozak. – Do nas trafiają przedmioty, które wzbudzą zastrzeżenia inspektorów Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej podczas wizyt w hurtowniach lub sklepach.
Szacuje się, że niezgodnych z normami jest ok. 30-40 proc. wszystkich badanych w laboratorium przedmiotów. To wynik niezmienny od lat. Zmienia się natomiast kraj pochodzenia wadliwych przedmiotów.
– Kiedy trafiają do nas zabawki sprowadzane z Azji, które kupić można w sklepach „wszystko po 4 zł” niemal w ciemno możemy założyć, że nie spełnią one unijnych norm. W zdecydowanej większości wypadków mamy rację – mówi naczelnik Kozak i apeluje do rodziców aby w kupowaniu takich zabawek zachowali największą czujność.
Uwaga na grzechotkę...
Na co powinniśmy zwracać szczególną uwagę sięgając po prezent dla dziecka? Przede wszystkim sprawdźmy, czy na opakowaniu znajdziemy nazwę producenta oraz oznakowania CE. Gdy ich nie ma, powinniśmy zrezygnować z zakupu.
– Kupując rzeczy dla najmłodszych dzieci sprawdźmy, czy nie posiadają one informacji, że nie nadają się dla dzieci poniżej 3 roku życia. Jeśli takie są, nie dawajmy ich dzieciom młodszym, mimo że sami nie widzimy zagrożenia. Takowe na pewno jest – podkreśla pani kierownik. – To bardzo ważna informacja, bo nie raz mieliśmy już do czynienia z gryzakami, czy grzechotkami, czyli przedmiotami dla niemowląt, które - zgodnie z zaleceniami producenta - powinny być dawane dopiero dzieciom, które ukończyły trzy lata.
...i na opakowanie
Uważniej przyjrzeć trzeba się też zabawkom dla starszych dzieci, które mają ruchome elementy. Szczeliny pomiędzy nimi powinny być tak małe, by dziecko nie mogło między nie włożyć paluszka. Jeśli zabawka ma linki, to powinny być one na tyle krótkie, żeby nie zadzierzgnęły się na szyi dziecka i grubsze niż 1,5 mm, bo cieńsze mogą przeciąć skórę. Zabawki z tworzyw sztucznych nie mogą mieć ostrych krawędzi, a drewniane: zadziorów i drzazg.
– Nie bez znaczenia jest też to, jak się bawią dzieci. Nie można podarować maluchowi najbezpieczniejszej nawet zabawki i zostawić go z nią sam na sam. Dzieci mogą wykorzystywać ją niezgodnie z zastosowaniem, czyli np. skakać po plastikowym samochodziku. Taka zabawa może mieć złe konsekwencje – przyznaje szefowa Laboratorium Badania Zabawek. – Zawsze zabierajmy też dzieciom plastikowe opakowania, w których znajdowała się zabawka. Te mogą przecież doprowadzić do uduszenia, jeśli zostaną założone na głowę.
Informacje o tym, które zabawki nie przejdą tekstów przekazywane są do Wojewódzkiej Inspekcji Handlowej i UOKiK, które wycofują taki towar z rynku.