Przed pięcioma laty warszawscy naukowcy (specjalność: pedagogika) oraz ich znajomi oficerowie wojskowych służb specjalnych z Dęblina i Ryk, założyli spółkę Centrum Edukacji i Zarządzania. Spółka powołała do życia Wyższą Szkołę Umiejętności i Zarządzania z siedzibą w Rykach. Już pierwszy nabór, dokonany w 1997 r., dowiódł, że był to dobry pomysł. Hossa trwa nadal. Jednocześnie między wspólnikami, spragnionymi zysków, narastają konflikty. Skargi płyną do Ministerstwa Edukacji i prokuratury. Przed lubelskim sądem odbyła się właśnie kolejna rozprawa.
Mówi Jacek Tokarski, dyrektor generalny ryckiej szkoły:
- Aktualnie mamy ponad 2,5 tysiąca studentów. Spodziewamy się, że jeszcze we wrześniu liczba ta powiększy się o około 700 osób. Sytuacja ekonomiczna uczelni jest dobra. Nie mamy żadnych długów, posiadamy natomiast lokaty terminowe.
Powstają - mówi dalej - nowe inwestycje. Najbliższy rok akademicki zainaugurowany zostanie w rozbudowywanym właśnie, imponującym obiekcie. Na potrzeby uczelni zaadaptujemy dawne hale produkcyjne Odzieżowej Spółdzielni Inwalidów.
A jeśli chodzi o inicjatorów utworzenia szkoły, byli nimi: Paweł Lewandowski z Dęblina i Stanisław Szałajko z Ryk. Obydwaj wojskowi...
Profesor Jan Bogusz:
- To ja zainicjowałem powołanie w Rykach uczelni. Najpierw założyliśmy spółkę. Do jej powstania - czego dowodzi akt notarialny z 4 lipca 1996 r. - doszło w budynku Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej im. Grzegorzewskiej w Warszawie, gdzie pracowałem. Wspólników, dodatkowo osiem osób, dobrałem sam. Więc dziś tylko do siebie mogę mieć pretensję i żal o to, co się potem wydarzyło. Także o moją krzywdę...
Już w pierwszych miesiącach funkcjonowania spółki wspólnicy skłócili się. Powód pierwszy: pieniądze na obowiązkowe opłaty, m.in. dla fiskusa. Kłócono się przy rozdziale stanowisk w szkole, wykładów. Obserwatorzy wydarzeń dodają:
- Trudne i niezgodne charaktery, jakie spotyka się wśród pedagogów, wymieszały się z mentalnością wojskowych i ich żon.
Wyjaśnijmy, że obydwaj oficerowie miejsce w spółce oddali swoim żonom.
Profesor Bogusz, co przyjęto ze zrozumieniem, został pierwszym rektorem Wyższej Szkoły Umiejętności Pedagogicznych i Zarządzania w Rykach, jeszcze w organizacji. Wrzesień 1997 roku. Zbliża się termin pierwszej inauguracji. Wrzenie spowodowane koniecznością wniesienia dodatkowych opłat przez wspólników Centrum Edukacji i Zarządzania przeradza się w otwarty konflikt. Bogusz podejmuje próbę pacyfikacji. Niektóre ze stosowanych metod sprawiają, ze otrzymuje przydomek ''Straszny Dziadunio''. Tytułem rewanżu: do biskupa siedleckiego, w ślad za zaproszeniem na uroczystość inauguracji, które wystosował rektor Bogusz, idą wieści, że jest niewiarygodny, bo w przeszłości kształcił komunistycznych oficerów, sprzyja plagiatorom itd.
Z nieznanych bliżej powodów biskup na inauguracji się nie pojawił. Bogusz był, ale bez gronostajów i rektorskiego łańcucha. Dzień przed inauguracją zarząd spółki odwołał go ze stanowiska rektora uczelni. Uczelni, którą utworzył.
Kariery i dramaty
Wśród słuchaczy pierwszego rocznika startującej właśnie uczelni był Jacek Tokarski, wówczas właściciel i prezes firmy budowlanej ''Termotech'' z Chełma.
- Do wszystkiego w życiu dochodziłem sam - mówi dzisiejszy dyrektor generalny Wyższej Szkoły Umiejętności Pedagogicznych i Zarządzania w Rykach. - Skończyłem szkołę stoczniową w Gdyni, ale chciałem być blisko domu, rodziców. Wróciłem więc do Chełma. Potem na dwa lata ''za chlebem'' wyjechałem do USA. Po powrocie, w 1991 r., podjąłem pracę w państwowym przedsiębiorstwie budowlanym. Gdy raz i drugi wypowiedziałem swoją opinię, bo napatrzyłem się jak pracują na Zachodzie, ''poradzono'' mi, ażebym założył własną firmę. Założyłem.
Gdy byłem studentem I roku ryckiej szkoły - mówi dalej Tokarski - ogłoszony został przetarg na dokończenie rozbudowy obiektu odkupionego przez spółkę od Odzieżowej Spółdzielni Inwalidów na potrzeby szkoły. Wygrałem i, jak pan widzi, końcowe prace dobiegają końca. Uczelnia może więc opuścić wynajmowane pomieszczenia, m.in. w Szkole Podstawowej nr 1. Tegoroczna inauguracja odbędzie się już na swoim.
Pan popatrzy - tutaj będzie biblioteka z czytelnią. Nie będzie natomiast siedmiopokojowego mieszkania, jak tego chciał Bogusz, gdy drugi raz został rektorem.
* Jak to się stało, że został wybrany ponownie?
- Należy przerwać zmowę milczenia, więc powiem: prosił, żeby mógł zostać rektorem na trzy miesiące, uratować honor. A potem, przyrzekał, odejdzie. Z Pawłem Lewandowskim pomyśleliśmy: pomóżmy mu odejść tak, jak chce... Nie wszyscy z tym się zgadzali, ale przekonaliśmy ich. Pełniący więc wówczas urząd rektor złożył rezygnację. Jego miejsce w grudniu 2000 r. zajął Bogusz i zaczął rozdawać ciosy na lewo i prawo. Nikt w życiu takich krzywd mi nie narobił, jak on. Publicznie mówił, że mu intelektualnie nie odpowiadam. Krzyczał, walił w stół. I tworzył fakty, pisząc na lewo i prawo. Sam 100 tysięcy ze szkoły wyprowadził. A ja, proszę pana, jestem jak rzymski rycerz. Jak trzeba, na miecz się rzucę...
Tym razem kariera rektorska prof. Jana Bogusza trwała prawie cztery miesiące. Odwołały go te same osoby, które niedawno powołały na to stanowisko: dr Adam Knap, prezes zarządu spółki Centrum Edukacji i Zarządzania oraz mec. Lucyna Zawadzka, członek zarządu. Powód: czterech z ośmiu wspólników (prof. Danuta Piekut-Brodzka, widząc co się dzieje w spółce, zrezygnowała z członkostwa), posiadających łącznie ponad 50 proc. udziałów, wystąpiło do ministra edukacji o odwołanie Bogusza. Argumentowali to tym, że powołujący go Knap i Zawadzka nie byli w tym czasie członkami prawomocnego zarządu. A tak w ogóle - dopowiedzmy - w tym czasie spółka miała... trzy, wykluczające się zarządy.
W polskim piekle
Profesor Jan Bogusz:
- Rektorem zdecydowałem się zostać ponownie, by przeciwstawić się przekrętom. Proszę pana, ci ludzie wyprowadzają pieniądze ze szkoły, by za nie ... kupić sobie szkołę. Sprytne, nie? A przy tym sami szybko obrastają w piórka. Mówiłem: nie kupujmy zaraz na początku mercedesów, inwestujmy w szkołę, w młodzież. A tu, proszę - jeżdżą mercedesami. Dlatego też zwróciłem się o kontrolę tego, co się dzieje ze szkolnymi pieniędzmi. Gdzie wypływają. Zgromadziłem trochę dowodów świadczących o nadużyciach. Niewygodny więc byłem, musiałem odejść. Na koniec jeszcze włamali się do mojego gabinetu...
Małgorzata Lange podczas studiów została zatrudniona jako pracownik do spraw administracyjno-handlowych ryckiej uczelni. Opowiada dziś, jak Tokarski ''kuchennymi drzwiami'' ze swoją firmą budowlaną wszedł na teren ryckiej szkoły i podpisał umowę na rozbudowę. Teraz, jako dyrektor generalny, bez przeszkód rozlicza rachunki wystawione przez swego dyrektora.
- Kupił - mówi Małgorzata Lange - sześcioro spośród ośmiorga wspólników Centrum Edukacji i Zarządzania. Płacił im np. za logo szkoły, jej nazwę, programy nauczania, choć były to opracowania innych osób, wcześniej już zapłacone. Nie mogłam zgodzić się z marnotrawieniem pieniędzy wpłacanych do szkoły przez nie najbogatszych przecież studentów. Protestowałam. Za to zostałam zwolniona z pracy, miałam kłopoty z uzyskaniem indeksu, dyplomu ukończenia uczelni.
Rektor Bogusz, co było praktykowane w stosunku do studiujących pracowników uczelni, zezwolił, ażebym nie płaciła czesnego. I oto przykre zaskoczenie. Od urzędującego prorektora otrzymałam wezwanie do zapłacenia zaległego czesnego, pod rygorem skierowania sprawy do sądu. I dopisek, że prof. Bogusz był rektorem powołanym ''prawnie nieskutecznie''.
- Tym, co mówi Lange, to bym się nie przejmowała - słyszę w Rykach. - Bo ona była blisko związana z (...), i teraz tak gada.
Jacek Tokarski:
- Lange? To ona zabrała pieczątki uczelni, wykradła też dokumenty dla Bogusza. Niech się cieszy, że nie zwolniliśmy jej dyscyplinarnie z art. 52. A dlaczego ma płacić czesne, skoro z tego obowiązku zwolnił ją rektor? Dlatego, że nie był to prawnie powołany rektor. Niech napisze do obecnego, to zwolnimy ją z opłat...
Dyrektor generalny WSUPiZ, Jacek Tokarski, zaprasza do swojego luksusowego mercedesa, rocznik 2000. Jedziemy obejrzeć hale zostawione przez ''szpulki'' (Odzieżową Spółdzielnię Inwalidów), w których, po adaptacji, będzie można robić nie tylko licencjat, ale także - dzięki współpracy z UMCS - magisterium.
- Będzie też - rozmarza się dyrektor - drugi wydział, najchętniej ekonomia i informatyka. Będzie własna gazeta. Zarząd spółki będzie już tylko jednoosobowy, rektorem zostanie były minister edukacji narodowej. A Bogusza nie chcemy tu! Chyba że przestanie pisać donosy, zaprzestanie uprawiania nieuczciwej konkurencji w Dęblinie jako kierownik nielegalnej filii warszawskiej Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej.
- To bzdura - mówi Tokarski - że zapłaciłem większości wspólników za powierzenie mi kontrolowania 2/3 majątku spółki. Porozmawiali oni na obiedzie w restauracji ''U Falandysza'' i tak jakoś to z siebie wyszło. Może po prostu mają dosyć bałaganu i chcieliby, żeby ktoś zrobił porządek.
Gotów jestem to zrobić, mam wizję tej szkoły. A potem przekażę, bo nie jestem pedagogiem..
Ministerstwo? Po Nowym Roku
Od Teresy Bader, zastępcy dyrektora w Ministerstwie Edukacji Narodowej, dowiaduję się na wstępie, że w departamencie zajmują się 200 uczelniami prywatnymi, wobec których niewiele mogą. Nie mają po temu uprawnień. Ale w lipcu znowelizowana została Ustawa o Szkolnictwie Wyższym, mocą której w styczniu przyszłego roku powołana zostanie Państwowa Komisja Akredytacyjna. Ta, po rozpatrzeniu wszelkich okoliczności, będzie mogła wnioskować do ministra o przedłużenie, albo nie, upływającego w maju 2002 r. terminu ważności licencji ryckiej uczelni.
- A teraz - mówi pani dyrektor - to nie bardzo jest z kim w Rykach rozmawiać. Bo zarządy spółki są aż trzy. Wszyscy skarżą na wszystkich. Czekamy na postanowienia sądu w sprawie właściciela....
Sąd, czyli słowo nie ostatnie
Wspólnicy spółki Centrum Edukacji i Zarządzania w Rykach walnie przyczyniają się do zapewnienia zajęć sądom różnych instancji. Niedawno na rozpoznanie czekało pięć spraw. Ile dziś - trudno powiedzieć, bo każdy dzień niesie nowe pomysły i emocje.
20 sierpnia wspólniczka Małgorzata Lewandowska wnosiła o upoważnienie do zwołania nadzwyczajnego zgromadzenia wspólników, by wreszcie ustalić, kto jest władzą w Centrum Edukacji i Zarządzania. W trakcie rozprawy wyszło na to, że prawomocny jest zarząd: Knap, Zawadzka. A więc mogą działać. Na wieść o tym jedna ze wspólniczek zapowiedziała wniesienie rewizji. Czyli jest szansa, że wszystko zacznie się od początku.
A wszystko przez to, że w słoiku są konfitury. Ośmioro wspólników ma na nie apetyt. Ale nie bardzo wiedzą, jak się do nich dobrać.
***
W programie ryckiej uczelni znajdują się m.in.: pedagogika zdrowia psychicznego, a także niedostosowanie społeczne i resocjalizacja.
Z tego co wiem, są jeszcze wolne miejsca...