Pierwszy lokal pod szyldem Czekoladowy został otwarty we wrześniu 2012 r. przy ul. Jana Sawy w Lublinie. Potem dołączyły do niego kolejne. Dziś działają cztery. Najczęściej odwiedzany jest ten przy ul. Kołłątaja, ale najważniejszy jest ten przy ul. Liliowej. To właśnie tam trwa produkcja.
- Każdego tygodnia produkujemy do 20 rodzajów ciast. Lodów mamy około 100 rodzajów, ale oczywiście nie wszystkie wyrabiamy w tym samym czasie. To produkcja rotacyjna – zdradza Piotr Kozak, szef produkcji Czekoladowego.
Co lublinianie lubią najbardziej lizać? Zdecydowanie pistację i słony karmel. Dalej klasyka: śmietanka, wanilia, czekolada. Z ciastek najbardziej lubimy tartę mango-marakuja oraz ciastko pistacjowe. To ostatnie powstało niedawno.
- Nowości pojawiają się u nas głównie z jakichś okazji np. dnia matki, dziecka, babci czy dziadka. To zwykle krótkie serie ale czasami okazuje się, że smakują one klientom tak bardzo, że zostają z nami na dłużej – opowiada pani Aleksandra, kierownik sprzedaży Czekoladowego. I zdradza, że takim wprowadzonym 3 lata temu z okazji Dnia Babci i Dziadka ciastkiem jest „Grand”, który w witrynie jest do dziś, bo klienci zachwycili się ciasteczkiem brownie z musem z białej czekolady z herbatą Earl Grey oraz musem z marakui.
Miesiąc temu, z okazji Dnia Matki, wprowadzona została „Gaja” czyli ciasto z musem pistacjowym z białą czekoladą, które od razu stało się hitem.
Najpierw spróbują, potem narysują
Jak powstają nowe smakołyki?
- Obserwujemy, co klienci lubią najbardziej i idziemy tym tropem. Wiemy np., że klienci uwielbiają pistację dlatego Piotr zaczyna wymyślać nowe przepisy na jej bazie.
Nowe ciastka testują wszyscy pracownicy cukierni.
- Żeby trafiło do sprzedaży musi je zaakceptować większość pracowników, ¾? – dopytuję.
- To bardziej naturalny proces. Nie ma głosowania. Faworyt zazwyczaj smakuje wszystkim i nie ma wątpliwości, że jest to strzał w dziesiątkę – śmieje się pani Aleksandra.
Ale zanim nowe smakołyki można w Czekoladowym kupić powstają ich graficzne projekty. Bo znakiem firmowym cukierni są nie tylko najlepsze składniki i wyjątkowy smak ale także zjawiskowy wygląd. Klienci zachwycają się każdym, najmniejszym nawet ciasteczkiem, ale naprawdę docenić można go dopiero gdy podgląda się sam proces produkcji.
Neurochirurg przy ciastkiu
Pomieszczenia produkcyjne przy ul. Liliowej nie są imponująco wielkie, ale pracownicy poruszają się w nich wyjątkowo sprawnie. Nikt nikomu nie przeszkadza. Nikt na nikogo nie wpada. Priorytetem jest dbanie o czystość. Blaty są co chwilę dezynfekowane. Pod ścianami pracują ogromne urządzenia. W jednym pieką się serniki, w innym wypiekają korpusy mini tartaletek. Obok kręcą się lody. W kuchni zobaczyć można też wiele urządzeń zaskakujących laika. Nietypowy termometr sprawdza przez cały czas temperaturę cieczy podczas przygotowania syropu cukrowego. Obok suszarka, którą przed użyciem nagrzewane i dosuszane jest sitko do przesiewania mąki…
Największe wrażenie sprawia jednak sam proces produkcji. Bo żeby pracować w Czekoladowym trzeba mieć chyba sprawność neurochirurga i oczy zegarmistrza. Dokładnie oglądana jest nie tylko każda truskawka czy borówka używana do przybrania ciast, ale wnikliwej kontroli podlega wręcz każde nasionko granatu. Dlatego proces jest bardzo pracochłonny. Np. na wspomnianą już „Gaję” szczypczykami nakładane jest zielone kółeczko. Na wierzch kładzione jest mini ciasteczko, którego środek smarowany jest wcześniej mikroskopijnym pędzelkiem by przyczepić do niego pistacje. Jeśli ręka zadrży wyjątkowe ciastko się nie uda.
Urodziny bez czekoladowego? Niemożliwe!
Ale takie cudeńka w Czekoladowym będą produkowane tylko do końca września.
- Drodzy moi, z przykrością muszę Was poinformować o niezwykle trudnej dla mnie decyzji. Po 10 latach zmuszony jestem zakończyć działalność mojej autorskiej cukierni Czekoladowy. Główny wpływ na podjętą decyzję mają względy ekonomiczne. Chcąc kontynuować działalność musiałbym np. zrezygnować z wysokiej jakości składników na rzecz gorszych jakościowo substytutów, co byłoby w sprzeczności z przyjętą przeze mnie zasadą – napisał w tym tygodniu na facebooku Jakub Przysucha, właściciel i twórca wyjątkowej cukierni.
Post w ciągu kilku godzin osiągnął wyjątkowe zasięgi. Rozczarowania nie kryli klienci.
- Bardzo smutna wiadomość. Cały czas Wam kibicowałam i podziwiałam. Właściciel tych pięknych wyrobów jest Mistrzem nad mistrzami, nie ma takiego drugiego na świecie. Bardzo ubolewam – pisała pani Jolanta.
- To bardzo smutna wiadomość! Nie sposób wybrać, które Wasze wyroby były najlepsze. Niezapomniane będą dla mnie, zamawiane u Was oprócz oczywiście tortów na uroczystości rodzinne maleńkie „mini-tarteczki” w różnych smakach, pychota i artyzm. A lody…, rzadko jadam lody, a u Was zawsze, a dyniowe obowiązkowo! – pisała pani Urszula i dodawała: - Żadne urodziny moich córek, nie odbyły się bez tarty owocowej. Nie mogę się pogodzić, że zniknie takie miejsce, z wyrobami na najwyższym poziomie. Miernota w naszym kraju znowu wygrywa, to smutne.
Komentowali też byli pracownicy.
- Szkoda. Miejsce, które stworzyło mnie jako cukiernika znika z mapy … Dzięki wielkie, że mogłem z Wami tyle czasu wspólnie tworzyć jedną z najlepszych cukierni i daliście mi się rozwinąć. „Czeko” na zawsze pozostanie lokalem, który będę pamiętać – napisała pan Jakub.
Odezwali się lokalni przedsiębiorcy.
- Bardzo smutne... Zawsze byłam dumna jak podczas spotkań branżowych, w których uczestniczyłam reprezentując lubelski biznes powiązany z Państwa branżą, fachowcy mówili z respektem: „No, wy tam w Lublinie macie Czekoladowego!”... Eh, o doznaniach osobistych nie wspomnę – pisała pani Mariola.
Jakub Przysucha o zamknięciu stworzonej przez siebie cukierni długo rozmawiać nie chce.
– Nie mam zamiaru się użalać. Wszyscy dookoła widzą, co się dzieje i są świadomi sytuacji – ucina. – To decyzja dobrze przemyślana i ostateczna.
Właściciel ma jednak nadzieję, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał kontynuować tradycje lokalu. Wtedy byłoby się łatwiej pożegnać…