d – W Polsce uważają nas za dziwny klub. Większość motocyklowych grup pochodzi z dużych ośrodków. Spotykamy się w kraju na wielkich imprezach i jak tłumaczymy ludziom, że w pobliżu nas nie ma większego miasta, to nie mogą zrozumieć. Pytają, gdzie to jest. Proszą, aby palcem na mapie pokazać – mówią o sobie z dumą motocykliści z Przegalin, wsi w gminie Komarówka Podlaska.
– Wszystko zawdzięczamy sobie. Nie czekamy, aż ktoś coś za nas zrobi. – mówi Piotr Babicz „Skóra”, szef Stowarzyszenia Motocykli Dawnych i Ciężkich Pantera z Przegalin.
Zima w Panterze to remonty, poprawki, udoskonalenia. Konieczne, aby móc pojeździć trzy, cztery miesiące w roku.
– A i zdrowie trzeba szanować. Szczególnie jak ma się dla kogo żyć, jak ja. Zimno i ślisko, to nie są warunki do jazdy, poza tym przyjemności w tym nie ma – uzasadnia Dariusz Sierociuk „Broda”.
Motocyklowe życie zaczyna się wiosną
To wtedy w całej Polsce najwięcej jest zlotów, kongresów, no i ich piknik. Przez cztery poprzednie lata piknikowali w swojej gminie. W tym roku już nie w Komarówce Podlaskiej, a w Drelowie odbędzie się impreza. Z żalem to odbierają, bo kompletnie opustoszały stadion, dzięki nim, ożywał na kilka dni w roku. Przyciągał tłumy motocyklowej braci prawie z całej Polski. Z każdym rokiem ranga spotkania wzrasta, co dawało gminie promocję.
– Idziemy do innej parafii, jak nas tu nie uważają – kwitują chłopcy z Pantery. – Wójt raz był na tak, raz na nie, ostatecznie dał do zrozumienia, że nas nie chce.
– Poróżniliśmy się. Kandydowałem na radnego. Bez sukcesu, ale przynajmniej poznałem ten świat. Polityka to bagno. Jak się wpadnie, to trudno się wydobyć. Nie pozwolę, aby klub mieszał się do polityki, a takie propozycje przed wyborami w naszą stronę kierowano – wyjaśnia „Skóra”.
Lokal dostali od gminy jeszcze za dobrych czasów i cieszą się, że na razie nikt go im nie wymawia.
Co na to wieś i rodzina?
Nie potrafią powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Spotykali się, rozmawiali o motocyklach, życiu, dziewczynach. Coraz więcej czasu poświęcali wspólnej pasji.
– Rodzice nie zabraniali mi jeździć. A jak się obawiali, to spokojną rozmową ich przekonywałem – mówi Paweł Łubiński „Tazi”, który zakładał stowarzyszenie, nieformalnie nazywane przez członków klubem.
– Są tacy, którzy omijają nas z daleka. Inni wprost przeciwnie. Z daleka machają ręką, chcą rozmawiać – opowiada „Tazi”.
– Co do ludzi i postrzegania nas – włącza się „Skóra” – to są trzy kategorie: ludzie, którzy nie rozumieją, którzy się nas obawiają, i którzy nas podziwiają. Ci ostatni chwalą wręcz za to, że coś robimy, nie stoimy pod kioskiem z piwem. Do tego potrafimy się zorganizować, nieźle nam to wychodzi. I to jest wygodne, bo mają nas z głowy – rozwija myśl.
Marek Rudko, sołtys Przegalin, mówi o nich: są wyizolowani. To zamknięte środowisko. Jeżeli chodzi o zachowanie, nie było i nie ma problemów. Nie wszyscy mieszkańcy są przychylni, ale wszędzie jest grupa takich, którym nic się nie podoba.
Sołtys słyszał, że piknik przeniesiono do innej gminy. Według niego to nie jest jeszcze przesądzone.
– Chodzą słuchy, że będzie jednak w Komarówce – mówi z nadzieją.
Miejscowy proboszcz i Pantera żyją w zgodzie.
– Nie utożsamia się z nami, ale nie krytykuje i nie nastawia innych przeciwko – mówią o księdzu motocykliści.
Kocham to zycie!
Emerytura po ponad trzydziestoletniej służbie w milicji i policji nie oznacza dla Jana Zająca, najstarszego wiekiem klubowicza, końca aktywnego życia.
– Uciekająca szosa, wiatr we włosach... Kocham to nad życie! – zwierza się mieszkaniec Międzyrzeca Podlaskiego. Ile kilometrów przejechał, od kiedy zaczął jeździć na motocyklu, czyli od 1970 roku? Nie jest w stanie dzisiaj zliczyć. Tysiące. W drogę ruszał sam lub z żoną Zofią, z zawodu główną księgową.
Dwie żelazne zasady wyznaje były policjant: zero alkoholu i nie za duża prędkość.
– Grunt to wyobraźnia. Przyśpieszyć każdy potrafi, ale wyhamować przy dużej szybkości, nie – mówi z rozwagą. Za to właśnie cenią go motocykliści z Pantery. Za to od niedawna reprezentuje ich w zarządzie. Jak trzeba, doradzi w życiowych sprawach.
Co ich razem trzyma
Motocykle znaczą dla nich dużo, ale to nie cały świat.
– Mam sześć maszyn. Nie wszystkie na chodzie. Składam je, remontuję. Co mogę powiedzieć o swoich motocyklach? Jednego lubię. Drugiego bardziej. Trzeciego kocham. Bez czwartego nie mogę żyć. Ale nie przesadzajmy. Człowiek jest najważniejszy – stwierdza „Skóra”.
– Jeżeli ktoś z nas ma problem, w ciągu 15 minut wszyscy o tym wiedzą. Jak gdzieś jest praca, to też jedni drugich zawiadamiają – dopowiada „Broda”.
– Wspólnie jest dużo łatwiej. Jak składam motocykl i nie wiem, jak rozwiązać jakiś problem, od razu ktoś mi doradzi – argumentuje „Skóra”.
– Byliśmy pospólstwem, teraz zaczynamy się wyróżniać. Rozwijamy się, wypływamy na powierzchnię – mówią o sobie klubowicze. Nie ukrywają, że się cenią. – Nie wystarczy kupić motocykl, aby do nas przystać. Kandydata obowiązuje okres próbny. Musimy wiedzieć, czy można mu zaufać, czy się sprawdzi, czy nie zawiedzie – podkreślają najstarsi stażem. W Lublinie, Drelowie, Wohyniu, Janowie Podlaskim, Międzyrzecu Podlaskim działają komórki Pantery. Lista członków i sympatyków zawiera ponad 30 nazwisk.