Kierowca audi, który stanął na skrzyżowaniu na al. Kraśnickiej w Lublinie, zobaczył przerażonego mężczyznę. Pozwolił mu schronić się w aucie. Po chwili pojawił się prześladowca. Strzelił prosto w samochodową szybę.
Miłe złego początki
A zapowiadało się, że ostrzelany później mężczyzna, spędzi dzień miło i przyjemnie. Umówił się z dziewczyną. Nigdy jej nie widział, bo znajomość nawiązał przez Internet. Do spotkania miało dojść przed kościołem na Poczekajce, dzielnicy Lublina.
Znakiem rozpoznawczym miała być biała róża, którą mieszkaniec Lublina trzymał w ręku.
I rzeczywiście, przed świątynią czekała młoda kobieta. Niestety, mężczyzna nie zdążył nawiązać z nią znajomości. Nagle pojawił się człowiek w kominiarce na głowie i z pistoletem w ręku. Strzelił kilka razy.
Potem okazało się, że strzały padły z pistoletu alarmowego Long alarm model Bolto 9 i co najwyżej mogły napędzić strachu. I napędziły. Przerażony mężczyzna zaczął uciekać. Podbiegł do samochodów, które zatrzymały się na skrzyżowaniu i czekały na zmianę świateł. Krzyczał, że potrzebuje pomocy, bo ktoś chce go zabić.
Wycelował prosto w pasażera
Kierowca samochodu, który stał na początku, nie chciał mu pomóc. Wpuścił go do auta dopiero właściciel audi 80. Zapaliło się zielone światło. Kierowca zaczął ruszać, kiedy zobaczył biegnącego mężczyznę w kapturze. Pomyślał, że to jakiś cudzoziemiec o ciemnej karnacji. Potem dostrzegł, że mężczyzna ma na twarzy maskę, a w ręku trzyma pistolet.
Napastnik wycelował prosto w pasażera. Wypalił z pistoletu. Mężczyźnie w samochodzie nic się nie stało, ale boczna szyba pękła. Audi odjechało z piskiem opon wprost pod komisariat policji.
Policjant miał nosa
Mateusz Sz. wpadł przez przypadek. Rysopisy napastnika i jego wspólniczki otrzymały wszystkie patrole w Lublinie. Po dwóch dniach od strzelaniny policjanci zauważyli w centrum miasta młodego mężczyznę i kobietę, która przypominała tę sprzed kościoła na Poczekajce. Sprawdzili, co para ma przy sobie.
I to był strzał w dziesiątkę. Mateusz Sz. miał dwa pistolety: hukowy i wiatrówkę.
Przyznał, że to on strzelał w okolicach kościoła na Poczekajce. Kolejne działania policji były już rutynowe: sprawdzenie, czy młody mężczyzna nie ma niebezpiecznych przedmiotów w domu. I znowu bingo. Policjanci w mieszkaniu Mateusza Sz. znaleźli ładunek wybuchowy z lontem. Specjaliści określili to potem jako "materiał wybuchowy o właściwościach miotających”.
Dlaczego strzelał?
Mateusz Sz. tłumaczył, że chciał w ten sposób zmusić swego dłużnika do oddania
5000 zł. Niejasno opowiadał, że odkupił dług ostrzelanego mężczyzny od innej osoby. Nie udało mu się pieniędzy odzyskać. A że znał nicka, którym dłużnik posługuje się na forach internetowych, nawiązał z nim kontakt, podając się za dziewczynę. Na umówione spotkanie przed kościołem wysłał narzeczoną.
Tłumaczył też, że dłużnikowi nie chciał zrobić krzywdy, ale tylko go porządnie nastraszyć. A materiał wybuchowy dostał od kolegi. Chciał zobaczyć, jak wybucha na działce.
Dajcie mi dwa lata więzienia
Mateusz Sz. zaraz po zatrzymaniu trafił do aresztu. Przesiedział w nim dziewięć miesięcy. Do Sądu Rejonowego w Lublinie właśnie wpłynął akt oskarżenia.
– Mateusz Sz. został oskarżony o wymuszanie zwrotu wierzytelności, narażenie na niebezpieczeństwo kierowcy i pasażera audi oraz nielegalne posiadanie ładunku wybuchowego – mówi Agnieszka Kępka, z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Mateusz Sz. chce się dobrowolnie poddać karze i zostać skazany na dwa lata więzienia. Na ławie oskarżonych nie zasiądzie jego narzeczona, bo nic nie wiedziała o planach Mateusza. Prokuratura oskarżyła jeszcze jego kolegę o wyprodukowanie ładunku wybuchowego.